Uzależnione od konkursów

Zgodnym chórem mówią: „przecież to nie hazard”, więc dlaczego jedna z nich ma pokaźne długi, a druga zaniedbuje pracę? Czy nałogowe branie udziału w konkursach to tylko hobby czy może groźne uzależnienie? Poznajcie historie Izy, Danuty i Kai - konkursoholiczek.
Uzależnione od konkursów
19.02.2009

Udział w konkursie wiąże się z całym wachlarzem przyjemności: zaangażowanie w stworzenie czegoś, duma z dzieła, niepewność i oczekiwanie na werdykt jurorów, a potem, jeśli szczęście dopisze, radość z nagrody. Iza, Danuta i Kaja poznały w życiu słodki smak wygranej, znają uczucia towarzyszące zwycięstwu. Los jednak nie dla każdej był nieustannie łaskawy.

„Gdy rozpoczynałam studia na warszawskiej politechnice, naprawdę nie sądziłam, że wyląduję na marnym, nic nieznaczącym stanowisku w firmie architektonicznej, z pensją 1270 złotych miesięcznie” - zaczyna z żalem w głosie i wyrzutem Iza, 27-letnia warszawianka. Ma dwa fakultety - architekturę i grafikę komputerową, ale nie dają jej one gwarancji pracy za godziwe pieniądze. A przecież życie w stolicy kosztuje.

„Wciąż mieszkam z rodzicami, bo najzwyczajniej w świecie nie stać mnie na wynajęcie niczego. A co dopiero, gdy mowa o rachunkach i życiu. Chyba każda kobieta w moim wieku chce też ładnie wyglądać, modnie się ubierać. Z pensją 1200 złotych można sobie pozwolić na naprawdę niewiele, co najwyżej jakiś tani ciuch i parę kosmetyków z niższej półki. Nawet nie można myśleć o luksusach w postaci lepszych perfum czy o ekskluzywnej torebce, bo tylko się człowiekowi przykro robi” - wspomina Iza.

Wspomina, bo dziś jej sytuacja mocno odbiega od tej sprzed kilku miesięcy, gdy ledwo starczało na opłacenie komórki, parę drobiazgów i kupno czegoś do domu. Co odmieniło jej Los?

„Właściwie nie co, a kto” - prostuje. „To koleżanka z pracy, która pewnego dnia przyszła rozpromieniona i szczęśliwa, bo jej mąż w jednym z popularnych teleturniejów wygrał 25 tysięcy złotych. A ja dobrze wiedziałam, że jej mąż do najbłyskotliwszych nie należy. Skoro on może, to czemu mnie nie miałoby się udać? Dostrzegłam w tego typu rywalizacji na antenie szansę na poprawę swojej sytuacji finansowej”.

Nie myliła się. Z jej wiedzą (nabytą przez wiele lat solidnej edukacji) i wpojoną przez rodziców lubością do poznawania świata, przez eliminacje przeszła bez przeszkód.

„Pamiętam tę chwilę, gdy dowiedziałam się, że zagram. To był szok, radość i strach w jednym. Ale po pierwsze, jestem ambitna, a po drugie - obiecałam sobie, że nie wrócę do domu z pustymi rękami, a właściwie portfelem” - śmieje się na samo wspomnienie towarzyszących jej wówczas emocji.

Zgodnie z planem, do domu wróciła z cudownym uczuciem triumfu. „40 tysięcy! Wprost nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Nawet po odliczeniu podatku zostawała kwota, jakiej wcześniej na oczy nie widziałam! Pewnie nietrudno się domyślić, że to mnie tylko zachęciło do dalszego szukania szczęścia w teleturniejach”.

Nagle praca przestała być dla Izy atrakcyjna. Tutaj musiała harować po 8 godzin dziennie za marne grosze, tam była w stanie zarobić wielokrotność pensji w jedną chwilę.

Dziś ma na koncie udział w czterech teleturniejach i choć zdaje sobie sprawę, że do rekordzistów w tej dziedzinie jeszcze jej daleko, i tak jest dumna za swoich sukcesów. „Nie znam osobiście drugiej osoby, która by tyle zarobiła, grając”. Dlatego nie zamierza przestawać. Na razie udaje jej się jakoś łączyć eliminacje do kolejnych zabaw z pracą, choć pewność siebie, którą zyskała, występując na antenie, każe jej się rozejrzeć za nowym zajęciem.

