Kto z nas nigdy nie jadł w fast foodowej restauracji? Chyba tylko nieliczni. Popularny zestaw, na który składają się hamburger, frytki i cola, to posiłek znany każdemu.
Wszystkie fast foodowe restauracje kojarzą się przede wszystkim ze Stanami Zjednoczonymi. To właśnie tam hamburgery zyskały na popularności i bardzo szybko stały się częścią menu amerykańskich barów. Ale to nie Amerykanie wymyślili hamburgera. Swój początek zawdzięcza on niemieckim emigrantom, którzy przybyli do Stanów Zjednoczonych. Niemcy przygotowywali kotlety z siekanej wołowiny nazywane `stekami hamburskimi`, ponieważ to w Hamburgu zaserwowano je po raz pierwszy. Pierwszy hamburger został podany w 1885 r. Charlie Negreen włożył pomiędzy dwie kromki chleba kotlet z siekanej wołowiny. Kanapka od razu zyskała ogromne uznanie klientów i to sprawiło, że pomysł rozpowszechnił się w innych restauracjach.
Fast foodowe restauracje stały się prawdziwą rewolucją, ale obecnie nie mają najlepszej opinii. Mimo to wola konsumentów jest słaba i klientów nie brakuje.
Jeden z zagranicznych serwisów przytoczył wyznania byłych pracowników fast foodowych restauracji. Niektóre z nich naprawdę szokują.
Zobacz także: Czy hamburger może być dietetyczny?
Fot. Thinkstock
Kiedy pracowałam w restauracji szybkiej obsługi, najbardziej przerażało mnie, że tam w ogóle nie dbano o zachowanie podstawowych zasad. Do tej pory pamiętam widok brudnego oleju, który już dawno stracił swój normalny kolor. To w nim rumieniły się słynne, złociste frytki. Pomijam już fakt, że to niehigieniczne, ale może zrujnować komuś zdrowie. Nie pracuję w fast foodzie od dwóch lat, ale naprawdę dziękuję za tę pracę. Dzięki niej nigdy nie będę miała ochoty niczego zjeść w żadnej restauracji szybkiej obsługi.
Zobacz także: Dieta dla spłukanych: Jak jeść zdrowo i wydać niewiele?
Fot. Thinkstock
Zdawałam sobie sprawę, że zatrudniając się w fast foodowej restauracji, nie będę sprzedawać jedzenia najwyższej jakości. Chyba każdy z nas słyszał o kotletach zawierających zmielone resztki kurczaka, w tym nawet pazury. Nie jest to jednak żadna tajemnica, więc powtarzałam sobie, że przecież kupujący wiedzą, co jedzą… Wkrótce jednak moje sumienie zostało wystawione na próbę. Kiedyś podczas przygotowywania kanapki upuściłam ją na podłogę. Wszystko się rozwaliło. Obok stała kierowniczka, która szybko mnie zasłoniła i kazała to podnieść oraz ponownie zapakować. Według przepisów powinniśmy to wyrzucić. Zrobiłam co mi kazano. Nie zdałam tego egzaminu. Miałam tylko nadzieję, że hamburger nie trafi w ręce jakiegoś dziecka.
Fot. Thinkstock
Do dziś pamiętam starą, żółtą sałatę, którą serwowaliśmy w kanapkach. Chociaż obsługa jest zobowiązana do wyrzucania nieświeżych produktów, przeważnie tego nie robimy. O ile oczywiście da się jeszcze coś z tym zrobić. Tak było z sałatą. Tę pożółkłą i nieświeżą mieszaliśmy z dobrą i pakowaliśmy do kanapek. Klienci raczej nie zaglądają do środka, ale nawet jeżeli, to kawałki nieświeżej sałaty i tak są na samym dnie… Dla własnego dobra, oglądajcie kanapki, które kupujecie bardzo dokładnie.
Zobacz także: Zakażą sprzedaży fast foodów nieletnim!
Fot. Thinkstock
Wszyscy myślą, że opowieści o pluciu do jedzenia klientów to stek bzdur. Jeżeli nie chcecie, to nie wierzcie, ale powiem Wam jedno, ja i moi koledzy tak robiliśmy. Teraz czuję się głupio, ale wtedy wydawało mi się to śmieszne. Nie robiliśmy tego klientom, którzy byli niemili albo czymś nas zdenerwowali. Robiliśmy z chłopakami zawody i zakładaliśmy się, komu uda się napluć do większej ilości napojów. Wstyd się przyznać, ale potem przyglądaliśmy się, gdzie siada klient i obserwowaliśmy dyskretnie, jak pije swój napój. Śmiechu i żartom nie było wtedy końca. Najgorsze było to, że kierownicy o wszystkim wiedzieli, ale w ogóle nie zwracali na to uwagi, a niektórzy też mieli z tego pompę.
Fot. Thinkstock
Obowiązkiem obsługi, w tym rzecz jasna mnie, było częste mycie rąk. Najlepiej co godzinę. Oczywiście nikt z nas tego nie robił. Kto by się tym przejmował. Przygotowywałam kanapki bez żadnych rękawiczek bardzo często na brudnym blacie. W międzyczasie dotykałam brudnych szmat, których czasami używaliśmy zarówno do ścierania blatów, jak i podłogi, brudnych półek, no i wiadomo, że różnych innych rzeczy. Jak sobie to przypominam, to na moich dłoniach musiały być miliony zarazków, które przenosiłam na kanapki, a one trafiały do ust ludzi. Trudno mi jednak sobie wyobrazić, że klienci na serio myślą, że w takich restauracjach jest czysto i sterylnie. To jedna wielka ściema. Ale jeżeli ktoś chce tam jeść, proszę bardzo.
Fot. Thinkstock
Śmiać mi się chce, kiedy czasami słucham wypowiedzi kierowników fast foodowych restauracji, którzy zapewniają, że jakość, bezpieczeństwo i higiena to ich priorytety w pracy. Pamiętam jak kiedyś pracowałam w jednym z takich przybytków. Przygotowywane przez nas kanapki trzeba było podgrzewać, przy czym proces powinien trwać 10 minut. Jeżeli czas się wydłużył, kanapka według standardów miała być wyrzucana na straty. Tak się oczywiście nie działo i nie raz leżała w binie nawet pół godziny, a potem trafiała do klienta.