Przyznanie temu filmowi statuetki Złotego Lwa na festiwalu w Gdyni wzbudziło wiele kontrowersji. Jedni uważali, że nagroda jest jak najbardziej zasłużona, inni byli oburzeni faktem, że tak przeciętny film wyprzedził „33 sceny z życia" czy „Boisko bezdomnych".
Trzeba jednak wyjaśnić, o co ten cały harmider. Otóż, „Mała Moskwa" jest filmem historycznym, wyreżyserowanym przez Waldemara Krzystka, opartym na prawdziwej historii. Rzecz dzieje się w 1987 roku w Legnicy, zwanej wtedy Małą Moskwą. Zagrana przez znakomitą w tej roli Svetlanę Khodchenkovą rosyjska śpiewaczka poznaje umuzykalnionego oficera Polskiej Armii Ludowej i oczywiście się w nim zakochuje. Nie byłoby w tym żadnego problemu, gdyby nie fakt, że owa śpiewaczka jest żoną oficera wojsk radzieckich, które w tamtym czasie stacjonowały w Legnicy.
Owego polskiego żołnierza zagrał Lesław Żurek i pomimo że zagrał całkiem przyzwoicie, wypadł bardzo blado. To za sprawą gry aktorskiej rosyjskiej części obsady. Khodchenkova stworzyła wspaniałą rolę beznadziejnie zakochanej kobiety. Przepiękna i pełna uroku, ściąga na siebie większość uwagi, jednocześnie nie będąc przesadnie ckliwa, doskonale wyczuwa moment, w którym należy dodać romantyzmu, a kiedy zachować dystans.
Zdradzanego męża wspaniale zagrał Dmitrij Ulianov. Jego rozgoryczenie widz czuje niemal namacalnie, jednocześnie wcale nie wzbudza ono niechęci. Pomimo że chodzi o Rosjanina, uchodzącego wtedy, jakby nie patrzeć, za adwersarza, nie czujemy satysfakcji z jego krzywdy, a raczej współczucie - jak wobec niesłusznie pokrzywdzonego.
Cały film jest jednak zbyt historyczny, by być melodramatem i zbyt melodramatyczny, by czuło się, że chodzi o prawdziwą historię. Dialogi są mocno poukładane, zbyt dopasowane do siebie, nierzadko sprawiają wrażenie wyciętych z Harlequina. Reżyser dał za dużo cukru i za mało pieprzu, w efekcie - film ogląda się jak zwyczajne, choć przyjemne, romansidło. Nie oznacza to, że nie jest warty obejrzenia. Na pewno wypad z koleżanką czy partnerem nie będzie stratą pieniędzy ani czasu.
Ocenę, czy dzieło Krzystka faktycznie jest lepsze od „Rysy" bądź „Boiska", pozostawiamy wam.