Przez wielu osiemnaste urodziny traktowane są jako moment przełomowy. Wraz z uzyskaniem pełnoletności przestajemy być dziećmi zależnymi od swoich rodziców, a stajemy się pełnoprawnymi obywatelami. Wejście w dorosłość świętujemy zazwyczaj na okolicznościowej imprezie. Prym wciąż wiodą domówki, ale na popularności zyskują również urodziny organizowane w modnych klubach. Grono przyjaciół, muzyka i alkohol to podobno przepis na imprezę życia. Ale niektórym to nie wystarcza.
Sylwia postawiła na coś znacznie bardziej spektakularnego. 18-latka z Warszawy pod koniec listopada br. zorganizowała jedno z najdroższych tego typu przyjęć w Polsce. To nie było spotkanie kilku znajomych w domu przy piwie i chipsach, ale gigantyczne przedsięwzięcie za wielkie pieniądze. Gdzie się odbyło? Ilu zjawiło się gości? Kto to sfinansował? W rozmowie z nami, już z perspektywy czasu, zdradza szczegóły i ocenia, czy inwestycja była tego warta.
Zapraszamy na imprezę, jakiej większość z nas nigdy nie miała okazji doświadczyć. Ta osiemnastka na pewno przejdzie do historii!
fot. Thinkstock
Zdjęcia z twoich urodzin publikowane są na Facebooku do dziś. Zależało ci na takim rozgłosie?
Sylwia: Nie przesadzajmy. Znajomi rzeczywiście pokazują fotki z imprezy, ale nie sądzę, żeby to wyszło dalej. Kilka niepowołanych osób do nich dotarło i nawet postanowili do mnie napisać, ale frustratami się nie zajmuję. Dostałam kilka wiadomości, z których dowiedziałam się, że jestem córką komuchów, resortowym dzieckiem i pozerką. Tak mógł napisać tylko ktoś, kto nie zna mnie i mojej rodziny. Ale rozumiem i wybaczam, bo zazdrość czasami odbiera rozum.
Widziałyśmy te zdjęcia. Tak nie wyglądają urodziny statystycznej polskiej nastolatki.
W takim razie przepraszam, że miałam czelność się dobrze bawić i skorzystać z możliwości, jakie dostałam. Zdaję sobie sprawę, że to nie była zwykła domówka, ale jakoś nie mam zamiaru się z tego tłumaczyć. Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo. Miałam wolną rękę w sprawie organizacji, zrobiłam to po swojemu i jestem zadowolona z efektu. Moi goście też, bo do dzisiaj mi dziękują.
Dlaczego nie osiemnastka w domu albo klubie?
Bo to już było, sama uczestniczyłam w takich imprezach. Tym razem miało być zupełnie inaczej i tak właśnie się stało. Wątpię, żeby ktoś w najbliższym czasie to powtórzył.
fot. Thinkstock
Przejdźmy do konkretów – gdzie świętowałaś osiemnaste urodziny?
Zabawa odbyła się w pewnym ośrodku na Mazurach. Zamknięty teren, jeden duży pensjonat, osobny budynek tak zwanej imprezowni, prywatne jeziorko z pomostem. Chodziło mi to po głowie od jakichś 2 lat, kiedy trafiłam w to miejsce przypadkiem w czasie wakacji. Potem mi się przypomniało, zadzwoniłam i udało się wynegocjować warunki. Oczywiście wszystko za zgodą rodziców, bo to oni mieli decydujące zdanie w kwestii kosztów. Nie wiem czy myśleli o tak dużym budżecie, ale chyba sami zakochali się w tym pomyśle.
Ile osób zaprosiłaś?
Najpierw był pomysł, żeby zaprosić całą klasę z liceum i podobną liczbę znajomych spoza szkoły. Potem doszły do tego osoby towarzyszące i jeszcze kilku dodatkowych ludzi. Razem na moich urodzinach bawiło się 130 osób, więc niektórzy żartują, że to prawie jak wesele. Nie żałuję zaproszenia ani jednej osoby, bo wszyscy zachowywali się super.
