Weronika cierpi na schizofrenię. Od czasu, kiedy dowiedziała się o chorobie, zauważyła, że odsuwają się od niej przyjaciele i znajomi. Mimo że dzisiaj funkcjonuje zupełnie normalnie, nadal spotyka się ze społecznym dorzuceniem…
„Redakcjo! Piszę trochę dlatego, że chciałabym uświadomić coś Papilotkom i gościom odwiedzającym stronę, a trochę dlatego, że chciałam z kimś podzielić się moimi przeżyciami. Mam 17 lat, jestem nastolatką jak wiele innych - mam pasje, które spełniam, kilkoro znajomych, z którymi czasem się spotykam, niezbyt imprezową, ale też nie zupełną samotniczką. Interesuję się wieloma rzeczami, wiele rzeczy wychodzi mi dobrze. Nie uczę się rewelacyjnie, ale nikt nigdy nie miał do mnie szczególnych zastrzeżeń. Kocham muzykę, uwielbiam tańczyć... Nic niezwykłego. Pół roku temu zdiagnozowano u mnie schizofrenię paranoidalną. Na początku objawy były niezbyt silne - pojawił się u mnie lęk przed ludźmi, przed wychodzeniem z domu, poczucie nienawiści ze strony wszystkich. Nie przejawiałam niepokojących zachowań, więc nikt się tym nie przejął - leczono mnie jedynie na depresję. Z czasem jednak wszystko się nasiliło. Zaczęłam bać się członków rodziny, oglądałam dom ze strachem, czy nie ma w nim zamontowanych kamer. Gdy na ulicy ktoś śmiał się, miałam wrażenie, że to ze mnie. Gdy wyciągał telefon, myślałam, że informuje kogoś o moim położeniu. Wszędzie węszyłam spisek i było to okropnie męczące. Mało kto wie, jak ciężko jest żyć myśląc, że wszyscy postanowili cię skrzywdzić. Myślałam, że inni czytają mi w myślach i że wiedzą o mnie coś straszliwego.
Później nastąpiło najgorsze - "Gość". Teraz nazywam to po lekarsku: urojeniami oddziaływania, wtedy jednak wydawało mi się, że zamieszkała we mnie siła, która mną steruje. Pojawiły się głosy w głowie, Gość "kazał" mi robić różne rzeczy - okaleczać się, głodzić, krzywdzić bliskich. Przeżyłam wtedy koszmar. Gdy urojenia osłabły, o wszystkim powiedziałam moim rodzicom. Zabrali mnie do psychiatry po raz drugi i tak trafiłam do szpitala psychiatrycznego z diagnozą: F-20. Dziś jestem zaleczona - choroba jest w okresie remisji, a ja zmniejszyłam dawkę leków i funkcjonuję zupełnie normalnie - zaczynam liceum, chodzę na zajęcia pozalekcyjne... Gdzieś tam wewnątrz wiem, że choroba kiedyś powróci i znów czeka mnie szpital i koszmar urojeń, ale póki co nie myślę o tym. Zastanawia mnie jedynie podejście niektórych ludzi do mojej choroby.
Ludzie boją się chorób psychicznych. Istnieje stereotyp psychiatryka jako miejsca, gdzie ludzi przykuwa się łańcuchami do ścian, gdzie słychać krzyki i gdzie wszyscy są zamknięci w obitych materiałem izolatkach w kaftanach bezpieczeństwa. Być może dotyczy to w pewnym stopniu oddziału zamkniętego - nie jestem pewna - ale to krzywdzące i zaściankowe myślenie o wariatach. Wiele osób dowiedziawszy się o mojej chorobie zerwało ze mną kontakt, mimo że nie widzieli u mnie objawów, nie zdradzałam się z niczym i nie mieli do tego podstaw. Cierpiała jedynie moja rodzina, a mimo to znajomi się mnie boją i unikają. Funkcjonuję teraz zupełnie normalnie, nawet podczas napadu schizofrenii byłam niebezpieczna tylko i wyłącznie dla siebie, ale niektórzy nie mogą - albo nie chcą - tego zrozumieć. Chciałabym, żebyście opublikowali mój list jako prośbę o odrobinę zrozumienia dla chorych psychicznie. Taka choroba to wielkie cierpienie, nie unikajcie ludzi tylko dlatego, że coś z nimi nie tak - mają depresję, CHAD, anoreksję czy schizofrenię. Jeśli o tym wiecie, wspierajcie ich. To Ludzie, których spotkało wielkie nieszczęście - w dodatku często na całe życie. Pozdrawiam, Weronika”
Zobacz także:
Wasze listy: „Moja nastoletnia córka uciekła z domu!”
Maria jest zrozpaczona. Jej osiemnastoletnia córka uciekła z domu w dzień po ukończeniu 18 lat. Towarzyszem eskapady jest jej ukochany – recydywista z kolejnym wyrokiem w zawieszeniu!
Wasze listy: „Welon czy habit?”
Katarzyna stanęła przed poważnym dylematem - kontynuować związek z Kamilem czy… zaufać powołaniu?