Od kiedy pamiętam, to zawsze jeździłam na wakacje gdzieś za granicę. Rodzice mieli takie możliwości, więc chyba nie ma w tym nic dziwnego. Nie mówię, że odpoczywałam w 5-gwiazdkowych hotelach na Hawajach, ale we Włoszech, Bułgarii, Chorwacji, Hiszpanii albo na Malcie byłam. W tym roku jakoś tak się złożyło, że nie mogliśmy ustalić terminu i nic konkretnego zaplanować i padło na Polskę. Myślałam, żeby w ogóle zrezygnować z towarzystwa rodziców, ale mnie namówili. Trafiliśmy na kaszubską wieś. Zapowiadało się fajnie, bo liczyłam na agroturystykę, kontakt z naturą i organiczne jedzenie. Po części tak było, ale wrażenia mam nie najlepsze.
Jak tam przyjechałam, to naprawdę sobie pomyślałam, że to trzeci świat. Ostatnie kilometry jakąś żwirową drogą i od tych kamieni mamy porysowany samochód. Nasz domek stał za rozlatującym się płotem na jakimś kartoflisku. Wszędzie było czuć końskie łajno. Gospodarze powitali nas łamaną polszczyzną. To nawet nie był kaszubski, ale zwykła wiejska niedbałość. Czułam się tak, jakbym próbowała się z nimi dogadać w obcym języku. Równie dobrze to mógł być rosyjski i tyle samo bym zrozumiała. To był niestety dopiero początek problemów w tej malowniczej polskiej wiosce…
Zobacz również: 6 rzeczy, których mieszkańcom Warszawy zazdrości cała Polska
fot. Thinkstock
Przyznam, że okolica bardzo ładna. Gdyby dotarła tam wreszcie cywilizacja, to coś by się dało z tego zrobić. Zaczęłabym od wylania asfaltowej drogi, zburzenia tych wszystkich zabytkowych chat i postawienia czegoś, co pachnie nowością. Tymczasem podłogi skrzypiały i czuło się taki niezbyt przyjemny zapaszek starości. Ogólnie wrażenia mam takie, że polska wieś jest do zaorania. I koniecznie trzeba tam wysłać lepszych nauczycieli, bo stan wiedzy i język tych ludzi przeraża. Nawet mi nie chodzi o to gospodarstwo, w którym się zatrzymaliśmy. Przez chwilę myślałam, że to tylko taki teatrzyk dla miastowych. Takie udawanie zacofania, żeby było fajnie i egzotycznie.
Wystarczyło jednak wyjść za płot i było jeszcze gorzej. Na każdym kroku stoi jakaś wychudzona i brudna krowa, ludzie ubrani w łachmany, jak zagadują to nie wiesz po jakiemu. Warunki, w jakich się tam żyje, moim zdaniem urągają godności człowieka. Wiecie, że tam nawet kanalizacja jest atrakcją? Prawie nikt jej nie ma. Wszędzie stoją szamba i śmierdzi o każdej porze dnia i nocy. Po zmroku najmocniej. Tata mi wytłumaczył, że najprawdopodobniej wtedy cały ten syf jest wylewany na łąki albo do rzeki, żeby nie płacić za wywóz nieczystości.
fot. Thinkstock
Trochę mi się to kłóci z tym sielskim i ekologicznym wizerunkiem wsi. Może roślinność potrzebuje takiego organicznego podłoża, ale tam wszystko jest skażone. Strach zamoczyć nogi w strumyku, bo nigdy nie wiesz, czy ktoś właśnie nie opróżnia do niego swojej toalety. Naprawdę spartańskie warunki. Żeby gdzieś zadzwonić, to trzeba było przejść pół kilometra i wdrapać się na pagórek. Tam jakimś cudem łapała jedna kreska zasięgu. O wi-fi to tam chyba nikt nie słyszał. Nawet w domach dla letników nie ma Internetu. O LTE w komórce trzeba zapomnieć. Ktoś mi powie, że to dobrze, bo można wypocząć. Gorzej, jak trzeba będzie wezwać pogotowie i nie będzie sygnału.