Danuta miała 42 lata, gdy straciła pracę. Wcześniej, przez ponad dwadzieścia, była bibliotekarką w jednej z pięciu szkół podstawowych w swojej miejscowości. W tym wieku, bez ukończonych studiów i z tak ubogim doświadczeniem zawodowym nie miała praktycznie szansy na znalezienie jakiegokolwiek źródła dochodu.

„Moje życie było bardzo jednostajne, nie brałam pod uwagę, że coś może się zmienić. Niestety, w pewnym momencie przestałam być potrzebna, zabrakło dla mnie godzin. Z marnej pensji, od jakiegoś czasu co miesiąc odkładałam około 300, 400 zł na czarną godzinę. Teraz, gdy ta godzina przyszła, przynajmniej miałam co nieco na życie. Nie mam męża ani dzieci, a utrzymanie samej siebie nie jest tak bardzo kosztowne” - wspomina sytuację sprzed kilkunastu miesięcy. Dziś, dwa lata później, wie, że pewne sprawy należało rozegrać inaczej.

„Naczytałam się gazet, siedząc w bibliotece i chcąc się zastosować do drukowanych w nich porad, zapragnęłam pomnożyć swój mały majątek. Przeszło mi przez myśl, że najlepiej byłoby już nigdy nie pracować, tylko jakoś zainwestować te kilkanaście tysięcy, które miałam na swoim koncie. Doskonale wiedziałam, że udział w jakiejś loterii to nie najlepszy pomysł, ale pomyślałam, że w naturze musi być równowaga - skoro straciłam pracę, muszę coś wygrać”.

Z tą pocieszającą perspektywą wygranej Danuta zdecydowała się na wyjazd do pobliskiej, większej miejscowości, do salonu gier. „Wstydziłam się, taka stara baba i bawi się w automaty. O tym salonie dowiedziałam się z ulotek na ulicy. Potem usłyszałam w telewizji, że coraz częściej grają dorosłe kobiety, a nie nastolatki. Pomyślałam, że nie zaszkodzi spróbować”.

Była miło zaskoczona, gdy na miejscu zobaczyła więcej osób w swoim wieku. Kiedy oswoiła się z atmosferą panującą w salonie oraz z jego specyficzną klientelą, mając dodatkowo pod ręką kieliszek czegoś mocniejszego, potrafiła całkowicie się wyluzować i zapomnieć o bożym świecie. Zapomnieć na tyle, by stracić kontrolę nad sobą i nad pieniędzmi, które bezpowrotnie znikały w maszynie…

Mijały tygodnie, oszczędności się kończyły, a żadnych profitów na koncie nie było. Danuta rozpaczliwie zaczęła poszukiwać pracy. „Chodziłam po sklepach, szkołach - błagałam o jakieś zajęcie. To było poniżające, te spojrzenia pełne politowania. Nawet na kasę mnie nie chcieli, bo bez doświadczenia!” - wspomina. Wreszcie, po wielu dniach pytania, dzwonienia i stresów dostała propozycję zaopiekowania się starszą panią, której córka na kilka miesięcy musiała wyjechać za granicę. Miała przychodzić codziennie rano, pomagać w toalecie, robić zakupy, szykować obiad, sprzątać. Za to, córka staruszki przysyłała jej 1500 złotych plus drugie tyle na utrzymanie mamy - jedzenie, leki, opłaty.

„Nie mogłam uwierzyć w szansę, jaka została mi dana. Nigdy wcześniej nie otrzymywałam takiej pensji. A praca wydała mi się lekka. Zrobiło mi się tak lekko na duchu, że w nagrodę postanowiłam sobie pofolgować i gdy tylko dostałam pierwszą wypłatę, odłożyłam 500 złotych na życie, a z resztą poszłam do kolektury zagrać. Była kumulacja. Nie mogłam uwierzyć, gdy okazało się, że jestem do przodu o 600 złotych! To mnie bardzo zachęciło. Kilka dni później postanowiłam spróbować znowu, tym razem z trochę większą kwotą”.

Niestety, wkrótce Los przestał jej sprzyjać i więcej było strat niż zysków. Przestała sypiać, bojąc się o swoją przyszłość. Wtedy to posunęła się do czynu, którego żałuje do dziś - zaczęła okradać starszą panią, dla której pracowała. „Z półtora tysiąca, które jej córka dawała dla mamy, zabierałam około 700 zł, a za resztę kupowałam najtańsze produkty, jakie udało mi się dostać. To było bardzo nieuczciwe, wiem o tym, wstydzę się bardzo. Choć wtedy wydawało mi się, że nikomu nie szkodzę, tylko ratuję siebie.

