W Stanach Zjednoczonych więźniowie skazani na karę śmierci, w dzień egzekucji mają specjalny przywilej – mogą wybrać sobie dowolny posiłek, na jaki mają ochotę, a zadaniem kucharzy jest go przygotować, tak by umilić mu ostatnie chwile życia.
Życzenia skazańców bywają doprawdy dziwne…
Robert Buell, którego skazano za zabójstwo 11-latki, poprosił o jedną, czarną oliwkę. Jedynym wymogiem było wcześniejsze usunięcie z niej pestki.
Thomas J. Grasso, skazany na śmierć za uduszenie staruszki lampkami choinkowymi, zamówił sobie dwa tuziny ugotowanych na parze małż, spaghetti, dwa cheeseburgery z Burger Kinga, dwa duże shake'i, sześć grillowanych żeberek, pół ciasta z dyni, truskawki i krem. Makaron został jednak przyrządzony w niewłaściwy sposób , o czym Grasso poinformował media tuż przed straceniem.
Gerald Lee Mitchell, zabójca trzech mężczyzn, miał natomiast słodką zachciankę – zażyczył sobie paczkę cukierków Jolly Ranchers.
Miguel Richardson, napastnik i zabójca ochroniarzy, przed śmiercią poprosił o kokos, mango, winogrona, brzoskwinię, banana, jabłka, sałatę, twarożek, sok z kiwi, sok ananasowy, bezmięsną sałatka szefa, sałatkę owocową, ser i pomidora w plastrach. A na deser tort czekoladowy. Co ciekawe, kazał na nim napisać datę 23.02.90 (mimo, że był rok 2001) i wbić w niego siedem różowych świeczek.
James Edward Smith (stracony dwadzieścia lat temu) miał ochotę tuż przed śmiercią skosztować kawałek… brudu. Kucharze odmówili mu jednak podania owego przysmaku. Kryminalista dostał więc jogurt.