Droga redakcjo,
Przed momentem przeczytałam newsa Polscy nauczyciele to darmozjady: Jest ich za dużo, pracują za krótko i jestem oburzona. Wszystko się we mnie gotuje. Sama jestem nauczycielką, więc wiem jak to wygląda. Szczególnie w szkołach, w których dyrektor ma chore ambicje i zmusza nauczycieli do pracy po godzinach – oczywiście „dla dobra uczniów i imienia szkoły”.
Tuż po studiach dostałam pracę w szkole w swoim rodzinnym mieście. Jestem polonistką, ale pełnego etatu dla mnie nie było, więc część godzin wzięłam w bibliotece. Dodam, że godziny biblioteczne są gorzej płatne, ale uznałam, że siedząc między książkami będę sprawdzała wypracowania, zeszyty itp. Oczywiście planu nie zrealizowałam, bo pan dyrektor miał fanaberię, żebym zrobiła w bibliotece remanent, potem, żebym zamawiała książki, następnie, żebym wprowadziła dane z kart papierowych do komputera i zrewolucjonizowała system płacenia kar za przetrzymywanie książek w domach. A do tego u mnie szkole jest pełno okienek w planie, więc non stop przychodzą uczniowie i coś chcą wypożyczać.
Na domiar złego z pomysłu kilku nadgorliwych nauczycielek powstało coś takiego jak dni otwarte, które ustalono na sobotę. W związku z tym mamy dyżury, bo co sobotę dni otwarte organizuje inna grupa nauczycieli we współpracy z samorządami klasowymi. Muszą być stanowiska informacyjne dotyczące profili, poczęstunek, konsultacje itp. Niby nic, a trzeba siedzieć przez cały tydzień poprzedzający w szkole z tymi dzieciakami i to przygotowywać po lekcjach. Potem trzeba przyjść w sobotę i siedzieć pół dnia, a zwykle przychodzi raptem kilka osób.
Cieszę się jedynie, że jako młoda nauczycielka nie miałam jeszcze do tej pory wychowawstwa. Od przyszłego roku to się niestety zmieni, a wtedy dojdą mi dodatkowe obowiązki związane z prowadzeniem dziennika, liczeniem średnich, usprawiedliwianiem nieobecności itp. Już teraz dostaję białej gorączki na samą myśl o tej papierkowej robocie, ale kiedyś musi to nastąpić. Najśmieszniejsze jest to, że dodatek za wychowawstwo to w moim mieście 30 złotych! Paranoja!
Chciałabym jeszcze przy okazji wylać swoje żale związane z zaangażowanie nauczycieli w pracę. Nie rozumiem, dlaczego ja, polonistka musząca sprawdzać wypracowania kilkudziesięciu osób, zarabiam tyle samo co wuefista, który może najzwyczajniej w świecie zagonić dzieci na boisko, dać im piłkę i wrócić do picia kawki z kolegami z dyżurki.
Pewnie wiele osób powie, żebym nie narzekała, bo mam wakacje, a i tak dostaję wynagrodzenie. Ale nawet, jeśli rozdzielimy tę pensję z dwóch letnich miesięcy na pozostałych dziesięć to wychodzą marne wyniki.
Na zakończenie wspomnę jeszcze tylko o trudnych warunkach pracy ze współczesną młodzieżą. To rozwydrzone jednostki zgodnie przyjmujące postawę roszczeniową. Większość z nich ma zerowe ambicje, a pojedyncze jednostki nie mogą się rozwijać jak należy, jeśli rodziców nie stać na zajęcia pozalekcyjne, bo w czasie godzin szkolnych nauczyciele skupiają się na tych „gorszych”.
Pozdrawiam, proszę o więcej wyrozumiałości i szersze patrzenie na nauczycieli,
Alicja
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl.
Zobacz także:
Wasze listy: Czuję się winna śmierci siostry, ale nikt o tym nie wie
Czy to na pewno był tylko nieszczęśliwy wypadek? Przeczytajcie bolesne i zagadkowe wyznanie Marty.
Decyzja należy do Ciebie: Czy przyjmowac drogie prezenty od starszego mężczyzny?
Gosia spotyka się z zamożnym, dużo starszym od siebie mężczyzną, który obsypuje ją podarunkami. Niektóre są naprawdę kosztowne.