Witajcie,
Jest sobotni wieczór, właściwie zaraz wybije północ. Właśnie wróciliśmy z mężem z kolacji, która odbyła się u jego znajomych w pracy. To taki regularny rytuały – co 2-3 tygodnie ktoś inny organizuje party dla „przyjaciół” z korporacji. Chce mi się mdleć na myśl o tym, że za miesiąc wypada nasza kolej. Nie chcę przynieść wstydu swojemu mężowi, bo wiem, jak mu zależy na tej pracy i tych znajomych, ale wiem, że nie możemy wypaść dobrze. Mamy po 26 lat, dopiero zaczynamy właściwie życie, a wszystko co mamy pakujemy w dożywotni kredyt. Nie stać nas na codzienne jedzenie sushi, chodzenie po modnych knajpach, a co dopiero mówić o wystrzałowych kieliszkach do wina i modnej zastawie…
A dla kolegów z pracy męża i ich żon to wszystko jest na wyciągnięcie ręki! Ci mężczyźni są od nas starsi o mniej więcej 10 lat, więc są w innym punkcie kariery. Zarabiają więcej od mojego męża, są przyzwyczajeni do luksusów i rozpieszczają swoje młodsze, niepracujące żony. My do nich nie pasujemy. Ale musimy się z nimi czasami spotkać, żeby mąż miał w pracy łatwiej. Zawsze był chorobliwie ambitny, najlepszy we wszystkim. Skończył dwa kierunki, gdy wrócił do Polski ze stażu w Londynie firmy się o niego biły! I w końcu zatrudnił się w ogromnej korporacji, zaczął awansować.
Dzisiaj mąż ma dobrą posadę, a w perspektywie naprawdę duże pieniądze. Ale to w przyszłości. Dzisiaj żyjemy z dnia na dzień, bo przecież trzeba spłacać kredyt za mieszkanie (72 metry w biednej kamienicy z lat 50. – w Warszawie kosztuje to majątek). Rezultat jest taki, że musimy trochę poczekać z dzieckiem, bo mąż siedzi po 13 godzin w pracy. Musi pokazać, że umie iść na ustępstwa, aby go docenili i dostał kolejny awans.
Ja się w tym wszystkim gubię. Nigdy nie byłam typem dziewczyny, dla której priorytetem byłyby ciuchy czy pieniądze. Od zawsze chciałam być nauczycielką matematyki i tak też się stało. Pracuję na pół etatu, mam czas na to, żeby pójść na spacer do parku, czytać książki, spokojnie ugotować obiad… Lubię moją wolność i niezależność, nawet za cenę tego, że nie robię zawrotnej kariery. Oczywiście nie powiem, że nie lubię mieć extra pieniędzy, na przykład na podróże, ale to nie jest cel mojego życia.
Inaczej jest z tymi zepsutymi ludźmi. Ich życie jest idealne – piękne mieszkania, modne ciuchy, drogie samochody. Czasami myślę, że mój mąż chciałby być taki jak oni. A może tylko spełnia swoje ambicje? Jedno wiem na pewno – przy tych ludziach nawet we mnie – normalnej dziewczynie ze skromnego domu pojawia się chęć zaimponowania. Niestety, nie mam czym i wpadam w kompleksy. Po prostu się wstydzę. I nie poznaję samej siebie, bo mam swoje zasady i swój honor, zostałam przecież inaczej wychowana!
Nie wiem, jak będzie wyglądała proszona kolacja u nas. To będzie nasz debiut – przekąski podam w miskach z duralexu, a wino w kieliszkach, które jako studentka dostałam od babci… W dodatku nasze nieurządzone kompletnie mieszkanie na pewno wprawi w zakłopotanie naszych gości. Nie ma tu przecież plazmy na ścianie ani kanapy z poduchami z końskiego włosia. W dodatku znowu będę wyglądała jak uboga krewna – nie znam się przecież na modzie, a mój mąż kocha mnie bez względu na to czy jestem w zwykłych dżinsach czy w wystrzałowej sukience…
Nie wiem w zasadzie po co Wam to opisuję. Chyba chcę się po prostu wyżalić. Bo wstydzę się opowiedzieć o tym mamie, siostrze czy koleżankom. To są normalni ludzie, ze zwykłymi problemami. Wątpię, żeby ktokolwiek z moich znajomych mnie zrozumiał. Bo z boku to jest wydumany problem, ale to środowisko wyzwala takie właśnie emocje…
Pozdrawiam,
Julita
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl.
Zobacz także:
Wasze listy: Czuję się winna śmierci siostry, ale nikt o tym nie wie
Czy to na pewno był tylko nieszczęśliwy wypadek? Przeczytajcie bolesne i zagadkowe wyznanie Marty.
Decyzja należy do Ciebie: Czy przyjmowac drogie prezenty od starszego mężczyzny?
Gosia spotyka się z zamożnym, dużo starszym od siebie mężczyzną, który obsypuje ją podarunkami. Niektóre są naprawdę kosztowne.