„Witajcie,
Piszę nie dlatego, że chcę się podzielić z kimś swoim bólem, w tym wspiera mnie mój mąż. Chce was ostrzec przed złem jakie nieświadomie czyni się swoim dzieciom. Moja matka mnie kochała temu nie zaprzeczę, ale jej miłość przerodziła się w obsesję, chciała ze mnie zrobić gimnastyczkę jaką sama nie była. Teraz jestem niemal kaleką, już kilka kroków sprawia mi ból, nie do zniesienia, nie mogą wychodzić do ludzi, muszę pracować w domu, niemal cały dzień muszę siedzieć. Dopiero od niedawna zaczęło do mnie docierać jak dużą krzywdę zrobiła mi matka, to chyba jej śmierć pomogła mi z rozrachunkiem i spojrzeniem prawdzie w oczy.
Na pierwszy trening poszłam jak miałam pięć lat, moją trenerką została najbliższa przyjaciółka mojej mamy. To sprawiało, że musiałam robić więcej i lepiej niż inne dziewczynki. Może jest w tym trochę winy mojej ambicji bo zawsze chciałam robić wszystko lepiej od innych, jak mi coś nie wychodziło to zaciskałam zęby i próbowałam tak długo aż byłam usatysfakcjonowana.
Mama posłała mnie do szkoły sportowej żebym miała więcej czasu na treningi i żebym nie miała problemów z nauką. Wszystko było podporządkowane gimnastyce, każdą wolną chwilę spędzałam na treningu, przynamniej takie mam wspomnienia. Na wakacje jeździłam na obozy, nad morze czy w góry, tylko zamiast zabawy na plaży, czy stoku był trening. Tata ciężko pracował i prawie w ogóle go nie widywałam, nie mieliśmy i nie mamy dobrego kontaktu.
Pierwsze problemy ze zdrowiem zaczęły się pod koniec podstawówki, po prostu stawy przestały wytrzymywać ciągłe napięcia. Początkowo ból nie był problemem, a poza tym odnosiłam sukcesy, do tej pory na strychu mam jakieś medale. Dobry wynik rekompensował ból, zapominałam o nim. Podczas każdych zawodów matka była przy mnie, nawet jak stałam na środku koncentrując się przed występem to i tak słyszałam jej okrzyki. Zawsze miałam być pierwsza, wtedy czekała mnie od niej nagroda, przytuliła się uśmiechnęła. Jak mi nie wyszło i byłam zła to ona była jeszcze w gorszym humorze. Nie wyżywała się na mnie robiła coś gorszego milczała i takie ciche dni potrafiły trwać tygodnie.
Z moim zdrowiem było gorzej z roku na rok. Pod koniec liceum rzuciłam gimnastykę nie miałam dłużej siły na nią. Musiałam przenieść się z liceum sportowego do normalnego. Zdanie matury kosztowało mnie dużo cierpliwości. Musiałam się uczyć a do tej pory sport był moim jedynym obowiązkiem. matka prawie kompletnie odsunęła się od mnie, nie mogła zrozumieć, że mnie boli i że gimnastyka nie sprawia mi już tej młodzieńczej radości.
Studiować wyjechałam do innego miasta, dom odwiedzałam tylko na święta. Nie był mi do niczego potrzebny, radziłam sobie doskonale bez matki i ojca nie potrzebowałam ich pomocy, a oni nie garnęli się żeby mi pomagać.
Koniec z gimnastyką nie był Końcem moich kłopotów ze zdrowiem. Mordercze treningi od najmłodszych lat coraz bardziej dawały znać o sobie. Lekarze też nie mieli dla mnie dobrych wieści. Moje stawy do niczego się nie nadawały a jedyne co mogli mi dać to środki przeciwbólowe.
Teraz mam szczęśliwą rodzinę, męża i syna. Michał pomaga mi podczas dni gdy ból jest nie do zniesienia. Piotruś ma 14 lat i trenuje piłkę nożną, ale robi to z własnej woli i widzę jak się cieszy gdy idzie na treningi, ja chyba też jak byłam mała też tak się cieszyłam. Mężowi każe sprawdzać i chodzić z nim na treningi i sprawdzać czy trener nie przemęcza dzieci. Sama nie mogę pójść na trening Piotrusia choć bardzo bym chciała.
Przez matkę teraz jestem kaleką, prawie cały dzień leżę. Chodzę tylko wtedy gdy muszę. Jestem na nią zła, nie wiem czy ją kocham. Już nie żyje więc nawet nie możemy porozmawiać i nie mogę jej powiedzieć co myślę o miłości w jej wydaniu. Ona wpajała mi miłość do gimnastyki, jej miłość była niespełniona a moja tragiczna.
Dlatego przestrzegam was przed robieniem na siłę z dziecka kogoś kim nie chce być. Do napisania tego listu skłoniły mnie popisy małej dziewczynki w Mam talent. Gdy ją zobaczyłam odezwały się we mnie dawne wspomnienia.
Pozdrawiam wszystkie czytelniczki i dajcie dzieciom normalne szczęśliwe dzieciństwo, pokazujcie im ścieżki, ale ich nimi nie prowadźcie
Ilona".
Chcecie podzielić się z nami swoim problemem? Potrzebujecie porady? Piszcie na adres: redakcja(at)papilot.pl.