Od parunastu miesięcy Michał Witkowski to jeden z najczęściej goszczących w portalach plotkarskich celebrytów. Szkoda tylko, że największe zainteresowanie mediów brukowych zdobył nie jako świetny pisarz, którym bez wątpienia jest, a homoseksualny szafiarz w makijażu i strojach, których nie powstydziłaby się Lady Gaga.
Trzeba przyznać, że w tworzeniu stylizacji nie brakuje mu wyobraźni. Pozował m.in. z koszyczkiem i czajnikiem zamiast torebki, z robakami i statkiem na głowie, w masce gazowej, damskich pończochach, był Marią Antoniną, miał już blond włosy i turkusowe brwi. Chwali się, że w ciągu roku na buty wydaje 120 tys. zł. Upublicznił nawet zdjęcia dokumentujące zabieg powiększania ust, któremu się poddał. „Z botoksem jest jak z dawaniem du*y. Niektórzy uważają, że to jest ból, ale przyjemny. Ja nie mam zdania na ten temat, ale lubię, jak się mnie tak kłuje. Ja to robię od dziesięciu lat, ale po raz pierwszy pokazałem na Facebooku” – stwierdził.
Wydawnictwo zrywa umowę
Gdzieś jednak leży granica autopromocji i Witkowski właśnie ją przekroczył. Podczas tegorocznej edycji Fashion Week w Łodzi pokazał się w czapce i naszyjniku z… symbolem SS, niemieckiej formacji nazistowskiej uznanej przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze za organizację zbrodniczą. Prokuratura Rejonowa dla Łodzi Polesia wszczęła w tej sprawie postępowanie. Witkowskiemu grożą dwa lata więzienia. Umowę z pisarzem zerwało również Wydawnictwo Znak, wstrzymując zaplanowaną na maj publikację jego najnowszej książki „Fynf und cwancyś”.
A szumu wokół tej publikacji zrobiło się już sporo. Witkowski zapowiadał, że będzie bardziej szokująca od słynnego „Lubiewa”. „Będzie strasznie bulwersująca, bardziej od Lubiewa. Poza tym tam występuje właśnie postać tytułowego Fynf und cwancyś, czyli kogoś takiego, kto jest zupełnie podobny do mnie i pracuje w zawodzie. A oczywiście tytułowa ksywa pochodzi od jego rozmiarów intymnych” – powiedział w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Lifestyle.
Fot. ONS
Michał Witkowski bez wątpienia umie pisać, a Polacy czytają jego książki, nawet jeśli uważają je za „wulgarne i zboczone”. W jednym z wywiadów pisarz pochwalił się, że dostaje 500 tys. zł zaliczki. A na pytanie, czy jest najlepiej zarabiającym polskim pisarzem, odpowiedział: „Możliwe”. Z czasem jednak coraz mniej mówił o literaturze, a coraz więcej o modzie, swoim blogu Fashion Patology, botoksie i homoseksualistach, stwierdzając, że lobby gejowskie istnieje naprawdę, a cioty są wszędzie, dzięki czemu jest mu łatwiej.
Lecz jego specyficzne poczucie humoru przestało śmieszyć. Za to, co zrobił na Fashion Week w Łodzi, głośno skrytykowali go m.in. Karolina Korwin-Piotrowska, Monika Olejnik, Ewa Chodakowska, Filip Chajzer, Dorota Wróblewska i Karolina Malinowska. A popularny pisarz Jakub Żulczyk o Witkowskim tak napisał na swoim Facebooku: „Myślałem, że większych żenad już nie będzie, niestety, moja wyobraźnia po raz kolejny okazała się być bardzo ograniczona. Jeśli na tę tępą, skur***łą pokrakę poniżej mówicie per pisarz, to na mnie mówcie trochę inaczej, bo jest mi wstyd”.
Ewa Podsiadły-Natorska
Fot. ONS
Powieść z życia ciot
Bo o tym, że Witkowski umie pisać, świadczy popularność jego książek. Debiutował jako 22-latek tomikiem prozatorskim „Zgorszeni wstają od stołów”. Oficjalnie za swoją pierwszą książkę pisarz uznaje jednak wydany cztery lata później „Copyright” (2001), gdzie autor, opisując wprowadzenie stanu wojennego czy pierwsze podróże na Zachód, czyni to z pozycji kilkunastoletniego wówczas chłopca.
Sławę i rozgłos przyniosła mu jednak powieść „Lubiewo”, książka uznawana za kultową, a nazywana współczesną powieścią gejowską. Autor i pierwszy wydawca (Korporacja Ha!art) określiły ją mniej subtelnie – „powieścią przygodowo-obyczajową z życia ciot”. Tytuł pochodzi „lubieżności”, która jest jednym z przewodnich motywów książki. Narrator stwierdza nawet, że jego ambicją jest ułożenie „ciotowskiego Dekameronu” – opowiada o seksie oralnym, analnym, drutowaniu czy ciotobarach.
Fot. ONS
Szum wokół „Lubiewa” był ogromny. W latach 2005-2006 ukazało się aż pięć wydań powieści. Książka otrzymała nominacje do Nagrody Literackiej Nike 2006, Paszportów Polityki 2005 i Fenomenów „Przekroju” 2005. Została także nagrodzona Nagrodą Literacką Gdynia 2006 oraz Nagrodą Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek 2006. „Lubiewo” przetłumaczono na wiele języków, a w oparciu o tekst powieści powstały scenariusze teatralne. W 2012 roku Świąt Książki wydał „Lubiewo bez cenzury”.
„Chamska, obrzydliwa momentami przeraźliwie śmieszna, a jednocześnie poruszająca i bardzo smutna. A przy tym jedna z najlepszych polskich książek ostatnich lat. Dla niektórych będzie jedynie marną prowokacją, dla innych czymś znakomitym. Warto po nią sięgnąć choćby po to, żeby wyrobić sobie o niej zdanie” – to opinia jednego z czytelników w portalu lubimyczytać.pl.
Fot. ONS
Stylistyczne mistrzostwo Witkowskiego
„Lubiewo” uczyniło z Michała Witkowskiego jednym z najpopularniejszych polskich pisarzy, a kolejne powieści potwierdziły jego sprawność. Po „Lubiewie” ukazały się m.in. „Fototapeta”, „Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej”, „Margot”, „Drwal”, „Zbrodniarz i dziewczyna”. Książki Witkowskiego to bestsellery, które w sumie przetłumaczono na kilkadziesiąt języków, w tym hebrajski, koreański i estoński. W 2007 otrzymał Paszport Polityki w kategorii „Literatura” (do nagrody nominowano go zresztą trzykrotnie). W uzasadnieniu napisano: „Nagroda za tropienie polskich mitów i rozrachunek ze współczesnością, za stylistyczne mistrzostwo i umiejętność posługiwania się konwencją literacką”.
Tyle samo razy Witkowski był też nominowany do Nike. „Drwal” znalazł się w finale Nagrody Literackiej Europy Środkowej Angelus 2012. „Ani to kryminał, ani powieść obyczajowa, nie jest to też komedia. Tu wszystko jest zmieszane, a dodając do tego potoczny, ironiczny, a czasem po prostu zdystansowany język i kryminalny zarys fabuły (rzecz się dzieje w Międzyzdrojach, o czym też warto wspomnieć), dostajemy niezły misz-masz współczesnej literatury pisanej przez autora młodego pokolenia” – to jedna z opinii w portalu lubimyczytać.pl.