Kiedy 10 lat temu wybierałam chrzestnych dla mojego dziecka, nie myślałam, że to aż tak ważne. Bez zastanowienia poprosiłam o to koleżankę, z którą wtedy byłam akurat blisko. Siostry nie mam, a kuzynki rozjechały się po Polsce. W ciąży i po porodzie bardzo się angażowała, żeby mi pomóc, więc sprawdzona osoba. Czas pokazał jednak, że może to i dobry człowiek, ale ta rola ją ewidentnie przerosła.
Nie widzę z jej strony żadnego zainteresowania. Czasami nas odwiedzi, da czekoladę, zapyta co słychać i to by było na tyle. Ciotka od wielkiego dzwonu, a nie kobieta, która w awaryjnej sytuacji miałaby mnie zastąpić. Nie tylko ja to widzę. Byłam naprawdę zszokowana, kiedy córka kilka dni temu zapytała mnie: „Mamo, czy mogłabym mieć inną mamę chrzestną?”. Zrobiło mi się strasznie przykro.
Zapytałam oczywiście, skąd taki pomysł. Ona na to, że koleżanki mają fajniejsze chrzestne. Skomentowałam to jakoś, że niby przesadza i nie ma co narzekać, ale tak naprawdę to przyznaję jej rację.
Zobacz również: LIST: „Odmówiłam zostania matką chrzestną. Mam już dwoje chrześniaków i nie wyrabiam finansowo!”
fot. Unsplash
Trudno podejrzewać po jej zachowaniu, że jest chrzestną mojej córki. To przede wszystkim moja znajoma, która przychodzi, jak ma jakiś interes, albo jej się nudzi i chce poplotkować. Nigdy nie dzwoni i nie odwiedza nas tylko po to, żeby zainteresować się chrześnicą. To dzieje się przy okazji i bardzo rzadko. Już kilka razy zdarzyło się np., że nie przyszła na przyjęcie urodzinowe, bo miała inne plany. Na jej miejscu bym je zmieniła. Dobrze zna datę i można to zaplanować.
Ostatnio przeszła samą siebie i zapytała, ile tak właściwie moja córka ma lat, bo wszystko jej się pomieszało. To już jest absurd. Nie wiedziała nawet, do której teraz poszła klasy. Chyba nie wymagam za wiele - chrzestna powinna znać przynajmniej rok narodzin. A najlepiej całą datę.
Już nie wspomnę o tym, że przy córce narzeka na mojego męża, czyli jej tatę. Nastawia ją przeciwko niemu. Bo ciągle pracuje, rzadko się uśmiecha, tylko leży na kanapie…
Zobacz również: LIST: „Nie zostanę chrzestną, bo ksiądz nie wydał mi zaświadczenia! Zachował się podle...”
fot. Unsplash
Nie mam w niej żadnego wsparcia, a wręcz utrudnia mi życie. Córka jest podobnego zdania, bo inaczej pytanie o zmianę chrzestnej by nie padło. Potem znowu podjęła temat i też nie wiedziałam, jak to urwać. Wreszcie z wyrzutem powiedziała: „Mamo, ale przecież pamiętasz moją komunię” i odwróciła się na pięcie. Mogłam przypuszczać, że tak ją to zabolało. Koleżanka faktycznie wtedy się nie popisała.
W przygotowaniach do uroczystości w ogóle nie uczestniczyła. Nawet nie pytała. Inne chrzestne kupowały swoim chrześnicom wianki, chodziły z nimi na próby do kościoła, nawet pomagały w organizacji przyjęcia. Ona nic. W ogóle nie ma tematu. Całe szczęście, że w ogóle przyszła, ale i tak się nie popisała. Chciała zająć honorowe miejsce przy stole, nic od siebie nie dając.
I to dosłownie, bo o prezent też nie zadbała. Pewnie głupio to zabrzmi, że jej wyliczam, ale przyszła bez żadnej koperty i dała córce klocki. Niby firmowe, ale co z tego. Po pierwsze - ona jest trochę za duża na takie zabawki, a po drugie - od chrzestnej oczekuje się czegoś innego. To nie jest mój wymysł.
Zobacz również: Jak się przygotować do roli chrzestnej?
fot. Unsplash
Wiem od córki, że jej koleżanki dostawały najlepsze prezenty właśnie od chrzestnych. Komputery, tablety, rowery, kursy językowe, wakacje. Nie twierdzę, że koleżanka miała je wszystkie przebić, ale chociaż trochę się postarać. Jakoś strasznie biedna nie jest, a chyba wie, jak to wygląda. Wydaliśmy więcej na jej ugoszczenie, niż ona na te nieszczęsne klocki.
Oczywiście nie daję tego po sobie poznać. Przy córce mówię, że prezenty są bez znaczenia, bo liczy się pamięć. Cóż innego mi pozostało. Ona i tak do dzisiaj jest rozczarowana. Nie bez powodu pyta o możliwość zmiany chrzestnej.
I co najciekawsze, gdyby było to możliwe - przystałabym na jej prośbę… Taka chrzestna to niewypał.
Justyna