Osoby zatrudnione w sklepach są bardzo często niedoceniane. Nie zarabiają wiele, a pracują ciężko. Nie chodzi tylko o fizyczny aspekt pracy. Również pod względem psychicznym nie mają łatwo. Klienci bywają wymagający, nieprzyjemni, a nawet chamscy. Wyładowują swoją frustrację na pracownikach albo traktują ich jak psychologów, którym przy okazji zakupów opowiadają o swoim życiu prywatnym. „Wczoraj jedna klientka zrelacjonowała mi historię rozstania ze swoim facetem. Chciała kupić sukienkę, aby dobrze się prezentować na przyjęciu, na którym będzie również on. Powiedziała mi, że chce mu zrobić na złość” – czytamy w Sieci komentarz internautki. „Kiedyś byłam świadkiem, gdy klientka zalała się przy mnie łzami na widok sukienki w groszki. Podobno przypominała tę, którą miała na sobie, gdy poznała swojego męża. W ciągu 5 minut poznałam historię życia tej pani” – wyznaje kolejna osoba.
Zobacz także: 9 rzeczy, które zatajają przed Tobą sprzedawcy z sieciówek (a powinnaś to wiedzieć!)
Nie brakuje też wyjątkowo trudnych sytuacji, kiedy dochodzi do poważnych spięć pomiędzy pracownikiem a klientem. Wtedy ten pierwszy musi zachować zimną krew i przyjąć asertywną postawę, niepozbawioną jednak chłodnej uprzejmości. Takie zadanie do łatwych nie należy. Podsumowując, praca w sklepie może być harówką ponad siły, zwłaszcza dla osób wrażliwych, o słabej psychice i nieodpornych na stres.
Pracownicy sklepów są też świadkami żenujących zachowań klientów oraz widzą efekty ich karygodnego działania. Na co skarżą się najczęściej? Co ich zdaniem jest najgorsze? Oto wypowiedzi, które znalazłyśmy na forach internetowych i których udzieliły nam znajome dziewczyny. Doskonale ukazują one to, że pracownicy sklepów są nieraz o wiele lepiej wychowani niż traktujący ich z góry i patrzący na nich z pogardą klienci.
Fot. unsplash.com
„Według mnie najgorsze jest wyjadanie darmowych przysmaków, które proponują hostessy w supermarketach. Kiedyś byłam świadkiem, gdy świetnie ubrany ojciec, pchający wózek wypełniony produktami spożywczymi, powiedział swojej córce, aby podeszła do pań i poprosiła je kilka kawałków sera. Potem mieli się przejść w tym samym miejscu jeszcze kilka razy, żeby wziąć jak najwięcej. Najbardziej dziwi mnie to, że wyglądali na zamożnych. Przynajmniej wskazywał na to ich wygląd i zawartość wózka na zakupy. Do tej pory byłam przekonana, że tylko bardzo biedne osoby się tak zachowują” – opowiada pracownica warszawskiego supermarketu.
„Widziałam na własne oczy, jak kobiety rozpakowują masło, dotykają go palcami i wąchają... Następnie odkładają produkty na miejsce i to samo robią z kolejnymi. Kiedyś zwróciłam na to uwagę, ale klientka naskoczyła na mnie, że nie chce kupić nieświeżego masła i potraktowała mnie tak, jakbym ja była winna całej sytuacji” – czytamy anonimowy wpis na forum.
„Nagminnie spotykam się z kasowaniem papierków po zjedzonych batonach czy butelek po napojach. To niby nic złego, bo klient płaci, ale dla mnie takie zachowanie jest nieeleganckie. Czy naprawdę tak trudno poczekać te kilka minut, żeby skonsumować batona? Pomijam oczywiście cukrzyków albo ludzi, którym bardzo chce się pić” – widnieje kolejny wpis na forum internetowym.