Pewnego dnia dotarło do mnie, jak bardzo źle postępuję. To było jak kubeł zimnej wody wylany na głowę. Nie twierdzę, że przestałam całkowicie grać. To trudne, to jak hazard. Ale już nie chodzę do totalizatora, nie gram na automatach. Jedynie raz na jakiś czas dzwonię do jednego z porannych programów w TV. Tam się płaci za połączenie, a nie za jego czas, więc narzuciłam sobie ograniczenie - raz dziennie to maksimum”.

Od starszej pani odeszła, nie potrafiła spojrzeć jej w oczy, obiecała sobie oddać dług, gdy tylko uzbiera potrzebną kwotę. Ostatnio słyszała, że kobieta coraz bardziej podupada na zdrowiu. Czy zdąży, zanim nadejdzie to, co nieuchronne?

W przypadku Kai zaczęło się niewinnie i tak też jest nadal. Już w podstawówce brała udział w każdym konkursie plastycznym, recytatorskim czy językowym. Jej rodzicom nie powodziło się zbyt dobrze, więc nagroda w postaci wartościowych i bardzo modnych wówczas łyżworolek albo płyta topowego zespołu była dla niej prawdziwą gratką. Dziś, mimo że jest w pełni niezależna finansowo, nadal lubi konkursy, a z nagród cieszy się jak wtedy, gdy była dzieckiem. Ostatnio, gdy kurier doręczył jej paczkę z kosmetykami, pomyślała: „O, wylosowali mnie w tej krzyżówce, super!” i mimo że stać ją na wiele, taki prezent to powód do dobrego humoru na cały dzień.

Swoją pasją do rywalizacji i radosnego oczekiwania na rozwiązanie konkursu zaraziła także córeczkę, Alicję. Ta, mimo że ma dopiero osiem lat, uwielbia dostawać nagrody i dyplomy. „Tłumaczę jej, żeby i edukację traktowała jak konkurs, za który nagroda jest co prawda nieco odroczona w czasie, ale za to bardzo fajna. Jest nią życiowy sukces. Zdrowa rywalizacja w codziennym życiu dopinguje, napędza do działania i to chcę przekazać mojemu dziecku” - zdradza swój wychowawczy sekret.

Nieszkodliwą konkursomanię od niebezpieczeństw hazardu dzieli cienka linia. Dopóki udział w konkursach jest nic niekosztującym nas hobby, przynoszącym wyłącznie zyski, a my dostrzegamy różnicę między rywalizacją opierającą się na wiedzy czy umiejętnościach od czysto losowej loterii, możemy spać spokojnie. Gorzej, gdy zabawa przeradza się w sens życia, a ostatnia złotówka ląduje na koncie organizatora gier liczbowych.

Niektórzy mówią, że ryzyko się opłaca, a gra va banque przynosi największe profity. Zmieniają zdanie, lądując na bruku, tonąc w długach i nie widząc perspektyw na wyjście na prostą.

UWAGA: Jeśli wśród was są prawdziwe, pozytywnie uzależnione do szpiku kości konkursomaniaczki, zachęcamy was do wzięcia udziału w całkowicie pozytywnej rywalizacji na Papilocie. Do wygrania atrakcyjne zestawy lakierów do paznokci, o wartości 130 złotych. Jeśli chcesz zmierzyć się z innymi Papilotkami i spróbować swych sił w walce o nagrody, zapraszamy.

Gabriela Mostowicz-Zamenhof

Polecane wideo

Komentarze (18)
Ocena: 5 / 5
Anonim (Ocena: 5) 17.09.2009 09:15
a ja pierwszy raz zagralam w duzego lotka jak mozna bylo wygrac te 18 milionow i trafilam 3 cyfry na 6 wybranych z 48. postanowilam ze czesciej bede grac ;)
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 21.02.2009 00:04
moja mama wygrała 2 lata temu weekend w SPA w Mrągowie -wzięła udział w konkursie leku na wątrobę ;)
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 19.02.2009 17:12
Ja też czesto biorę udział w konkursach i mimo że ma 19 lat z każdej wygranej cieszę sie ja dziecko. Ostatnio wygrałam zestaw 5 głosników ze wzmacniaczem do komputera :P oraz krate Lech'a :D:D
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 19.02.2009 16:58
Jawygralam z gazety torbe:p
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 19.02.2009 16:49
Prosze o glosy, nr 21 misspogoni pl :))) Moge na Was liczyc?
odpowiedz

Polecane dla Ciebie