Przeczytałam wszystkie możliwe książki i artykuły na temat organizacji wesela. Myślałam, że jestem przygotowana na wszystko i jakoś to ogarnę pod względem organizacyjnym. Przy okazji także finansowym. Dopiero w trakcie wychodzą nowe rzeczy, których zupełnie się nie spodziewałam. Termin ślubu jest wyznaczony na koniec sierpnia, a ja wciąż nie mam ostatecznej listy gości. To znaczy - mam, ale nie wszyscy zainteresowani o tym wiedzą…
Sprawa wygląda tak, że w ramach przygotowań stworzyliśmy z przyszłym mężem wykaz ok. 120 osób. Nie chcemy kameralnego wesela, ale też masowa impreza nie wchodzi w grę. Byliśmy pewni, bo tak zazwyczaj bywa, że część z nich się wykruszy i zostanie ok. 90-100. Taka została wynajęta sala i ustaliliśmy budżet właśnie na tylu gości. Specjalnie poprosiliśmy o potwierdzenie dużo wcześniej. I co się okazuje? Przyjdą wszyscy, a w kilku przypadkach pojawiła się też prośba o miejsce dla osoby towarzyszącej.
Razem wyjdzie dokładnie 126 osób. Jeszcze może się zdarzyć, że kilka nie przyjdzie, ale to i tak nas przerasta. Zupełnie nie wiem, co w tym momencie powinnam zrobić.
Zobacz również: Wasze wyznania: „W prezencie ślubnym zażyczyliśmy sobie...” (PRZESADA?)
fot. Thinkstock
Nie zrozumcie mnie źle - chciałabym ich wszystkich ugościć, ale sprawa naprawdę się skomplikowała. Jeśli uznamy tę listę za ostateczną, to trzeba będzie pomyśleć nad zmianą sali na większą. Budżet zwiększy się bardzo, bo co innego nakarmić 90, a co innego ponad 120 osób. To jest kwestia przynajmniej kilku tysięcy złotych, a my postanowiliśmy finansować wszystko z oszczędności i pomocy rodziców. Nie możemy sobie pozwolić na żaden kredyt.
I teraz wygląda to tak, że albo będę miała ślub i wesele po swojemu, albo trzeba będzie zrezygnować z kilku rzeczy, żeby przyjąć tych nadprogramowych gości. Zupełnie mi się to nie uśmiecha. Ogólnie to straszny pech, bo ciągle słyszę, że 1/3 ludzi odmawia przyjścia, a u nas wręcz zrobiło się ich więcej, niż zakładaliśmy. Trzeba było się z tym liczyć? Może i tak, ale wybaczcie - pierwszy i mam nadzieję ostatni raz w życiu organizuję taką imprezę. Mnie to wszystko przerosło.
Myślałam już nad tym, kogo wyrzucić z listy i nawet nie miałabym większych dylematów. Problem polega na tym, że nie wiem jak to zrobić, a później przekazać. Spotkałyście się kiedyś z taką sytuacją?
Zobacz również: Tak oszczędnej panny młodej jeszcze nie było! Suknia ślubna z lumpeksu, buty za 15 zł, własnoręcznie wykonany makijaż...
fot. Thinkstock
Zdaję sobie sprawę, że nie będzie to komfortowa sytuacja dla gości. Ale uwierzcie, że dla mnie tym bardziej. Jestem osobą gościnną i nie chcę wywoływać skandalu. Żadne zaciskanie pasa nie wchodzi w grę, bo liczyłam wydatki już kilka razy i po prostu budżet się nie domknie. Nie mam sumienia prosić rodziców o dodatkową kasę, bo i tak wydali już wszystkie oszczędności. Tych ludzi trzeba się jakoś delikatnie i z klasą pozbyć. To oczywiście nie będzie łatwe, bo jakiej mam użyć wymówki?
Przecież nie powiem, że ślub odwołany, bo zaraz się to rozejdzie. Niektóre osoby, którym chcę cofnąć zaproszenie znają te, które chcę widzieć na weselu. Powiedzieć wprost, że chodzi o finanse, bardzo przepraszam i może spotkamy się na jakiejś imprezie po wszystkim? Wiem, że nie brzmi to do końca normalnie. Sama nigdy nie znalazłam się w sytuacji, żeby ktoś wycofał mi zaproszenie. Zwłaszcza takie, które już zdążyłam potwierdzić.
Także, jak widzicie, zamiast się cieszyć i odliczać dni, to mnie się coraz bardziej odechciewa tego wszystkiego. Zawaliliśmy sprawę na samym początku, bo nasze przewidywania nie pokrywają się z rzeczywistością.
Zobacz również: Trochę sprytnych sposobów, żeby oszczędzić na ślubie i weselu
fot. Thinkstock
Chcę usunąć z listy ok. 20 osób. To nie jest oczywiście najbliższa rodzina, ale np. koleżanka z pracy wraz z mężem, jakiś daleki kuzyn, dwóch kolegów narzeczonego z partnerkami. Chciałabym ich ugościć, bo zawsze byłoby weselej, ale po prostu nie mogę. Tu nie chodzi o nasze chęci, ale możliwości finansowe. Jeden dodatkowy talerz to ok. 240 zł. W sumie jakieś 5-6 tys. zł. Mało? Nie przy takim skromnym budżecie, który jest napięty do granic możliwości. Chyba, że zrezygnuję z wymarzonej sukni, na miejsce podjedziemy zwykłym samochodem i odwołamy zespół.
Bardzo nie chcę im podpaść, dlatego proszę o radę, jak powinnam to zrobić. Nie myślcie sobie, że lekką ręką skreślałam te nazwiska i jest mi wszystko jedno. Kosztowało mnie to i nadal kosztuje mnóstwo nerwów. A już chyba oszaleję, jak odwołam te zaproszenia, a z osób potwierdzonych ostatecznie nie przyjdzie też ok. 20. Wścieknę się nie na żarty.
Pomóżcie mi to rozwiązać! Muszę to zrobić. Ale jak?
Sylwia