Może jestem dziwna, ale jakoś nie boję się matury. Nie mogę być pewna, że wszystko dobrze pójdzie, ale nie ma sensu martwić się na zapas. Uważam, że jestem całkiem nieźle przygotowana. Moi znajomi dostają gęsiej skórki na samą myśl, a ja w sumie nie mogę się doczekać maja. Chcę mieć to już za sobą, żeby sprawdzić czy warto było się tyle uczyć. O studiach tez już myślę, więc tym bardziej czekam na egzaminy. Jestem zdania, że jak ktoś się przykładał do nauki przez 3 lata, to teraz nie powinien mieć problemów.
Nie podoba mi się podejście osób z klasy, które od miesiąca zaczęły się uczyć i myślą, że to wystarczy. Zupełnie tak, jakby matura była zwykłym sprawdzianem. Wystarczy wykuć na chwilę przed i po sprawie. A to przecież egzamin wiedzy nawet nie z całego liceum, ale w ogóle całej edukacji. Ja zawsze się starałam, więc teraz nie mam jakiegoś wielkiego stresu. Bo czym mnie może matura zaskoczyć? To wszystko było w programie nauczania, więc żadna nowość.
Dlatego podeszłam do tematu ambitnie i będę zdawała 6 przedmiotów dodatkowych na poziomie rozszerzonym. Innym wystarcza jeden i w sumie to się dziwię, jak można być tak leniwym…
Zobacz również: LIST: „Zaraz matura, ale co potem? Zamiast studiów wolałabym męża i dziecko!”
fot. Thinkstock
Zdaję sobie sprawę, że według niektórych przesadziłam. Po co tyle przedmiotów maturalnych, skoro wystarczą 3 obowiązkowe i 1 dodatkowy? Taka już jestem, że lubię wyzwania. Myślę, że dam sobie radę, bo inaczej bym tego nie robiła. Średnią mam wysoką, rzadko omijam lekcje, słucham nauczycieli, czytam książki i to powinno wystarczyć. Jakoś mnie nie przekonują pomysły innych, że warto olewać szkołę, a dopiero na kilka tygodni przed egzaminem wystarczy się pouczyć.
Może wystarczy, żeby w ogóle zdać. Ale jak? Bardzo bym chciała mieć minimum 90 procent z każdego przedmiotu. Oprócz języka polskiego, angielskiego i matematyki zdaję też m.in. biologię, chemię i fizykę. W takiej jestem klasie i czuję się w tym mocna. Trzeba być wszechstronnym człowiekiem, żeby coś osiągnąć. Moim zdaniem każdy humanista powinien zaliczyć historię, wiedzę o społeczeństwie, filozofię i historię sztuki.
Bo jak można się tak nazywać, zdając np. tylko j. polski i WOS? To trochę za mało, żeby się potem odnaleźć na studiach.
Zobacz również: To się przyda przed maturą: Ćwiczenia mózgu, które ułatwią zapamiętywanie i koncentrację
fot. Thinkstock
Wiem, co inni sobie o mnie myślą. Wy pewnie teraz też. Jakaś nieżyciowa dziewczyna, która tylko się uczy. Pewnie rodzice stoją nade mną z batem i wymagają. Prawda jest taka, że nigdy nie musieli mnie do niczego zmuszać. Polubiłam szkołę od samego początku i do dzisiaj mi to nie przeszło. Chcę wiedzieć więcej, żeby udowodnić, że kobieta też potrafi. Boli mnie jak sprowadza się nas tylko do roli matek albo pustych blondynek zainteresowanych wyłącznie malowaniem paznokci. Mam ambicję, żeby dostać się na bardzo dobre studia, skończyć je i zrobić karierę.
Nie wiem jakie plany mają osoby idące na łatwiznę w czasie matury. Wydaje mi się, że ich filozofia to „jakoś to będzie”. Pewnie będzie, ale coś mi się wydaje, że byle jak. Skończą jakieś tam studia, potem nie znajdą pracy w zawodzie, będą się męczyć całe życie. Naprawdę nie rozumiecie, że trzeba o siebie zawalczyć tu i teraz, a nie za 10 lat? Wtedy będzie już za późno. Widzę to po moim bracie, który też sobie odpuścił i teraz żyje jak za karę.
Mnie jakoś nie cieszy takie odpuszczanie sobie. Bo co to za radość? Czułabym się źle wiedząc, że mogłam zrobić więcej, ale wygrało lenistwo. I naprawdę nie jestem przy tym jakąś kosmitką, która nie ma przyjaciół. Mam nawet chłopaka i jego też motywuję.
Zobacz również: Matura na 5!
fot. Thinkstock
Nie mogę być pewna, że nie podwinie mi się noga i któryś egzamin będzie trudniejszy, niż zakładałam. Ale wiecie co? Kto nie ryzykuje, ten nie ma. O zdanie matury się nie martwię, jak niektórzy. Ja walczę o jak najlepszy wynik. Nie dla nauczycieli, chłopaka, rodziców, uczelni czy przyszłego pracodawcy. Tylko dla siebie. Już sobie wyobrażam wakacje, jak siedzę w ciepełku i uśmiecham się pod nosem z myślą, że dałam radę. Wtedy będę miała poczucie, że nie zmarnowałam czasu i szansy.
Dla tegorocznych maturzystów jest już za późno na zmianę, ale chciałam przekonać młodsze roczniki. Naprawdę, nie ma sensu ograniczać się do minimum, bo wszyscy tak robią. Niech sobie gadają, że jesteście kujonami. Ciekawe, kto się potem będzie śmiał… Oni raczej wiele nie osiągną, a ty dzięki ambicji spełnisz każde marzenie. Mnie cieszy to, co dopiero przede mną. A mam nadzieję, że to same dobre rzeczy. Przynajmniej będę miała pewność, że dałam z siebie wszystko.
Nie uważam się za lepszą od tych, którzy idą na łatwiznę. Wydaje mi się tylko, że to ja mam prawo czuć się z siebie dumna, a nie oni. A jak jeszcze raz usłyszę, że matura to jakieś niewyobrażalnie trudne wyzwanie, to chyba wybuchnę śmiechem…
Klaudia