Nie ma normalnie ciepłej wody w kranach, ani ogrzewania. Do sklepu ze 2 kilometry, a jak już się dostaniesz, to nic tam nie ma. Staramy się zdrowo odżywiać, a kupić można tylko białe pieczywo. Napuchłam po tych wakacjach, jakbym się obżerała w fast foodzie. A jak nam gospodarze serwowali jakieś miejscowe przysmaki, to wcale lepiej nie było. Pod koniec turnusu trafiłam na podjeździe na koszyk z takimi wyrobami. Wszystkie zapakowane w folie i z etykietami. Musieli je kupić w jakimś markecie. Zwykłe oszustwo. To jednak nic w porównaniu z ludzką mentalnością.
Zobacz również: Śmieszne nazwy miejscowości: Szparki, Pupki, Niemyje-Ząbki, Sucha Psina...
fot. Thinkstock
Wszyscy wokół są bardzo ciekawscy. Interesuje ich, kto do nich przyjechał. Raczej nie lubią miastowych i uważają ich za bogatych głupków. Zupełnie tak, jakby sami mieli się czym pochwalić… Próbowaliśmy nawiązać kontakt w domu obok. Tam była pasieka i mama chciała kupić naturalny miód. Na początku było miło - „witojcie” i w ogóle. Zaprosili nas nawet do ogrodu, żebyśmy sobie usiedli i popatrzyli na biegające po podwórku kury. To była niedziela, więc zaczęli nam radzić, że lepiej wybrać się nie do tego najbliższego kościoła, tylko tego 10 km dalej. Bo w tym obok to ksiądz dobrze mówi o uchodźcach, a to się nie godzi.
Nie chciało nam się dyskutować, bo akurat w obu kwestiach mamy inne zdanie. Wierzący nie jesteśmy i popieramy pomaganie potrzebującym. Rozmowa wyglądała tak, że oni ciągle narzekali, a co drugie słowo było niecenzuralne. Nawet jak chcieli przekazać coś pozytywnego, to oczywiście z wtrąceniem kilku „ku***”. Strasznie to prostackie i aż nam uszy więdły. Tyle się mówi, że to tacy prości i poczciwi ludzie. Nie jestem przekonana. Kompletny brak kultury, a jak zobaczyli pieniądze, to od razu podnieśli cenę za ten miód.
fot. Thinkstock
Wieczorem i rano była walka o to, kto się tym razem umyje w ciepłej wodzie. W łazience wisiał malutki bojler. Wystarczyło przemyć twarz i zęby, żeby było po wszystkim. Kolejne osoba musiała czekać kilka godzin. Gdzieś w połowie tych „wakacji” pojechaliśmy trochę dalej, żeby pozwiedzać okolicę. Największą atrakcją była stacja benzynowa z łazienkami. Za 5 zł można było wziąć prysznic. Wszyscy z tego skorzystaliśmy. Nie wiem jak ludzie na wsi żyją w takich warunkach, żeby się nie można było normalnie umyć.
Jak wróciliśmy po całym dniu, to było widać, że ktoś grasował na podwórku. Przywieźliśmy własny grill i obok leżały takie duże sztućce do obracania jedzenia. Zniknęły. Nie rozumiem jak można się połakomić na taką głupotę. Trzeba naprawdę nie mieć sumienia.
A jak przyszła burza, to zaraz prąd wyłączyli i siedzieliśmy po ciemku do rana.
fot. Thinkstock
W pewnym sensie było tam swojsko, ale zupełnie nie wypoczęłam. Spartańskie warunki, dziwni ludzie, higiena poniżej krytyki. Z jednej strony szambo płynące poboczem, a z drugiej - brak wody, żeby się normalnie umyć. Na każdym kroku próbują kantować. Jeszcze nas okradli, więc opinii to nie poprawiło. Dzwonić się nie da, Internet nie łapie, w telewizji dwa śnieżące programy. Kompletnie nie rozumiem zachwytu polską wsią. To są miejsca zupełnie poza cywilizacją. Nie mówię tego jako rozpuszczona miastowa, która za dużo oczekuje. Mnie by wystarczył prosty, ale czysty pokój, woda w kranie i jakaś łączność ze światem. Luksusów naprawdę nie oczekiwałam.
Widziałam już hiszpańskie czy włoskie wioski i to są urokliwe miejsca. Nasza prowincja to bieda i smród. Wróciłam stamtąd wykończona psychicznie i już nigdy się na coś takiego nie zdecyduję. A tanio wcale nie było, bo ci ludzie zawsze znajdą okazję, żeby cię wydoić. Lepiej spędzić urlop w mieście przed telewizorem, niż się tak męczyć. Straszne doświadczenie!
Ewelina
Zobacz również: Sprawdź, czy wydajesz za dużo pieniędzy!