Milena, czytelniczka Papilota, postanowiła obalić teorię, wedle której duże piersi do powód do dumy, radości i zadowolenia. Czy ma rację?
„Drogie Papilotki,
Niedawno przeczytałam list od jednej z Was, która zastanawiała się, czy małe piersi są powodem do wstydu. Podczas gdy ona ubolewała nad ich niewielkim rozmiarem, ja jestem załamana wielkością moich.
Piersi zaczęły mi rosnąć, gdy właściwie byłam jeszcze dzieckiem. Już idąc do pierwszej komunii nosiłam stanik, co było powodem do klasowych żartów, bo bielizna zawsze prześwitywała mi na WF. Zaczęłam bardzo wcześnie dojrzewać, mając 11 lat miałam za sobą pierwszą miesiączkę - oczywiście jako pierwsza wśród koleżanek. Wstydziłam się im o tym powiedzieć, bo wtedy, w czwartej klasie podstawówki była to raczej anomalia… Moje piersi bardzo szybko urosły do rozmiaru D, a że miałam wtedy jeszcze dość miękkie kości szybko pod ich ciężarem skrzywił mi się kręgosłup. Przyczyną skoliozy był także wstyd - żeby optycznie je zmniejszyć, strasznie się garbiłam.
Z powodu dużych piersi (choć przecież D to wcale nie jest ogromny biust, ale jak na dziecko to chyba całkiem spory?) zaczęto mnie przezywać (tylko się nie śmiejcie) "Bimbałka". Dziś dostrzegam w tym akcent humorystyczny, ale wtedy naprawdę płakałam po nocach. Bardzo źle w tym wszystkim zachowywała się też moja matka, która kwestię mojego przedwczesnego dojrzewania traktowała jako główny temat do rozmów z sąsiadkami i koleżankami. Wyobraźcie sobie na przykład sytuację: wracamy razem ze sklepu, przed blokiem stoi pani X, a moja mama do niej „no i widzi pani, jeszcze większe jej urosły, chyba pójdę z nią do lekarza wreszcie, bo jeszcze ją kto zgwałci”. Tak bardzo się wstydziłam, a ona to dodatkowo podsycała.
Mijały lata, rozmiar mojego biustu się unormował (stanęło na pełnym D), koleżanki mnie dogoniły (niektóre nawet przegoniły), ale ja wciąż czułam się jak ta naznaczona, nadal się podświadomie garbiłam, żeby zatuszować to, z czego powinnam być przecież dumna tak jak one. Je bardzo bawiło (choć oczywiście udawały wściekłość), gdy chłopcy im strzelali ze staników, a mnie wyłącznie deprymowało, bo przecież byłam tą cycatą "Bimbałką"!
Dziś mam 25 lat, wstydzę się swojego ciała, wstydzę się mężczyzn i nienawidzę lata, bo wtedy pogoda wymusza na mnie w pewnym sensie eksponowanie piersi. Ze swoich kłopotów zwierzyłam się kiedyś koleżance, ale ona nie zrozumiała. Powiedziała, że powinnam być szczęśliwa, że wiele kobiet mi zazdrości. Te, co zazdroszczą, na pewno nie wiedzą, jak uciążliwe są piersi - abstrahując od moich osobistych oporów - przecież piersi są jak dwa odważniki! Jak chodzę, to drgają, a nie daj Boże kawałek przebiegnę - dosłownie zwariować można!
Pewnie nigdy nie będę miała dziecka. Nie wyobrażam sobie chwili, gdy moje piersi miałyby się wypełnić mlekiem i jeszcze bardziej powiększyć, to byłby koszmar! Ale ciąża raczej mi nie grozi, bo po prostu unikam facetów. Nie, nie jestem dziewicą, aż tak źle nie jest, ale po pierwsze - wydaje mi się, że faceci widzą tylko cycki (sorry za to dość wulgarne określenie), a po drugie - wstydzę się nagości, którą seks wymusza.
To by było na tyle. Wiem, że mam straszne kompleksy, wiem, że nie jest to normalne. Bardzo chciałabym przeczytać, że nie jestem w tym osamotniona. Czy wśród Was jest ktoś z podobnym problemem? A może wiecie, jak sobie z tym poradzić?
Z góry dziękuję za ewentualną publikację, Milena”
Jeśli chcesz podzielić się z czytelniczkami Papilota swoim problemem, pisz na adres: redakcja(at)papilot.pl.