Mówi się często, że Polacy są strasznie zawistni. Nie lubią, kiedy ktoś inny osiąga sukces. Od razu chcą go ośmieszyć i twierdzą, że przecież nic wielkiego nie osiągnął. Każdy by tak mógł. Jest w tym sporo prawdy, ale najgorsze pod tym względem są chyba dziewczyny. Przekonuję się o tym codziennie. Nie można głośno mówić, że coś ci się udało, bo zaraz ktoś próbuje to wyszydzić. Winna jest zazdrość. Jak komuś lepiej się powodzi, to lepiej go zgnoić.
Zobacz również: LIST: „Pochwaliłam się pierścionkiem zaręczynowym na FB, a znajomi zaczęli naśmiewać się ze mnie w komentarzach...”
Robią tak nie tylko obcy ludzie. Nawet moje koleżanki chodzą sfrustrowane i kiedy mówię, jakie mnie szczęście w życiu spotkało, to zaraz są teksty typu „chwalisz się czy żalisz?”. Bolą je cudze sukcesy, bo od razu im się przypomina, że im w życiu nie wychodzi. Cokolwiek zrobię, to jest źle. Irytuje je, że w moim wieku można być tak fajnie ustawionym. Wzięłam sprawy w swoje ręce, a one dalej czekają na cud.
Mam 25 lat, skończyłam studia, jestem właścicielką mieszkania, zaręczyłam się, a później wzięłam ślub. Teraz do tego wszystkiego doszła ciąża. I jestem za to krytykowana, bo przecież za szybko. Tak nie można.
fot. Unsplash
Jak tak patrze na koleżanki w podobnym wieku, a nawet starsze, to naprawdę jestem z siebie dumna. Udało mi się osiągnąć wszystko, o czym marzy każda dziewczyna i to wyjątkowo wcześnie. Inne nie potrafią się tak ustawić nigdy albo czekają z tym do czterdziestki. No i dlatego jestem podejrzana. Zaraz są domysły - a gdzie mi się tak z tym ślubem spieszyło? Mieszkanie to na pewno dostałam od bogatych rodziców. Dyplom na uczelni też mi kupili. A dziecko w drodze to oczywiście wpadka.
Zamiast uczciwie przyznać: ok, fajnie ci się życie ułożyło, gratuluję. Ja na podziw nie liczę, ale boli mnie to szukanie dziury w całym i twierdzenie, że to przecież nic takiego. Od razu słyszę, że jedna jest sama, bo taką podjęła decyzję, druga mieszkania nie kupuje, bo zaraz się wyprowadzi z kraju, a dziecka mieć nie chce, bo jest taka wyzwolona. W sumie wychodzi na to, że wręcz mi współczują. Taka młoda i tak pobłądziła.
Trudno to nazwać inaczej, niż zazdrością i frustracją. Nie lubię zadzierać nosa, ale w takich momentach naprawdę czuję się lepsza od moich rówieśnic. Mam wszystko, o czym one mogą tylko marzyć.
Zobacz również: LIST: „Wolę kupić psa, niż rodzić dziecko. Bardziej rozczula mnie słodki mops niż zapłakany bobas”
fot. Unsplash
Wyższe wykształcenie w tym wieku to może nie jest coś niesamowitego, ale nie wszystkim się udaje. Niektóre moje koleżanki nawet nie dostały się na studia. A nawet jeśli, to potem zmieniały kierunki, uczelnie, oblewały egzaminy. Nie skończyły albo jeszcze kilka lat im zostało. Ja zaczęłam i doprowadziłam sprawę do końca. 5 z dyplomu jest i magister przed nazwiskiem też.
Zaręczyny to może też nic wielkiego, ale jakimś dziwnym trafem mało jest 25-latek, które wiedzą, z kim chcą spędzić życie. Jeśli któraś ma pierścionek na palcu, to bez przekonania. Do ślubu prędko nie dochodzi. A my pobraliśmy się, kiedy miałam 24 lata. Wielkie, piękne wesele. To też może niektóre z nich boleć. Znam dziewczyny, które w tym wieku nawet sensownego chłopaka nie mają.
Mieszkania może nie kupiłam, ale i tak trzeba mieć szczęście. Odziedziczyłam je po dziadkach, a mój mąż kolejne. Można powiedzieć, że jesteśmy właścicielami kilku nieruchomości. W tym czasie nasi rówieśnicy płacą ciężkie pieniądze za wynajem i niczego nie mogą być pewni.
fot. Unsplash
Jak ogłosiłam ciążę, to od razu poszła plotka, że wpadka. To kompletna bzdura, bo jak można mówić o wpadce, kiedy wykształcone małżeństwo z dachem nad głową decyduje się na dziecko. To raczej naturalna kolej rzeczy. To jest idealny wiek na rodzenie dzieci. Fizycznie i psychicznie. Urodzę, odchowam i będę kontynuowała karierę. Sporo się tego nazbierało i dlatego niektórzy nie mogą tego znieść. Za co się nie wezmę, to sukces. To przecież nie fair.
Ale co ja mogę zrobić, kiedy ktoś tak myśli… Najwyżej współczuć, że nie wiedzie mu się tak dobrze, jak mnie. 25-latka jest ustawiona i to może niektórych boleć. Cieszenie się z cudzych sukcesów raczej nie jest w polskiej naturze. No, ale ja przepraszać nie będę. Mam nadzieję, że moja historia kogoś zmobilizuje do działania.
Moim zdaniem takie głupie komentowanie przez osoby, które nie osiągnęły nawet połowy tego, co ja, to nawet nie jest złośliwość. Raczej głęboko skrywana frustracja. One czują, że czas im przecieka przez palce i nawet nie zbliżają się na krok do spełnienia marzeń. Ja nie mam z tym problemu i nieszczęśliwej udawać nie będę.
Paula
Zobacz również: LIST: „Przed trzydziestką każda kobieta powinna wyjść za mąż, urodzić dziecko i mieć stałą pracę”