Gdy dziewiętnastolatka, w przerwach między przygotowaniami go egzaminu maturalnego, pisze książkę o polskim blokowisku językiem, jaki nie pojawiał się wcześniej w literaturze, żonglując stylami, narracją i słowem, można mieć pewność, że szybko o niej nie zapomnimy. I tak się w rzeczywistości stało – chociaż od powieściowego debiutu Doroty Masłowskiej minęło trzynaście lat, wciąż uchodzi za najzdolniejszą pisarkę młodego pokolenia.
Karmicznie związana z morzem
Bo Dorota Masłowska od dziecka była pilną obserwatorką świata. Wychowana na wejherowskim blokowisku chłonęła wszystko, co ją otaczało. Podczas jednej z rozmów stwierdziła, że jest wręcz „karmicznie związana z morzem”.
Była nastolatką, kiedy zajęła pierwsze miejsce w konkursie miesięcznika „Twój Styl” na „Dzienniki Polek”. Ale to „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”, nazywana pierwszą polską powieścią dresiarską, przyniosła Masłowskiej uznanie i rozpoznawalność. Pisarkę błyskawicznie okrzyknięto odkryciem, talentem, głosem pokolenia.
Paweł Dunin-Wąsowicz, szef wydawnictwa Lampa i Iskra Boża, w którym ukazała się „Wojna…”, przyznał w jednym z wywiadów, że wiedział, że książka Doroty Masłowskiej wzbudzi zainteresowanie, jednak sukces powieści przerósł jego oczekiwania. Książka doczekała się wielu pochlebnych recenzji (m.in. Jerzego Pilcha i Marcina Świetlickiego – ten drugi określił ją „kawałem lekko nadpsutego, literackiego mięsa”). Stała się bestsellerem, przetłumaczono ją na wiele języków. Masłowska otrzymała za nią nominację do Nagrody Literackiej Nike, nagrodzono ją również Paszportem Polityki w kategorii „Literatura” – za „oryginalne spojrzenie na polską rzeczywistość oraz twórcze wykorzystanie języka pospolitego”.
Zainteresowana obyczajowością
Dziennikarze oszaleli na punkcie Masłowskiej, kiedy okazało się pisarka, mimo że momentami sprawiająca wrażenie nieśmiałej oraz wycofanej, mówiąca niewyraźnie, to wdzięczna rozmówczyni, która dokonuje interesujących ocen, ma szerokie horyzonty, a ze swoimi ripostami trafia w punkt. Szybko zrobiono z niej dyżurną komentatorkę bieżących wydarzeń, choć ją samą od początku to dziwiło. „Mnie nie interesują duże kategorie, polityka. Moim konikiem jest drobna obyczajowość, język, ludzka codzienność. Raczej tramwaje niż czołgi” – powiedziała w 2014 roku Jackowi Żakowskiemu w wywiadzie dla „Polityki”.
Fot. wysokieobcasy.pl
Bo z Dorotą Masłowską zazwyczaj jest tak, że jej prozę albo się uwielbia, albo się jej nie znosi. „Ocena: 10/10 za wyrwanie się konwenansom i za odwagę. I za to głównie daję najwyższą notę, za ten cynizm i absurd, wszechobecny nihilizm, opluwanie czytelnika” – ocenia jedna z internautek. A inna dorzuca: „Nie będę oryginalna w opinii: fenomen”.
Śpiewająca pisarka
Jedno nie ulega wątpliwości: Doroty Masłowskiej nie można zaszufladkować. W 2014 roku zaskoczyła wszystkich, wydając… książeczkę dla dzieci pod interesującym tytułem: „Jak zostałam wiedźmą. Opowieść autobiograficzna dla dorosłych i dzieci”. Można również poczytać felietony pisarki z magazynu „Zwierciadło” zgromadzone w niedawno wydanej książce „Wszystko, co możesz zjeść”. Teoretycznie pisze o jedzeniu (podtytuł to zresztą „Felietony parakulinarne”). Praktycznie znowu przygląda się polskiej rzeczywistości i poddaje ją gruntownej ocenie.
Fot. wysokieobcasy.pl
Nienasyceni tym, co Masłowska ma do powiedzenia, mogą sięgnąć po „Duszę światową”, wywiad-rzekę z autorką (rozmowę przeprowadziła inna pisarka – Agnieszka Drotkiewicz). Masłowskiej można też posłuchać, bo ostatnio częściej niż z piórem można spotkać ją… z mikrofonem. Fakt, że przerzuciła się z pisania na śpiewanie i jako Mister D. nagrała płytę „Społeczeństwo jest niemiłe”, zszokował wielu. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” przyznała, że jako pisarka czuła się sparaliżowana. „Chęć wykrzyczenia czegoś ważnego musi płynąć prosto z serca, musi być też w niej ryzyko. Dla mnie ta płyta jest też kpiną z siebie, ze swojego wizerunku i z produktu pt. Dorota Masłowska” – powiedziała.
