Anita uważa, że księża mają w naszym kraju uprzywilejowaną pozycję i społeczny immunitet, a Polska to kraj skrajnie katolicki. Czy ma rację?
„Drogi Papilocie. Pisze do Was, bo po prostu muszę komuś opowiedzieć o moim oburzeniu, które sięgnęło wczoraj zenitu! Jak co dzień rano dorwałam się do laptopa, zaparzyłam sobie kawy i weszłam na moje ulubione portale. Na jednym z nich uderzył mnie tytuł brzmiący mniej więcej tak: Kolejne ofiary 1H1N1 w Polsce, ksiądz zarażony wirusem nie żyje. W treści artykułu krótkie, urywkowe, jednozdaniowe historie o ofiarach nowej grypy i kilka całkiem pokaźnych akapitów poświęconych śmierci księdza. Zaczęłam się wtedy zastanawiać, czy może życie tego księdza jest ważniejsze od życia innego – młodego czy starszego, nieważne - człowieka? Bo jego losy śledziłam już w gazetach i Internecie od kilku dni i nikt mi nie wmówi, że poświęcano mu tyle samo miejsca co innym chorym.
Bo Polska to kraj skrajnie katolicki. Ja mieszkam w małym miasteczku, gdzie jest więcej kościołów niż przedszkoli, księża rozbijają się coraz to lepszymi autami, podczas gdy niektóre dzieciaki całe dnie chodzą głodne. Księża są nietykalni, mają społeczny immunitet, im zostanie wybaczone wszystko. A teraz się okazuje, że nawet ich życie jest warte więcej niż innego obywatela. Gdzie tu równość, sprawiedliwość? Dlaczego się na to godzimy? Dlaczego dziennikarze, wydawałoby się w demokratycznym, świeckim kraju, nie potrafią być obiektywni?
Polska katomania mnie dobija. Promuje się u nas wielkie, biblijne cnoty, każdy tylko drugiemu wylicza kiedy był, a kiedy nie w kościele, a tak naprawdę to ta hipokryzja aż bije po oczach. Gdy w zeszłym roku wybrałam się po długich prośbach mamy na pielgrzymkę do Częstochowy (mama jest osobą starszą i nie może się sama poruszać), uderzyła mnie obrzydliwa komercja tego miejsca i zupełnie bezpardonowe wykorzystywanie naiwności starszych. Obok Jasnej Góry pstrokato było od sprzedawanych na straganach dewocjonaliów, a ojciec Rydzyk promował swoją telefonię komórkową. Poprzysięgłam sobie wtedy, że się wypisuję, ja dziękuję. Mogę wierzyć lub nie – to moja sprawa – ale nie chcę by inni przez to tracili. Bo taka babcia, która widzi we wszystkich gazetach, że ksiądz umiera na świńską grypę i był takim prawym, przykładnym człowiekiem, odbierze sobie od ust kolejną porcję chleba i połowę emerytury, jak co miesiąc, przeznaczy na święte obrazki…
Wiem, że możecie się ze mną nie zgadzać – nie wierzy się w kościół, a w boga, itp., itd. Ja to wiem i nie neguję. Ale chciałabym, żeby to inaczej wyglądało. Żeby na każdym kroku nie osaczała mnie kościołkowość tego kraju. A dziennikarze, politycy, aktorzy i inne postacie publiczne, mające wpływ na ludzkie poglądy i myśli, kreujący społeczną opinię, nie byli wyznaniowi, a kościoła nie używali jako głównego narzędzia swojej publicznej manipulacji.
Pozdrawiam całą Redakcję i wszystkie Czytelniczki, Anita”.
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl. Gwarantujemy anonimowość.
Zobacz także:
Wasze listy: Czy powiedzieć mężowi, że to nie jego dziecko?
Aneta zdradziła męża, gdy pracował za granicą. Teraz jest w ciąży i nie wie, czy powiedzieć mu, że to nie jego dziecko. Pomóżcie jej podjąć rozsądną decyzję.
Wasze listy: Moja córka nie chce hucznego wesela!
Córka Honoraty nie chce urządzać wystawnego przyjęcia weselnego, zamiast tego woli wybrać się w podróż do Wenecji. Nasza Czytelniczka nie może się jednak pogodzić z decyzją córki…