Niektórzy ludzie mają pretensje do księży, że za bardzo wtrącają się w cudze życie. Straszą piekłem, wymagają przystąpowania do sakramentów oraz napominają w różnych sytuacjach. Obrońcy kapłanów zwracają jednak uwagę, że jeżeli ktoś należy do Kościoła, sam stawia się w sytuacji podporządkowania regułom przyjętym przez tę instytucję i co najważniejsze - przykazaniom. Ponadto księża mają taki obowiązek, co nie znaczy, że nie pozostawiają człowiekowi wyboru. Ten zawsze należy do nas samych.
O prawdziwym bądź urojonym wścibstwie księży mówi się zazwyczaj przy okazji kolędy. To wtedy wychodzą na jaw niektóre z naszych grzechów. Do tych najczęściej spotykanych jest życie na kocią łapę. Co robią księża, gdy przychodzą do par, które żyją w konkubinacie? Niektórzy delikatnie napominają, inni starają się raczej mówić o miłości Boga do człowieka oraz jego miłosierdziu, ale spotyka się też księży, którzy bez ogródek i jakiegokolwiek taktu wykładają kawę na ławę.
Niedawno na naszą pocztę przyszedł mail od Sylwii. Kobieta od wielu lat mieszka bez ślubu ze swoim partnerem. Zawsze zbywała machnięciem ręki wszystkie uwagi, które słyszała na ten temat, a już zwłaszcza od księży. Co prawda w tym roku kapłan, którego przyjęła po kolędzie, w żaden sposób jej nie napomniał, to zawitał w jej progi po pewnym czasie. Nie raz, ale kilka.
O co chodziło kapłanowi? Jak się skończyła ta historia? Przeczytajcie, co ma do powiedzenia Sylwia.
Zobacz także: Oto aktualnie najbardziej pożądany pierścionek zaręczynowy świata
Fot. unsplash.com
- Nie jestem przykładną katoliczką, chociaż wierzę w Boga. Zdarza mi się nawet chodzić do kościoła. Do komunii oczywiście nie przystępuję, bo od wielu lat żyję z Bartkiem bez ślubu. Mimo wszystko nie potrafiłam całkiem zrezygnować z niedzielnych mszy. Tak samo jak nie potrafiłam się zdobyć na to, aby nie przyjmować księdza po kolędzie.
Ja i Bartek mamy po 30 lat. Nigdy nie planowaliśmy małżeństwa. W trakcie tych kilku lat mieszkania pod jednym dachem przychodzili do nas różni księża. Jedni byli bardzo wyrozumiali, inni trochę mniej. Ja zawsze powtarzałam partnerowi, że chyba mamy szczęście, że żaden jeszcze ani razu nie zmył nam głowy. On tylko kiwał głową i powtarzał, że ten moment prędzej czy później nastąpi. I to będzie koniec wizyt księży w naszym domu – zapowiedział. Bartek nie jest przekonany do kapłanów, a o ślubie nigdy nie chciał słyszeć. Wykrakał jednak, że pewnego dnia pojawi się ksiądz, który zwróci nam uwagę na niemoralne prowadzenie się.
Kilka tygodni temu w drzwiach pojawił się ten sam kapłan, którego Sylwia z Bartkiem przyjęła po kolędzie. Kobieta akurat była sama. Ksiądz ucieszył się, ponieważ wyznał, że liczył na osobistą rozmowę właśnie z nią.
- Byłam bardzo zaintrygowana i wpuściłam go do środka. Ksiądz wyznał, że miał wyrzuty sumienia i musiał przyjść. Gryzło go to, że ja i Bartek żyjemy bez ślubu i nie mamy zamiaru zmienić tego stanu. Ten kapłan zapytał, czy mi to odpowiada. Czy na pewno nie chcesz nigdy wychodzić za mąż i wziąć ślubu w kościele? – zapytał. Zdenerwowałam się trochę, bo w końcu chodzi o moje życie osobiste. Zaprzeczyłam. Wtedy ksiądz dodał tylko, że jego obowiązkiem jest mnie napomnieć, bo kiedyś będzie z tego rozliczony. To był praktycznie koniec rozmowy. Byłam zła i prawie wyprosiłam tego księdza.
Fot. unsplash.com
Sylwia była przekonana, że już nigdy więcej go nie zobaczy, ale pomyliła się. Ksiądz przyszedł jeszcze kilka razy, a ona go przyjęła.
Za każdym razem, gdy widziałam go przez wizjer, skręcałam się ze złości. Przez chwilę nawet podejrzewałam, że to jeden z tych, którzy lubią romansować z parafiankami i obrał mnie sobie za cel, ale okazało się, że nie. On naprawdę chciał mnie przekonać do ślubu z Bartkiem.
Nasze rozmowy często przeradzały się w kłótnie, ale były coraz dłuższe, a z czasem – co zauważyłam z niepokojem – nawet polubiłam tego księdza. Na początku był nachalny, ale w miarę gdy rozmawialiśmy, musiałam zgodzić się z nim w kilku kwestiach. Na przykład ksiądz mówił mi, że sama stawiam się w niekorzystnej pozycji, bo Bartek w każdej chwili może zakończyć ten związek. Uświadomił mi również coś, czego nigdy wcześniej przed sobą nie przyznawałam. Bartek mnie wykorzystywał.
Poza tym moja sytuacja naprawdę nie przedstawiała się zbyt ciekawie. Mieszkałam z nim w jego mieszkaniu bez żadnego ślubu. Nie miałam swojego kąta ani żadnego zabezpieczenia. Lata mi uciekały, a chciałam mieć kiedyś dziecko. Z kolei Bartek się do tego nie palił.
Zobacz także: „Lepiej wyjść za mąż bez miłości niż być starą panną” (Historia Agaty)
Fot. unsplash.com
Oczywiście rozmawialiśmy też o mojej sytuacji z perspektywy duchowej. Kapłan podsunął mi kilka ciekawych książek i opowiedział dużo o sobie. O tym, jak sam stał się człowiekiem wierzącym.
Pewnego dnia oznajmił, że to jego ostatnia wizyta u mnie, ponieważ zrobił, co mógł. Powiedział, że nawet jeżeli nie przekonują mnie względy religijne, żebym pomyślała o swojej sytuacji tak po ludzku. Doradził, abym poszukała innego mężczyzny, jeżeli myślę poważnie o założeniu rodziny. Na koniec dodał coś, co utkwiło w mojej pamięci. „Gdyby Bartek cię kochał, ożeniłby się z tobą”. Bo ja wyznałam mu, że kiedyś pragnęłam ślubu, tylko z czasem przystałam na warunki partnera i wydawało mi się, że chcę tego samego.
Sylwia przyznaje, że jej perspektywa się zmieniła.
- Nie zgadzam się ze wszystkim, co powiedział ten ksiądz, ale jeżeli chodzi o moją sytuację, trafił w dziesiątkę. Chciałabym, żeby Bartek poprosił mnie o rękę, ale wiem, że on nie chce nawet cywilnego ślubu. Czy powinnam porozmawiać z nim jeszcze raz i odejść od niego, gdy nie przystanie na ślub?
Co myślicie o tej sytuacji? Czy ksiądz słusznie zmienił perspektywę myślenia Sylwii?