I nawet jeśli teraz lepiej czuje się, gdy śpiewa, niż gdy pisze, jednego możemy być pewni: jako artystka Dorota Masłowska ma jeszcze dużo do powiedzenia. „Gdyby (…) mnie spytano, dlaczego tworzę, to chyba odpowiedziałabym: dlatego że jestem wtedy szczęśliwa. Wydaje mi się, że na poziomie neurobiologicznym tworzenie powoduje powstawanie substancji podobnych do zakochania, jakiejś dopamino-heroiny. To szczęście, które odczuwam podczas tworzenia, ma bardzo różne odcienie: od półerotycznego po dziecięce upojenie wynikające z kręcenia się na karuzeli albo budowania świata z klocków Lego. Tworzenie powoduje haj” – usłyszała Agnieszka Drotkiewicz, a słowa Doroty Masłowskiej trafiły do książki „Dusza światowa”.
Ewa Podsiadły-Natorska
Fot. wysokieobcasy.pl
Po „Wojnie polsko-ruskiej…” obserwowała więc świata dalej, pozwalając, by wyskakiwały z niej nowe książki. W 2005 roku ukazał się „Paw królowej”, powieść nagrodzona Nike, której akcję pisarka umieściła we współczesnej Warszawie. Masłowska napisała ją rymem, stylizując język na rap. To fragment: „Nazywała się Pitz Patrycja i mieszkała chyba gdzieś na 00-910 Woronicza, przystanek Telewizja, tam gdzie każdy Polak wyobraża sobie, że jest najpiękniejsza w Polsce ulica, a idzie nią w biały dzień Torbicka”.
A jednak choć tworzywem Doroty Masłowskiej jest słowo, ona sama nie narzuca się czytelnikom ze swoimi książkami. Przeciwnie – każe na siebie czekać, eksperymentuje z różnymi gatunkami. Po „Pawiu królowej” ukazał się dramat „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku”. Później znowu dramat – „Między nami dobrze jest”, za który Masłowska otrzymała nagrodę Ministra Kultury, a w 2012 roku wróciła z nową powieścią – „Kochanie, zabiłam nasze koty”, która wzbudziła mieszanie uczucia. Znana krytyk literacka Kinga Dunin, choć pozytywnie oceniła warstwę językową i konstrukcję książki, jej przesłanie uznała za zbiór banalnych, pustych diagnoz.
Fot. wysokieobcasy.pl
Dylematy czytelników
Charakterystyczne dla Masłowskiej jest obnażanie niedostatków polskiej rzeczywistości. Pisarka w swoich utworach robi Polsce – a konkretnie polskiemu społeczeństwu – demakijaż, pokazując ją prawdziwą, niepozbawioną defektów. Tłumaczyła się z tego Jackowi Żakowskiemu w wywiadzie dla „Polityki”: „Często oskarżano mnie o przedstawianie ojczyzny w negatywnych, ostentacyjnych barwach. Ale mnie bardziej interesuje rzeczywistość w ogóle – a że mieszkam w Polsce, to akurat jest to polska rzeczywistość”.
Przez tę swoją ostentacyjność Masłowska doczekała się wielu przeciwników. Głównie wśród czytelników, którzy mają z jej książkami niemały kłopot. „Bełkot, bełkot, bełkot (…). Żenujący poziom, żenująca treść. Mój mózg został tak sponiewierany, że nie wiem, kiedy do siebie dojdzie. Jednak polecam, po to aby zobaczyć, jak wygląda dno pisarstwa.”; „Jest to chyba najgorsza książka, z jaką przyszło mi mieć do czynienia (…). Nie poleciłabym tej książki nikomu. Jest fatalna!”; „Pierwsza i jedyna książka u mnie, która z pięknym furkotem przeleciała cały pokój, żeby zakończyć swój nędzny żywot w koszu na śmieci. Totalny bełkot i bzdura”; „Mam wielki dylemat z panią Masłowską. Po przeczytaniu nadal nie wiem, czy to talent czy badziewie totalne” – to tylko ułamek recenzji „Wojny…” umieszczonych w serwisie LubimyCzytać.pl.