Styczeń to wyjątkowy czas dla tegorocznych maturzystów. Do najważniejszego egzaminu w życiu pozostało już naprawdę niewiele czasu, ale jest okazja, by rosnące napięcie skutecznie rozładować. Pod warunkiem, że znalazłaś partnera na studniówkę. Przyjęło się, że to zabawa wyłącznie dla par, dlatego uczniowie ostatnich klas szkół średnich od wielu miesięcy coraz częściej nie mają wyjścia. Jeśli nie masz u swojego boku własnego chłopaka, jesteś niemal zmuszona do poszukiwań towarzysza na ten jeden raz.
Kiedyś radziłyśmy sobie, prosząc o pomoc samotnego kolegę z klasy, kuzyna, sąsiada, a nawet starszego brata. Dzisiaj coraz więcej z nas decyduje się na zaangażowanie kogoś zupełnie obcego. To wcale nie takie trudne, bo w Internecie aż roi się od okolicznościowych anonsów. To transakcja wiązana – chłopak zapewnia swoją obecność i zaangażowanie, a w zamian często oczekuje wsparcia finansowego. Kim są tacy płatni partnerzy? Postanowiłyśmy to sprawdzić.
Nawiązałyśmy kontakt z kilkoma kandydatami, ale tylko jeden z nich zdecydował się na szczerą rozmowę na ten temat. Sprawdźcie, jak to działa w praktyce i z jakimi stawkami trzeba się liczyć.
Zdarzały się jakieś niemoralne propozycje?
Nie wprost i raczej nie przed studniówką. Tylko raz padło pytanie, ile trzeba wyłożyć za coś więcej. Nawet nie odpisałem. Najbardziej krępująco bywa już po wszystkim, kiedy dziewczyna pierwszy raz w życiu się upije i wariuje. Nic z tego. Odprowadzam do domu i po sprawie. Dementuję więc plotki, że wszyscy „panowie do towarzystwa” to męskie prostytutki. Nie o to tutaj chodzi.
A co myślisz o dziewczynach przez które jesteś zapraszany? Desperatki?
Jest w tym trochę desperacji, ale to nie ich wina. Z opowieści rodziców wiem, że kiedyś studniówki wyglądały inaczej. Bawiła się klasa, nie było ciśnienia, że musisz z kimś przyjść. Dzisiaj to nie do pomyślenia. Niektórzy idą bez partnera, ale raczej żałują. Wszystko nastawione jest na pary – wspólny taniec, ustawienie stolików, zdjęcia. Nie dziwię się, że większość nie chce tego przeżywać. Jestem do swoich klientek bardzo pozytywnie nastawiony. Nie dlatego, że coś z tego mam. Dobrze, że się odważyły i będą miały fajne wspomnienia na całe życie.
Papilot.pl: Przystojny student, fan dobrej zabawy, roztańczony, uśmiechnięty dotrzyma towarzystwa na studniówce lub weselu – tak zaczyna się twoje ogłoszenie...
Marek: I nie ma tu żadnego kłamstwa. Nie jestem narcyzem, ale podobno nie wyglądam tragicznie. Dziewczyny są ze mnie raczej zadowolone. Potrafię się bawić i na pewno nie podpieram ścian na imprezach. Jestem otwarty i kontaktowy. Ja nie widzę w takim układzie nic złego i staram się, aby druga strona też nie czuła się zakłopotana.
Jak to się zaczęło?
Od wesela, na które zaprosiła mnie koleżanka, kiedy byliśmy na pierwszym roku studiów. Była naprawdę zdesperowana, bo chodziło o ślub siostry. Miała być cała rodzina, a ona nie chciała pokazywać się znowu sama. Pamiętam rozmowę na korytarzu, kiedy siedzieliśmy w większym gronie, a ona z rozpaczą w głosie powiedziała „mogę nawet zapłacić, tylko niech mi ktoś pomoże!”. Zgodziłem się, ale oczywiście pieniędzy wtedy nie wziąłem. To była przyjacielska przysługa, która mnie do tego zainspirowała.
Pamiętasz swoją studniówkę?
Dzisiaj robię za specjalistę od tego typu imprez, ale moja była niewypałem. Zaprosiłem dziewczynę, która bardzo mi się podobała. Okazało się, że zna kilka osób z mojej szkoły i przez cały wieczór trzymała się z nimi. To było przykre. Teraz rozumiem, jak trzeba się zachowywać w takich sytuacjach.
Może traktujesz to jako misję? Skoro mnie nie wyszło, to uszczęśliwię innych. A raczej inne...
Oczywiście, chcę zbawić świat. A tak serio, po prostu lubię się od czasu do czasu rozerwać. Nawet jeśli idę na imprezę, gdzie nikogo nie znam. Włącznie z partnerką. Mam opłaconą zabawę, mogę potańczyć, napić się, transport też zazwyczaj jest. Do tego jeszcze kieszonkowe, bo w końcu poświęcam swój prywatny czas. Nie traktuję tego jako pracy, ale dodatkowe zlecenie. Może kogoś rozczaruję, ale nie jestem tym zakłopotany.
