Wasze listy: „Mój narzeczony nie żyje, wariuję z samotności”

Narzeczony Anny odszedł kilka miesięcy temu. Jej życie w jednym momencie legło w gruzach i już nigdy nie będzie takie samo jak kiedyś…
Wasze listy: „Mój narzeczony nie żyje, wariuję z samotności”
10.11.2009

„Chciałam opisać Wam moją historię, która mam nadzieję uświadomi Wam to, o czym ja kiedyś nie myślałam. Byliśmy młodzi, mnóstwo planów, całe życie przed nami. W takich chwilach, gdy ma się dwadzieścia kilka lat, nie mówi się o śmierci, ten temat po prostu nie istnieje. Nawet w najgorszych snach nie podejrzewałam, że spotka mnie taka tragedia… Nie mogę nawet o tym pisać, cała się trzęsę, przeglądając nasze wspólne zdjęcia na pulpicie... 

Z Michałem spotkałam się na pierwszym roku studiów. Przyjechałam do Wrocławia z małej miejscowości, czułam się samotna, zagubiona. Nie miałam żadnych znajomych, życie w akademiku też mnie rozczarowało, nigdy jakoś specjalnie nie imprezowałam, wolałam wyjść do kina, poczytać książkę. Czasami myślałam nawet o tym, żeby zrezygnować z dziennych studiów i tylko na weekendy tu przyjeżdżać. Wtedy pojawił się on. Pamiętam ten dzień dokładnie. Kupowałam prezenty świąteczne dla rodziców i brata, ale nie mogłam się zdecydować na książkę dla brata. Poprosiłam o pomoc ekspedientkę, a on, gdy tylko zauważył moje niezdecydowanie, zaoferował swoją pomoc.

Od razu mnie zauroczył, wydawało mi się, że ja jego choć troszkę też. Jednak jakież było moje rozczarowanie, gdy przez następny tydzień nie zadzwonił, mimo że dałam mu swój numer. Gdy po Nowym Roku wróciłam z domu na studia, w końcu doczekałam się wiadomości. Spotkaliśmy się na kawę i przegadaliśmy chyba z sześć godzin! Wydawało nam się, że znamy się od zawsze, mieliśmy takie same poglądy na wiele spraw, podobne zainteresowania. Był ode mnie starszy o trzy lata, pracował, trenował pływanie. Tak bardzo różnił się od innych mężczyzn, których znałam! Był bardzo dojrzały, opiekuńczy, czuły. Potrafił wydobyć ze mnie to, co innym się nie udawało… Po dwóch tygodniach spotkań na kawę, ciastko, pizzę, herbatę, piwo i wszystko inne, co było dobrym powodem, zostaliśmy parą.

16 stycznia rozpoczął się najpiękniejszy okres w naszym życiu. Byłam szaleńczo zakochana, było nam ze sobą wspaniale. Ani ja, ani on nigdy wcześniej tego nie czuliśmy, tak jakby spotkały się dwie zaginione połówki. Mogliśmy całym dniami leżeć w łóżku, rozmawiać i po prostu się przytulać, nic innego się nie liczyło. Z nim świat stawał na głowie, a do szczęścia potrzebowałam tylko jego. Na wspólne wakacje wyruszyliśmy do Londynu. Przez lipiec i sierpień pracowaliśmy jako kelnerzy, a we wrześniu stopem zwiedziliśmy za zarobione pieniądze całą Francję. To tam Michał mi się oświadczył. Byłam tym zaskoczona, w końcu znaliśmy się jedyne 9 miesięcy, choć dla mnie to było jak wieczność! Postanowiliśmy, że ze ślubem poczekamy jeszcze trzy lata, oboje znajdziemy pracę i wtedy już nic nam nie przeszkodzi. Nawet przez głowę nam nie przeszło, że coś innego stanie się przeszkodą nie do przeskoczenia…

Dni mijały nam tak wspaniale, jak na początku znajomości. Nie potrafiliśmy bez siebie żyć. Jednak w styczniu 2009 rozpoczęły się nasze kłopoty. Michał miał okropne bóle głowy, był zdekoncentrowany, źle się czuł, nie poznawałam go, bo miał nawet zaniki pamięci. Pod koniec stycznia udał się do lekarza, od razu zalecono mu badania i trafił do szpitala. Nowotwór mózgu. Diagnoza była szokiem dla nas obojga, jego rodziców, mojej rodziny. Od tego czasu całe nasze życie toczyło się wokół leczenia. Niestety, operacja była niemożliwa, więc musieliśmy zaufać lekarzom. Ale szybko dowiedzieliśmy się, że i tak wszystko jest w rękach Boga… Tylko dlaczego on chciał, żeby Michał tak szybko od nas odszedł???????? 

W maju przenieśliśmy Michała do prywatnej kliniki, gdzie ja spędzałam z nim całe dnie. Zrezygnowałam ze studiów, bo wiedziałam, że nie mamy ani chwili do stracenia. Był bardzo słaby, chciałam z nim przeżyć  każdą minutę. Mimo że wiedziałam gdzieś podświadomie, że on może odejść, do ostatniego dnia łudziłam się, że będzie inaczej.  

W sierpniu Michał od nas odszedł. Spokojnie i we śnie, ja byłam obok.  

