Imię może dodawać uroku, odbierać go, nasuwać dziwne skojarzenia albo wręcz wzbudzać śmiech. Niestety nie mamy na nie wpływu. Decydujący głos w tej sprawie należy do gustu rodziców, mody albo tradycji.
Wiele dzieci jest napiętnowanych przez imię. Rówieśnicy potrafią być pod tym względem okrutni, co doskonale rozumie bohaterka naszego reportażu. Dziewczyna niedługo skończy 18 lat i chce zmienić imię. Ma dosyć żartów na swój temat. Czy przesadza?
- Rodzice mnie skrzywdzili. Wiem, że chcieli dobrze, że nieprzewidzieli, jakie konsekwencje mogą wiązać się z tym imieniem, ale jednak czuję do nich żal. Nadanie dziecku oryginalnego imienia niesie pewne ryzyko. W moim przypadku spełnił się czarny scenariusz. Miałam spokój przez czternaście lat życia, ale trzy ostatnie okazały się koszmarem.
Zobacz także: LIST: „Nie uwierzycie, jakie imię moja kuzynka wybrała dla syna. Ale wiocha!”
Fot. unsplash.com
Dostałam imię po babci. Jestem Faustyna. Mogę sobie wyobrazić uśmieszki niektórych osób, które przeczytają moje słowa. Mogę też sobie wyobrazić ich skojarzenia. Dziwaczka. Nawiedzona. Święta. Wariatka. Cnotka. Tak naprawdę żadne z tych określeń do mnie nie pasuje. Nie jestem ani świętoszką, ani niegrzeczką dziewczynką. Uważam się za normalną osobę, coś pomiędzy tymi dwoma określeniami. Niestety imię robi swoje.
Najgorzej było, gdy poszłam do liceum. Wcześniej rówieśnicy nie kojarzyli tego imienia ze świętą Faustyną. Pewnie dlatego, że dopiero starsze osoby mają jakąś wiedzę na jej temat.
Moment, kiedy musiałam się publicznie przedstawić był okropny. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a wychowawczyni zapytała, czy pochodzę z religijnej rodziny. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie. Rodzice po prostu chcieli uhonorować babcię. Nauczycielka była przy tym miła, z jej słów nie przebijała nieprzyjemna aluzja, a jednak zrobiło mi się głupio. Niestety rówieśnicy nie okazali wyrozumiałości. Nabijali się, że na pewno kłamię i nie chcę się przyznać. Od tej pory zaczęli nazywać mnie świętoszką.
Faustyna niejedną przerwę spędziła w szkolnej toalecie. Czuła, że ludzie izolują się od niej. Nie miała z kim rozmawiać. Widziała złośliwe uśmiechy po kątach oraz słyszała wypowiadane po cichu komentarze. Była wyobcowana przez imię.
Fot. unsplash.com
- W mojej klasie były prawie same dziewczyny, a wiadomo, jakie one są. Gdy okazało się, że nie jestem typem imprezowiczki, w ogóle zostałam skreślona. Koleżanki upewniły się, że jestem świętoszkowatą Faustyną. Tak naprawdę lubię imprezy, ale nie kilka razy w tygodniu. Niekoniecznie przepadam też za alkoholem. Piję, ale z umiarem. Szanuję się, co dla innych jest kolejnym dziwactwem. Takie połącznie wraz z imieniem Faustyna okazało się zabójcze dla mojej szkolnej reputacji. Wytrzymałam w tej szkole tylko przez jakiś czas. Potem zmusiłam rodziców, żeby przenieśli mnie do prywatnej.
W nowej placówce było trochę lepiej. Mimo wszystko nadal zauważałam piętno imienia. Niekoniecznie w sposób negatywny, ale nadal mi to przeszkadzało.
Każdy chłopak, z którym umawiała się Faustyna, pytał, dlaczego ma takie imię i czy jest bardzo religijna. Niektórzy byli tylko ciekawi, ale inni złośliwi.
- Najlepiej zapamiętałam randkę z facetem, którego poznałam przez Internet. Niewiele o nim wiedziałam, ale wydał mi się sympatyczny, a do tego był atrakcyjny. Gdy zobaczyłam go pierwszy raz na żywo, od razu rzucił mi się w oczy medalik na jego szyi. Nie jestem uprzedzona do osób religijnych, jednak nasunęło mi się do głowy pewne przypuszczenie. Hubert, czyli ten chłopak, okazał się bardzo religijny i umówił się ze mną głównie z powodu imienia. Szukał dziewczyny uznającej podobne wartości. Wydawało mu się, że moje imię nie może być przypadkowe. Od razu skierował rozmowę na ten temat.
Hubert zapytał, czy jestem wierząca i praktykująca. Zobaczyłam rozczarowanie na jego twarzy, gdy odparłam, że nie. Powiedział, że noszę imię świętej i dlatego tak zapytał. Ogólnie zachowywał się w porządku, ale rozmowa się nie kleiła. On był zawiedziony moim brakiem religijności, ja z kolei zdenerwowałam się, bo znowu zostałam oceniona przez pryzmat imienia.
Fot. unsplash.com
Faustyna mówi, że z ludźmi, którzy znają ją dłużej, nie ma żadnego problemu. Nazywają ją Tyśka i w ogóle zapomnieli o jakichkolwiek religijnych skojarzeniach. Niestety przy zawieraniu znajomości nigdy nie jest łatwo.
- Rok temu było najgorzej, bo miał miejsce Rok Miłosierdzia i odbyły się ŚDM. Z tego, co się dowiedziałam, ta Faustyna była propagatorką kultu miłosierdzia. Parktycznie wszyscy ludzie, których poznawałam, automatycznie kojarzyli mnie ze świętą. Niektórzy głupio żartowali i zadawali pytania w stylu, gdzie twój różaniec, kiedy ostatnio byłaś u spowiedzi, a ty nie w kościółku. Mówili też, że się mnie boją, bo na pewno jestem nawiedzona.
Po jakimś czasie nauczyłam się traktować takie uwagi z przymrużeniem oka, ale mimo wszystko bolało. Było mi przykro. Tym bardziej, że nie jestem ani trochę religijna. Właściwie mam już awersję do religii przez tę Faustynę.
Moi rodzice tego nie rozumieją. Uważają, że mam piękne, oryginalne imię i kiedyś z pewnością je docenię. Mówią, żebym się nie przejmowała, bo najgorsze już i tak za mną. Im będę starsza, tym częściej będę obcowała z dojrzałymi ludźmi, którzy się w ten sposób nie zachowują. Niestety słowa rodziców mnie nie przekonują. Zdążyłam z całego serca znienawidzieć imię Faustyna.
W listopadzie kończę 18 lat. Mam zamiar iść do urzędu i zmienić imię. Wybrałam Sarę. Jest proste, eleganckie i światowe. Nie chcę być ani Tyśką, ani Faustyną. Będę Sarą i nic nie stanie mi na przeszkodzie do osiągnięcia tego celu.
Czy któraś z Was miała podobny problem z imieniem?
Zobacz także: Jakie imiona będą najpopularniejsze w 2017 roku? Które przestaną być modne? (Nasze typy!)