Gdyby spełniła się przepowiednia amerykańskiego „chrześcijańskiego numerologa”, ten tekst nigdy by nie powstał. Niejaki David Meade od wielu miesięcy głosił, że zbliża się koniec świata. Pierwszy ostateczny termin wyznaczył na 23 września 2017 roku. Kiedy ten dzień minął i nic się nie wydarzyło - wyznaczył kolejny. 15 października br. Ziemia miała się zderzyć z tajemniczą planetą Nibiru.
Miał o tym świadczyć cytat z księgi Izajasza: „Oto dzień Pański nadchodzi okrutny / najwyższe wzburzenie i straszny gniew / żeby ziemię uczynić pustkowiem / wygładzić z niej grzeszników. Bo gwiazdy niebieskie i Orion / nie będą jaśniały swym światłem / słońce się zaćmi od samego wschodu / i swoim blaskiem księżyc nie zaświeci”. A także całkowite zaćmienie Słońca nad USA, niszczycielskie huragany i trzęsienie ziemi w Meksyku.
Wiele tygodni później nasza planeta wciąż istnieje. Ale podobno nadal nie możemy czuć się bezpiecznie. Armagedon jest blisko.
Zobacz również: Wyznaczono NOWY TERMIN KOŃCA ŚWIATA! Już za chwilę będzie po wszystkim...
fot. Unsplash
Przypomnijmy, że to nie jedyny kataklizm, który miał się rozegrać w tym roku. Wcześniej Horacio Villegas, amerykański mistyk i „posłaniec Boga”, przekonywał, że wybuch III wojny światowej jest nieunikniony. Konflikt na globalną skalę miał się rozegrać od 13 maja do 13 października br., co pokrywało się z setną rocznicą objawień w Fatimie. I tym razem okazało się, że to tylko abstrakcyjna teoria szaleńca.
Wszystko wskazuje więc na ostateczną kompromitację samozwańczych specjalistów, którzy doszukują się kataklizmu w Piśmie Świętym. Ale nie oznacza, że zagrożenie minęło. Jak twierdzą niektórzy naukowcy - życie na Ziemi naprawdę przestanie istnieć i ma się to wydarzyć już w 2018 roku.
Tym razem mają o tym świadczyć nie tajne kody wyczytane w Biblii, ale obserwacja naszej planety.
Zobacz również: Wiemy, kiedy wybuchnie III wojna światowa. To kwestia dni! (Ujawniamy straszną przepowiednię)
fot. Unsplash
Jak informuje portal express.co.uk, Ziemia wchodzi w okres 5-letniego spowolnienia. Jądro ziemi staje się płynne i wpływa na ruch naszej planety. W efekcie zmniejsza się siła odśrodkowa, co wywołuje ściśnięcie płyt tektonicznych. Ma to wywołać gigantyczne trzęsienia ziemi oraz erupcję największych wulkanów.
Najbardziej zagrożone obszary to zachód Stanów Zjednoczonych, Bliski Wschód, południowa Europa, Ameryka Południowa oraz tzw. pacyficzny pierścień ognia, czyli strefa częstych trzęsień ziemi i erupcji wulkanicznych, która otacza Ocean Spokojny (wybrzeża obu Ameryk, wschodnia Azja, Nowa Zelandia, Japonia).
Do podobnych zjawisk ma dochodzić nawet dwukrotnie częściej, niż do tej pory. Może się więc okazać, że kataklizmy naturalne niemal zupełnie zniszczą życie na Ziemi.
Zobacz również: Sennik: Koniec świata
fot. Unsplash
Co roku dochodzi do ok. 15 dużych trzęsień ziemi. W 2018 roku może ich być nawet 35 i mówimy tylko o tych, których magnituda wynosi 7. W takim przypadku dochodzi do zniszczenia wielu budynków i ogromnych strat w ludziach w promilu 250 km od epicentrum. Dobrze zaprojektowane budowle są w stanie przetrwać. Trzęsienie ziemi o magnitudzie 9, a takiego podobno możemy się spodziewać, niszczy dosłownie wszystko.
Ale to nie jedyne zagrożenie. Musimy obawiać się także superwulkanów - płaskich i niezwykle niebezpiecznych. Do tej pory naukowcom udało się zlokalizować ich kilkanaście - głównie w Stanach Zjednoczonych i Japonii, ale także w Niemczech. Do wybuchu dochodzi średnio co 50-100 tysięcy lat. Według specjalistów kolejna erupcja to kwestia niedalekiej przyszłości.
Niszczycielska siła może okazać się gwoździem do trumny całej ludzkości. I nikt nie może zagwarantować, że nie wydarzy się to właśnie w przyszłym roku.