Nigdy nie miałam złych doświadczeń z księżmi. W dzieciństwie religii uczyli mnie fajni duchowni, potem też nie miałam problemów z zaświadczeniami czy innymi sakramentami. Wizytę duszpasterską zawsze dobrze wspominałam. Tym razem miało być podobnie. Jedyna różnica polegała na tym, że kilka miesięcy wzięłam ślub, więc przyjęłam kolędę z mężem.
Parafia cały czas ta sama, bo wynajęliśmy mieszkanie niedaleko mojego domu rodzinnego. Pech jednak chciał, że trafił nam się jakiś nowy ksiądz. Podobno jest u nas od 2 lat, ale szczerze mówiąc, pierwszy raz go na oczy widziałam. A do kościoła chodzę. Zaczęło się niby sympatycznie, był całkiem rozmowny, pytał jak nam się układa. Wypił kawę, wręczył obrazki, pobłogosławił i nadszedł ten niezręczny moment.
Już przy samym wyjściu mąż wręczył mu kopertę, mówiąc, że to ofiara od nas. Bóg zapłać i w ogóle. Ale postanowił zajrzeć do środka.
Zobacz również: LIST: „Rozstaliśmy się w czasie wizyty księdza po kolędzie! On zaczął rozmowę o ślubie i dzieciach...”
fot. Unsplash
Nie przypuszczałam, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. Ksiądz zawsze może sobie jakoś oznaczyć kopertę, jak go interesuje, kto i ile daje. Ale tak przy ludziach liczyć? U nas nie za bardzo miał co, bo daliśmy tylko 30 zł. Na pieniądzach nie śpimy, a poza tym uznaliśmy, że to kwota w sam raz. Jak każdy tyle da, to parafia sobie poradzi.
Najgorszy był jego komentarz. Chciał być zabawny, więc zerknął i daje nam kopertę z powrotem. I mówi: na takie drobne to szkoda mi miejsca. I śmieje się bezczelnie. Zamarłam. Już chciałam sięgnąć do portfela i dać mu wszystko, co mam, żeby tylko zaspokoić jego próżność i już sobie poszedł.
Zobaczył nasze zmieszanie i wreszcie kasę wziął. Z komentarzem: nie liczy się nominał, ale gest. Ale tak bez przekonania.
Zobacz również: Ta instrukcja to hit! Parafia tłumaczy, jak godnie przyjąć księdza po kolędzie
fot. iStock
Do teraz nie wiem, czy to był ksiądz z fatalnym poczuciem humoru, którego nikt nie rozumie czy może jednak typ urzędnika patrzący tylko na kasę. Zachowywał się dziwnie i trudno go rozgryźć. Tak czy owak, to było straszne doświadczenie. Serce podeszło mi do gardła i prawie się rozpłakałam w tym przedpokoju. On nas, świadomie czy nie, upokorzył. Żarty z pieniędzy nie są na miejscu. Jeśli mówił poważnie - tym bardziej.
Zastanawiam się, na czym teraz stoimy. Gdyby to był próżniak, to pewnie gdzieś sobie zanotował przy nas: skąpi parafianie. I może robić trudności, jak będziemy coś chcieli. Na przykład kiedyś dziecko ochrzcić. Trochę się tego boję, bo różnych rzeczy o klerze się przez ostatnie lata nasłuchałam. Myślałam, że ludzie przesadzają, a teraz sama nabrałam podejrzeń.
Czy przyjmę księdza w przyszłym roku? Poważnie się nad tym zastanowię. A na pewno dam więcej pieniędzy, jeśli już.
Zobacz również: Protokół przedślubny w pigułce
fot. iStock
Może tak to działa? Upokorzyć pod płaszczykiem dowcipu, żeby człowiek zaczął myśleć i kolejnym razem rzucił więcej kasy? Nie wiem, po tym zdarzeniu już niczego nie mogę wykluczyć. Tak czy owak, tego księdza na pewno będę unikała. Jeśli w ogóle się nie odwrócę od kościoła, bo zaczęłam mieć poważne wątpliwości. W zarzutach pod adresem tej instytucji coś chyba musi być.
Teraz jest mi głupio i wstyd. Cały czas nie daje mi spokoju, że mogłam tam włożyć 50 zł i mieć święty spokój. Wtedy by się nie czepiał. Ale zobaczył drobniejsze i nie potrafił utrzymać języka za zębami. Czy to na poważnie, czy dla „żartu”.
Szkoda, że nie wpadłam na jakąś mądrą ripostę wtedy. Tak, żeby mu poszło w pięty. Niestety, byłam w za dużym szoku, żeby coś z siebie wykrztusić.
Katarzyna