Pogrzebu w ogóle nie pamiętam, rodzice mnie tam zaprowadzili prawie siłą, wiedzieli, że będę żałować, jeśli nie pójdę. To było zaledwie kilka miesięcy temu, ale ja nie chcę tego wspominać. Chcę pamiętać naszą pierwszą kawę, pierwsze spotkanie i jego uśmiech, gdy wręczał mi pierścionek zaręczynowy. Czasami wyobrażam sobie, co robilibyśmy, gdyby on żył… Chyba bylibyśmy po prostu za szczęśliwi, tak szczęśliwi, że to aż niemożliwe… Bez niego moje życie nie ma żadnego sensu. Rzuciłam studia, wróciłam do domu, bo wiem, że bez niego nigdy nie będę tą samą osobą. Gdy wracam czasami do Wrocławia i chodzę naszymi ścieżkami, którymi teraz chodzą inne zakochane pary, mam ochotę im zabrać to szczęście. Dlaczego ja, my, nie oni? Czym ja zawiniłam? Umieram z samotności i goryczy, czasami gdy nie ma nikogo w domu, po prostu krzyczę i płaczę wniebogłosy. Nie wiem, co robić, nic już nie jest bez niego ważne. Nic i nikt. I chyba już zawsze będzie boleć. Tylko jak ukoić ten ból?

Anna”  

Jeśli chcesz podzielić  się z Czytelniczkami Papilota swoją historią albo potrzebujesz porady, napisz na adres: redakcja(at)papilot.pl. Gwarantujemy anonimowość. 

Zobacz także:

Wasze listy: Oszukała mnie agencja modelek!

Ania żałuje dzisiaj swojej naiwności i wiary w obietnice o wielkiej karierze na wybiegu. Straciła pieniądze, nerwy oraz dziewczęce marzenia, a oszuści nadal pozostają bezkarni!

Wasze listy: Czy zachować dziewictwo do ślubu?

Za cztery miesiące Teresa stanie przed ołtarzem ze swoim wieloletnim chłopakiem. Nigdy wcześniej nie uprawiali seksu, bo przysięgła sobie, że zachowa dziewictwo do ślubu. Teraz jednak ma wątpliwości, czy nie złamać obietnicy…

 

Polecane wideo

Komentarze (472)
Ocena: 5 / 5
Izabela (Ocena: 5) 07.01.2020 12:14
Cześć Aniu....... Mój narzeczony Michał zaginął prawie miesiąc temu. Przebywał w Niemczech gdzie pracował i dzień przed przyjazdem do Polski był w barze ze znajomymi gdzie wywiązała się mała bójka. On staną w obronie pewnego polskiego małżeństwa. Wyszedł z baru sam i nie wrócił już do mieszkania. Ja jestem w rozpaczy. Nie wiem co mu się przytrafiło. Prawdopodobnie osoby z baru zrobili mu krzywdę. Szukałam go wraz z rodziną i policją trzy tygodnie po lasach, jeziorach i bagnach. Wynajęłam detektywów, którzy są tam na miejscu i prowadzą śledztwo. Każdy zakłada najgorsze a ja nie chcę w to wierzyć. W święta mieliśmy wziąć ślub. Te święta były dla mnie najgorsze w życiu. Obawiam się że nikt nie wie co ja czuję. Jaka jestem zła, rozgoryczona, samotna i jak bardzo pragnę śmierci. Jestem z nim 9 lat..... Nie potrafię żyć bez niego i nie wyobrażam sobie jak ktoś mógł go skrzywdzić. Ma 30 lat, mnóstwo marzeń, zawsze uśmiech na twarzy. Uwielbiałam uczucie bezpieczeństwa przy nim. Oddałabym wszystko aby stał się cud i aby on żył. Nie wyobrażam sobie dopowiedzieć się o najgorszym, myślę że wtedy zeświruje. Pamiętam jak odjeżdżał do Niemiec, przytulił mnie i powiedział, że będzie za 2 tyg....... Michał jest całym moim światem i nic dla mnie się nie liczy i nie ma żadnego sensu bez niego. Mój ból jest niewyobrażalny.
odpowiedz
R (Ocena: 5) 10.08.2017 13:49
Mój narzeczony również umarł, 10 dni przed 2 urodzinami naszego kochanego synka. Dopadła go straszna choroba, z dnia na dzień nasze życie zmieniło się nieodwracalnie. Obecnie minęło już ponad 16 miesięcy, a ja nadal nie potrafię bez niego żyć.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 28.10.2014 22:08
ja tez straciłam narzyczonego dwa miesiące temu wszystko jest tak trudne każdy dzień..mamy synka ktory teraz ma 7 miesięcy nawet nie bedzie pamiętał ojca ktory bardzo go kochał byliśmy tacy szczesliwi mieliśmy w tym miesiącu pobrać się i nie dociera do mnie ze to się nie wydarzy...nie wiem co teraz nie mam sił..
odpowiedz
Mdn (Ocena: 5) 31.07.2014 13:42
Wszystko takie samo jak u mnie nowotwór, śpiączka, cisza.. ciężar
odpowiedz
Ona 28 (Ocena: 5) 17.11.2013 15:16
Mój narzeczony zginął w wypadku 4 lata temu. Razem żyliśmy 4 lata...dziękowałam Bogu za to, że mam Michała. W jednej chwili straciłam wszystko, świat się zawalił. Ślub, wspólne mieszkanie wszystko zniknęło w jednej chwili. Zrezygnowałam ze studiów z pracy. Do tej pory jestem sama i chyba tak już zostanie...w dalszym ciągu szukam drugiego takiego M, a On na mnie czeka tam u góry. Strata...jak to strasznie boli...w dalszym ciągu!!!
odpowiedz

Polecane dla Ciebie