Podczas gdy Klaudia robi karierę zawodową i świętuje kolejne awanse, jej mąż zaszywa się w domu, tracąc wiarę we własne siły. Czy mniej zarabiający mężczyzna to powód do wstydu?
„Szanowne Redaktorki,
Wasz portal znam od niedawna, bo od miesiąca :) Poleciła mi go koleżanka z pracy i naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem! Zauważyłam, że często publikujecie listy od czytelniczek i ja też postanowiłam napisać. W sumie zainspirował mnie do tego film, jaki obejrzałam w niedzielny wieczór – „Serce nie sługa”. Momentami, gdy siedziałam przed telewizorem, miałam wrażenie, że widzę tam siebie i mojego męża – mimo że nie ma miedzy nami różnicy wieku, a wręcz przeciwnie – Arek jest ode mnie starszy od dwa lata. Mój mąż, podobnie jak na ekranie chłopak Rafi, potrafi całe dnie przesiedzieć przed telewizorem, komputerem albo książkami. Nie wychodzi nawet z domu po bułki – jeśli ja nie zdążę tego zrobić przed pracą i zapewnić mu śniadania, wegetuje o pustym żołądku aż do 18, a jeśli mam późne spotkania, zdobędzie się jedynie na to, aby zamówić sobie pizzę…
Najgorsze jest to, że 10 lat temu, gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy, Arek był zupełnie inny! Studiował chemię, pracował, był pełen pasji! Chciał zwiedzać świat, robić karierę naukową, doktoryzować się, a później może robić nawet profesurę. Razem myśleliśmy, ze możemy góry przenosić, mieliśmy wspólne marzenia i plany, najbardziej przerażała nas przeciętność i nuda, które mogłyby nas dopaść. On marzył o pracy na uniwersytecie, a ja o karierze w finansach.
Studiowałam farmację i wiedziałam, że jeśli dam z siebie wszystko, drzwi wielkich firm farmaceutycznych stoją przede mną otworem. Jeszcze na studiach robiłam staż za stażem, a gdy się obroniłam, trafiłam do dużego, znanego koncernu. Byłam taka szczęśliwa! Niestety, przełom w moim życiu pokrył się z nieszczęśliwym wydarzeniem w życiu Arka – jego matka poważnie zachorowała i musiał się nią zając, bo nie miała nikogo innego. Marzenia o doktoracie musiały teraz poczekać. Arek był załamany, ale wiedział, że to ostatnie chwile życia jego matki i nie chciał jej opuszczać. Czuwał przy niej dzień i noc, przez prawie 1,5 roku…. Gdy zmarła, okazało się, że Arek nie ma już tej energii, która z niego kiedyś tryskała. Codzienna opieka nad śmiertelnie chorą matką go wykończyła – fizycznie i psychicznie.
Za moją namową, zaczął szukać pracy w szkołach. W końcu się udało i trafił do jakiejś podrzędnej zawodówki. Podczas gdy ja trafiałam na kolejne kierownicze stanowiska, a moja pensja regularnie rosła, on stał w miejscu, z dnia na dzień coraz bardziej tracąc zapał do czegokolwiek. Mimo to, kochałam go, szalałam za nim. Świętnie się dogadywaliśmy, poza tym Arek to jeden z najinteligentniejszych facetów, jakich poznałam, wysoki, przystojny, świetnie zbudowany. Od początku byłą między nami jakaś niezrozumiała, szalona chemia. Po prostu nie potrafię żyć bez jego głosu, zapachu, dotyku…
Myślałam, że gdy weźmiemy ślub, zaczniemy planować dziecko, coś się zmieni. Ale niestety, tak się nie stało… Tuż po naszym weselu otrzymałam propozycję przejścia do innej firmy, zostałam dyrektorem, moja stawka wzrosła dwa razy. Miałam coraz mniej czasu dla mojego męża – mnóstwo spotkań, wyjazdów, obowiązków. A gdy wracałam do domu, czułam się, jakby witało mnie małe, nieporadne dziecko. Mimo, że Arek pracuje tylko na pół etatu, nic nie robi w domu. Od razu po powrocie z pracy, zaszywa się w gabinecie z książkami albo do upadłego gra na komputerze. Czasami myślę, że on ma jakąś depresję! Na nic nie ma siły, ciągle jest poddenerwowany! Cierpi przez to wszystko – nawet nasze życie erotyczne… Coraz rzadziej ze sobą sypiamy, nie mówiąc już o szczerej rozmowie.
Moje koleżanki twierdzą, że Arek stracił wiarę w siebie, bo to ja stawiam wszystkie akacje, kupiłam mu samochód, ubieram go, nawet sama spłacam ratę za mieszkanie! Oczywiście, ja nie mam mu tego za złe, nigdy nie należałam do skąpców i rozsądnie rozporządzam swoimi finansami, ale czasami myślę, że on mógłby się bardziej postarać.
Mam duże znajomości w różnych firmach, on jest dobrym chemikiem, mogłabym mu pomóc w znalezieniu pracy. Robie to nie dla siebie, bo ja nie potrzebuję już więcej pieniędzy, ale dla niego, dla jego lepszego samopoczucia. Arek nie chce jednak o tym słyszeć, mówi, że nie chce, żebym się nad nim litowała, że jest mu tak dobrze.
A ja widzę jak on się strasznie męczy. Kiedyś, w kłótni rzucił, że przecież zarabiam 20 razy więcej od niego, a on jest życiowym nieudacznikiem. Czasami mam wrażenie, że już nic nas nie łączy, ale ja nie chcę tracić tej miłości! Wiem, jestem przekonana, że chcę być z Arkiem do końca życia i to on powinien zostać ojcem moich dzieci. Ale nie chcę, żeby żył w poczuciu własnej beznadziejności, myśląc, że jest do niczego. Chciałabym aby na nowo odzyskał radość życia, energię do działania, był tak samo szalony i aktywny jak kiedyś!
Drogie czytelniczki, co robić? Czy to wstyd, że mój mąż zarabia mniej ode mnie? Pomóżcie!
Klaudia”
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl. Gwarantujemy anonimowość.
Zobacz także:
Wasze listy: Mój mąż jest pracoholikiem!
Mąż Małgosi nie widzi świata poza pracą!
Wasze listy: Życie zaczyna się po 50!
Beata jeszcze rok temu była pogrążona w depresji – zwolniono ją z pracy, odkryła zdradę męża i poważnie zachorowała. A dzisiaj…