Święta to czas, w którym spotykamy się z najbliższymi. Rozmawiamy o tym, co wydarzyło się ostatnio, opowiadamy o planach na najbliższe miesiące i dzielimy się refleksjami. Chyba w każdej rodzinie są osoby, którym powodzi się świetnie, a przynajmniej takie sprawiają wrażenie, i osoby, którym życie rzuca kłody pod nogi. Nieważne, o jakie problemy chodzi – krewni lubią na ten temat rozprawiać. Bardzo często dotyczą spraw osobistych, takich jak brak życiowego partnera lub dziecka. „Ofiary” tych rozmów słyszą wścibskie pytania i muszą cierpliwie znosić dobre rady. W końcu relacje rodzinne to bardzo delikatna sprawa.
Zobacz także: LIST: „Wielkanoc to dla wegan koszmar. Usiądę przy rodzinnym stole i będę GŁODOWAŁA!”
Klaudia jest żywym dowodem na to, że takie historie się zdarzają. Każde świeta są dla niej koszmarem. Kobieta unika ich jak może, ale w tym roku nie miała dobrej wymówki. Musiała spotkać się z rodziną i wysłuchać na swój temat uwag. Problemem Klaudii jest jej samotność. Ma 30 lat, więc najbliżsi uważają, że czas ją goni.
Kobieta postanowiła wyżalić się na naszym forum. Pyta się też, czy podobne doświadczenia są waszym udziałem i jak sobie radzicie w takich sytuacjach. Ona sama ma już dość i myśli o odizolowaniu się od krewnych.
- W momencie gdy skończyłam 25 lat, spotkania z rodziną stały się dla mnie bardzo uciążliwe. To wtedy pojawiły się pierwsze komentarze na temat najlepszego czasu na posiadanie dziecka i korzyści związanych z założeniem rodziny. W moim przypadku podstawowym problemem jest samotność. Krewni uważają, że 25 lat to już najwyższy czas na wzięcie ślubu, a 30. – ostatni dzwonek. W marcu skończyłam 30 lat...
Fot. unsplash.com
Na co dzień mieszkam w Warszawie, ale święta zazwyczaj spędzam na wsi, u babci. Generalnie jężdżę tam dość często – co 2 miesiące, ale wtedy nie jest tak źle. Piekło zaczyna się, gdy zjeżdżają się inni krewni. Wtedy szukają sobie kozła ofiarnego, na którym mogą skupić uwagę. Zawsze pada na mnie, bo w ich mniemaniu jestem już prawie stracona. Od kilku lat nie mam życiowego partnera. Poza tym od kiedy skończyłam 30 lat, oficjalnie uznali mnie za starą pannę.
Klaudia twierdzi, że od jakiegoś czasu unika spotkań rodzinnych.
Na Boże Narodzenie wyjechałam do Zakopanego. Uciekłam. Spędziłam święta z dwoma koleżankami, które też są samotne. Krewni prawie się na mnie obrazili. Potem przez kilka tygodni słyszałam, że tylko mnie nie było na uroczystym obiedzie. Wielka mi strata. Niestety z tymi świątmi już nie mogłam się wymigać. Musiałam się pojawić.
Kobieta zdradza, jak wyglądał jej pobyt u rodziny.
Było ciasno i głośno. Mam dużą rodzinę. Moje dwie siostry przyjechały z mężami i przychówkiem. Pojawiło się też cioteczne rodzeństwo. Rzecz jasna wszyscy z życiowymi partnerami i dzieciakami.
Fot. unsplash.com
Na początku były wyrzuty, że nie spotkałam się z nimi w Boże Narodzenie. A potem miała miejsce dalsza część zabawy. Już podczas jedzenia zupy padło pytanie, czy wreszcie kogoś poznałam. Gdy wyszło na jaw, że nie, zapadła ponura cisza. Pamiętam tylko jak nagle odezwała się babcia, która powiedziała, że ze mnie już nic nie będzie. Udałam, że tego nie słyszę, bo nauczyłam się już z doświadczenia, że tak jest lepiej. Miałam nadzieję, że odpuszczą, jednak tak się nie stało. Szwagier zaproponował, że zapozna mnie z fajnym znajomym. Podobno rozwodnik, ale zawsze lepszy taki niż żaden – powiedział Piotr. A cała rodzina mu przytaknęła. Potem ciocia dorzuciła, żebym zobaczyła jak Beatka i Patrycja (kuzynki) świetnie się spisały. Obie mają po czworo dzieci. Co z tego, że jedna żyje od kredytu do kredytu, a druga nie potrafi wychować swojej hałastry. Ważne, że wyszły za mąż i urodziły.
Klaudia opowiada też o swojej siostrze, istnym wzorze do naśladowania.
- Nie wiem, czy w każdej rodzinie tak jest, ale w mojej nie zabrakło chodzącego ideału – Kamili. Kamila jest lekarzem, wyszła za mąż w wieku 24 lat, wybudowała z mężem dom i doczekała się trójki dzieci. Mąż jest chirurgiem, a dzieci są ładne i grzeczne. Kocham Kamilę, ale denerwuje mnie porównywanie do niej i powtarzanie, żebym brała z niej przykład.
Nie przeliczyłam się i takie słowa padły podczas ostatniego spotkania. Jego ukoronowaniem były wrzaski dzieci: „Jestes starą panną, jesteś starą panną” oraz ich pytania, dlaczego jeszcze nie mam chłopaka. O ile dorosłym mogłam dać do zrozumienia, żeby dali mi wreszcie spokój, o tyle takim maluchom nie wypadało. Nikt im nie zwrócił uwagi na niestosowność takie zachowania, a ja musiałam powiedzieć coś na odczepnego.
Fot. unsplash.com
Kobieta skróciła swoją wizytę u krewnych, ponieważ miała dość psychicznej nagonki.
- Z ulgą wróciłam do Warszawy. Bolała mnie głowa i miałam krewnych po dziurki w nosie. Po takich spotkaniach zawsze dochodzę do wrażenia, że rodzina może być najgorszym, co może cię w życiu spotkać. Zero empatii, ciągłe wyrzuty i presja, abym dorównała innym – z tym kojarzą mi się najbliżsi. Trochę to przykre. Rodzina powinna się wspierać, a nie dołować.
Klaudia zapewnia, że wiele razy próbowała rozmawiać z rodziną o ich zachowaniu, ale oni nic sobie z tego nie robią.
- Uważają, że mają prawo tak reagować, bo są rodziną. Zresztą w ich mniemaniu pomagają mi. Interesują się moim życiem, doradzają i próbują swatać. Myślę, że to taki typ ludzi, do których nic nie dociera.
Powoli dochodzę do podjęcia decyzji, żeby ograniczyć z nimi kontakt. Po każdej wizycie jestem rozbita psychicznie i trudno mi się pozbierać. Jestem wrażliwą osobą i takie zachowanie mnie boli.
Co o tym myślicie? Czy macie podobne sytuacje w waszych rodzinach? – pyta się na koniec Klaudia.
Zobacz także: „Krewni obrazili się na mnie, bo chcę spędzić święta wielkanocne za granicą”