Jesteś w związku? Co na to dziewczyna?
Aktualnie jestem sam i dlatego nie ma z tym żadnego problemu. Gdyby było inaczej, to nie wiem, czy dalej mógłbym świadczyć swoje usługi.
Jesteś na czwartym roku studiów, zacząłeś na pierwszym – dotrzymujesz towarzystwa obcym dziewczynom przez cały ten czas?
Tutaj wraca temat dziewczyny, bo przez kilka miesięcy byłem w związku i wtedy z tego zrezygnowałem. Wspominałem jej, że coś takiego robiłem, ale ona nie powiedziała słowa na ten temat. Sam uznałem, że to było kłopotliwe. W sezonie studniówkowym mam niemal każdy weekend wyjęty z życia, latem zdarzają się wesela. Nie wiem czy w takich warunkach można być z kimś na serio.
W jaki sposób się ogłaszasz? Dziewczyny muszą wiedzieć o twoim istnieniu, żeby się z tobą skontaktować.
Zapisuję się do wszystkich okolicznościowych grup na Facebooku. Zamieszczam swoje ogłoszenie i odpowiadam na posty dziewczyn. Oczywiście nie wszystkich, bo jak widzę, że któraś z nich zupełnie mi nie odpowiada, to sobie odpuszczam. W zeszłym roku było raczej cienko i nie obstawiłem wszystkich terminów, więc w styczniu próbowałem jeszcze szczęścia na forach dyskusyjnych. To też poskutkowało i raz zdarzyło się, że zaliczyłem w jednym tygodniu dwie studniówki. Jedno liceum organizowało w piątek, drugie w sobotę.
Nawiązujecie ze sobą kontakt i co dalej? O co pytają, jakie mają wymagania maturzystki?
Najlepiej, gdybym był nieziemskim przystojniakiem, który pójdzie z nimi całkowicie charytatywnie. Mam wyglądać, zachowywać się i nic w zamian. Dlatego na początku wspominam, że czas to pieniądz, liczę na wsparcie biednego studenta i rozmowa wygląda inaczej. Od razu stają się odważniejsze i stawiają warunki. Najczęściej poruszane kwestie – mój wzrost, budowa ciała, prośba o zdjęcie, czy mam samochód, czy w danym terminie mam czas i oczywiście, ile biorę.
A ile bierzesz?
Nie mam sztywnej stawki, że wesele tyle, a studniówka tyle. Wszystko zależy od tego, jak nam się układa rozmowa. Jeśli czuję, że sam będę się dobrze bawił, to niewiele mi trzeba. Chodziłem na studniówki za 200 zł, w sam raz na nowy krawat i taksówkę, a raz tatuś maturzystki wsparł mnie kwotą 1000 zł. Tu nie ma reguły.
Ktoś może stwierdzić, że się sprzedajesz...
No jasne, podobnie jak księgowy, piekarz czy sprzątaczka, bo mają czelność brać pieniądze za poświęcanie swojego prywatnego czasu. Nie traktuję swojego dodatkowego zajęcia jako pracy i źródła utrzymania, ale nie jestem też bezinteresowny. Mam dzień wyjęty z życia, trzeba się do niego jakoś przygotować i wyglądać. Nie będę dokładał do interesu.
Najdziwniejsze zlecenie?
Mówiłem już o hojnym tacie i chyba o nim warto wspomnieć. Przestraszyłem się, kiedy skontaktował się ze mną dojrzały facet, ale szybko wyjaśnił o co mu chodzi. Córka nie ma z kim iść, jest załamana, ale wstydzi się poprosić o pomoc. Tata chciał namówić kogoś z ich otoczenia, ale ona protestowała. Bo to jeszcze większy wstyd, upokorzenie i tak dalej. Wymyślił, że ja się wokół niej zakręcę i będzie po sprawie. Nie zdradzę, jak to wszystko wyglądało, ale ona nie była świadoma, że tatuś mnie opłaca. Było warto, bo powiedziała, że to był najszczęśliwszy dzień w jej życiu.
Największy niewypał?
Zazwyczaj umawiam się z dziewczynami jakiś czas przed studniówką. Musimy się zobaczyć, pogadać i sprawdzić, jak to będzie. Rozmawiamy o tym, jak mam się dokładnie ubrać, bo kolor krawatu to jakaś strasznie ważna sprawa. Omawiamy szczegóły, jak się dostaniemy na miejsce, jak wrócimy i tak dalej. Jeden raz z tego zrezygnowałem, bo licealistka nie miała na to czasu. Ryzyko się nie opłaciło, bo jakby to powiedzieć, trafiłem na niezbyt ładną i strasznie wycofaną dziewczynę. Męczyłem się z nią, ona ze mną i chyba żadne z nas nie wspomina tego dobrze.
W tym roku ile masz zleceń?
Trzy weekendy stycznia. Na pierwszy też by się coś znalazło, ale nie było mnie wtedy w mieście, chciałem odpocząć. Znowu będzie sytuacja, że w jednym tygodniu mam studniówkę w piątek i sobotę, ale nie narzekam.