A ile to wszystko kosztowało?
Nie powiem dokładnie, ale tanio nie było. W grę wchodzi kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dużo, ale było warto.
fot. Thinkstock
Bliżej 20 tysięcy złotych czy 90?
Powiedzmy, że gdzieś pośrodku. Wiem, że niektórym to się nie mieści w głowie, ale to uczciwie zarobione przez rodziców pieniądze, za które postanowili mnie uszczęśliwić. Udało im się to, bo imprezę będę wspominała do końca życia. Podobnie jak 130 moich gości.
Jak wyglądało to ze strony organizacyjnej? Co z transportem, zakwaterowaniem, powrotem?
Impreza rozpoczęła się tak naprawdę w sobotę do południa, bo na godzinę 11 była umówiona zbiórka w pewnym miejscu Warszawy. Tam podstawiliśmy 3 spore autokary, które były do dyspozycji aż do momentu, kiedy wszyscy zostaną odstawieni do miasta z powrotem. Sama jechałam jednym z tych autobusów. Już w środku grała muzyka, były baloniki, więc droga przebiegła bardzo fajnie. Potem rozdzieliliśmy pokoje i każdy miał czas, żeby się ogarnąć. Jedni się szykowali, inni zwiedzali okolicę. Cały czas był też do dyspozycji bus. Gdyby w trakcie imprezy zebrała się grupa kilku osób, które chciałyby wrócić, zostałyby odwiezione do Warszawy. Z tego nikt nie skorzystał.
Czy twoi rodzice byli obecni na miejscu?
Najpierw oboje, potem została tylko mama. Nie mieszała się w nasze sprawy, ale dbała o to, żeby wszystko wypadło zgodnie z planem.
fot. Thinkstock
Jak wyglądała sama impreza?
Tak jak powinna. W osobnym budynku mieliśmy do dyspozycji na piętrze – salę ze stołami, jedzeniem i napojami, a na dole bar i parkiet do tańczenia. Grał DJ, obsługa zapewniała dokładki i dolewki i tak balowaliśmy praktycznie do rana. Początek był za to nietypowy, bo było już ciemno, wszyscy zebrali się nad brzegiem jeziorka, a ja przypłynęłam łódką do pomostu. W ostatniej chwili zapaliłam pochodnię i dopiero wtedy mnie zauważyli. Fajny patent, bo nie spodziewali się mnie w tym miejscu.
Wszyscy dotrwali do rana?
Wiadomo, że niektórzy nie dali rady, ale wtedy grzecznie szli spać do pensjonatu. Obsługa dbała o to, żeby ktoś nie narobił bałaganu. Ja wytrwałam do końca i ostatnia poszłam spać.
Były prezenty?
Tyle, że ten dodatkowy busik jechał załadowany prawie pod sufit. Nie będę zdradzała, co konkretnie dostałam, ale było sporo śmiesznych rzeczy, kilka praktycznych, dostałam też olbrzymią laurkę z podpisami wszystkich uczestników. Dołączę do niej zdjęcia, bo na miejscu był też fotograf.
fot. Thinkstock
Nie było problemu z powrotem?
Żadnego. Ośrodek był wynajęty do poniedziałku. W niedzielę o 15 już wszyscy byli na nogach, w imprezowni czekały na nas ciepłe dania, każdy coś zjadł i ok. 17 załadowaliśmy się wszyscy do autokarów. Z tego co wiem, to w każdym odbyło się jeszcze afterparty. Trudno było się rozstać, ale kiedy już nas wysadzili na miejscu, to zgotowali mi takie podziękowania, że naprawdę poczułam się najszczęśliwsza na świecie.
Inwestycja się zwróciła?
Powiem tak – życzę każdemu, żeby miał okazję coś takiego przeżyć.