Fot. unsplash.com
„Najbardziej denerwują mnie matki z dziećmi, które pozwalają pociechom obmacywać produkty i biegać po całym sklepie. Nawet nie zdają sobie sprawy, jakich szkód są w stanie narobić ich aniołki. Pobite szkło, obślinione zabawki, powyciągana z pudełek zawartość... Widziałam już niejedno” – komentuje sprzedawczyni dyskontu.
„Mogłabym wiele opowiadać o klientach” – zaczyna anonimowa kobieta na forum internetowym. „Do najgorszych zachowań należy nieszanowanie towaru. Ludzie rezygnują z niektórych rzeczy w ostatniej chwili i rzucają je gdzie popadnie, nie podnoszą z podłogi tego, co na nią spadło, miętolą, itd.”.
„Pracuję jako kasjerka i za największą kompromitację uważam wyścig do nowo otwartej kasy. Ludzie o mało co się nie pozabijają, kłócą i taranują wózkami. Czasami mam wrażanie, że zanika w nich człowieczeństwo” – zwierza się pracownica dyskontu.
„Ja uważam za wieśniackie zachowanie, gdy klient płaci mi banknotem stuzłotowym albo dwustuzłotowym za jakiś drobiazg typu guma do żucia albo bułka. Chcą sobie rozmienić pieniądze, ale nie od tego są sklepy. Poza tym sprzedawcy też potrzebują drobnych. Żenada” – mówi pracownica małego sklepu osiedlowego.
Zobacz także: Na ile freelancer jest faktycznie „free”? Blaski i cienie wolnego zawodu
Fot. unsplash.com
„Kłotnie o pieniędze i wzywanie kierownika to najgorsze zachowanie klienta, z jakim się do tej pory spotkałam. Chodzi mi oczywiście o kilka groszy, a nie dużą sumę. Klient wykłócał się, że go oszukałam, chociaż to nieprawda. Zrobił zakupy za kilkaset złotych. Poza tym widać było, że ma pieniądze. Musiałam wezwać tego keirownika i minęło dobre pół godziny, zanim udało się uspokoić faceta. Krzyczał na cały głos, że jestem złodziejką” – wspomina dziewczyna pracująca w dyskoncie.
„Uwielbiam gdy młode dziewczyny kupują eleganckie sukienki, a po kilku dniach je zwracają. Od rzeczy czuć potem, a czasami są przybrudzone. Dobrze wiem, że one zakładają je na jeden lub dwa wieczory, a potem zwracają, żeby nie kupować. To szczyt braku kultury. Niestety nie udowodnię, że one w tym chodziły. Niektóre ubrania w sklepach brzydko pachną i zostają zabrudzone już po jednym przymierzeniu” – żali się jedna z doradczyń klienta z dużej warszawskiej sieciówki.
„Taka sytuacja: w jednym z dyskontów są przy stoiskach warzywno-owocowych te samoobsługowe kasy. Niektórzy kombinują tak, że lekko unoszą torebkę przy ważeniu, żeby na wadze mniej wyszło. Jest to dla mnie naprawdę komiczne i jeszcze baby w ciąży, które się przepychają w kolejce do kasy i awanturują, bo przecież należy się im pierwszeństwo” – czytamy na forum internetowym.
„Nie ma to jak mamuśka wejdzie do małego sklepu, ekspedientce zostawi bac*ora do pilnowania, a sama za 5 zł zakupy zrobi. Albo wcale...” – widnieje kolejny wpis.
„Byłam kiedyś świadkiem w sklepie jak jakaś kobieta wyciągała sobie gołą ręką z beczki kapustę kiszoną żeby spróbować. Jak to zobaczyłam, to aż się zaczęłam śmiać, a ta do mnie z tekstem, że ona musi sprawdzić czy dobra, bo nie lubi kwaśnego bigosu. Ok, ja wszystko zrozumiem, ale dlaczego nie użyła tych specjalnych szczypców, które leżą obok, tylko gołą łapą gmerała w beczce” – pisze anonimowa internautka.