Dziewczyny,
bardzo potrzebuję rady, bo może naprawdę coś jest ze mną nie tak… Nie wydaje mi się. Przynajmniej nie w tym temacie. Chodzi o Sylwestra, który już za kilka dni. Przyznam szczerze, że przez wiele lat miałam taki sam problem jak wiele z Was - nie miałam gdzie, a jak już, to z kim iść na imprezę. Wiele razy się zdarzyło, że siedziałam wtedy w domu z rodzicami.
Dopiero od niedawna jakoś inaczej to wszystko wygląda. W tym roku też miało być fajnie. Już chyba od 3 miesięcy wiedziałam, gdzie spędzę tę noc. A przynajmniej, gdzie bym mogła, ale w tej chwili wszystko wisi na włosku. Nie mam żalu do chłopaka, że się rozchorował. Tylko o to, że teraz chce ze mnie zrobić Matkę Teresę.
Zobacz również: Waszym zdaniem: Sylwester w domu - powód do wstydu?
fot. Thinkstock
Jego zdaniem powinnam się poświęcić i zostać z nim. Bardzo mi się nie podoba takie stawianie sprawy. Skoro on nie może imprezować, to ja mam się wykazać współczuciem i zamulać przed telewizorem. Jeszcze wyjeżdża z tekstami, że skoro go kocham i kiedyś mielibyśmy zostać małżeństwem, to przecież w przysiędze jest: „w zdrowiu i chorobie”. Wypominanie tego to już bezczelność. Przecież w tych słowach nie chodzi o wyjście na kilka godzin z domu, ale trwanie w związku w trudnych okolicznościach!
Nie mam zamiaru go zostawiać, bo wiem, że zaraz z tego wyjdzie i to nic poważnego. Nawet gdyby (odpukać), działo się coś gorszego, to też byłabym przy nim. Ale on teraz próbuje to kwestionować. Skoro nie chcę spełnić jego głupiej zachcianki, to znaczy, że coś mi się odwidziało. W życiu bym nie pomyślała, że faceci są tak przewrażliwieni na swoim punkcie. Nigdy go nie zawiodłam, więc mógłby raz zaufać.
fot. Thinkstock
Mówię o głupiej zachciance, bo jak mam to nazwać? On nie jest obłożnie chory, ale lekarz mu kazał siedzieć w domu 2-3 tygodnie. Nawet nie chodzi o niego, bo jest w dobrej formie. Bardziej o to, żeby nie pozarażał przy okazji wszystkich wokół. Nawet w Wigilię robił mi wyrzuty, że poszłam na 2,5 godziny do rodziców, zamiast cały czas przy nim dyżurować. Tak, jego zdaniem powinnam też zrezygnować ze świąt, bo on nie chce sam siedzieć w domu. Co będzie potem? Mam wszystko rzucić i opiekować się nim przez kolejne tygodnie? Zwłaszcza, że on żadnej opieki nie potrzebuje.
Czuje się coraz lepiej, w ogóle nie widać po nim tej choroby. Energia go roznosi i po prostu wykorzystuje sam fakt L4. No i żeby tego było mało, to teraz mam zrezygnować z Sylwestra, na którego przygotowuję się od dawna. Nastawiłam się i trudno to tak zmienić z dnia na dzień. Gdyby działo się coś poważnego, to oczywiście bym została. Ale nie dzieje się nic. Poza tym, że ma nie wychodzić. Obłożnie chory człowiek nie grałby na konsoli przez cały dzień. Nawet by nie zauważył, gdybym wyszła.
Zobacz również: „Sylwester z Andrzejem Dudą” wymknął się spod kontroli? (Masa obrazoburczych postów)
fot. Thinkstock
Nie wiem skąd u niego taka obsesja. Od teraz mogę wychodzić tylko z nim? On doskonale wie, gdzie jest ta zabawa, kto ją organizuje, a nawet z kim chcę się zabrać. Poszłabym z koleżanką i jej chłopakiem oraz drugą przyjaciółką. To nie żadna biba w klubie, gdzie mogłabym go zdradzić przy pierwszej lepszej okazji. W żadnych warunkach bym tego nie mogła zrobić, bo go kocham. Nawet wydaje mi się, że nie chodzi o zazdrość. Raczej o zrobienie mi na złość - ja nie mogę tam pójść, to ty też gnij w domu. I co nam z tego? On z głową przyklejoną do ekranu i taki z niego towarzysz. Nie mogę się doczekać, aż wreszcie będzie po staremu.
O taką radę Was proszę. Czy mam się przejmować tym jego gadaniem, zrezygnować z planów i zostać z nim? Według niego to jedyne możliwe rozwiązanie. Jesteśmy parą i mamy się trzymać razem. Na jego miejscu w życiu bym o coś takiego nie poprosiła. Wolałabym przespać sama tę noc i wiedzieć, że chociaż mój chłopak się fajnie bawi. Ja jemu ufam, ale może on mnie nie…
fot. Thinkstock
Próbowałam już różnych sposobów, żeby on zmądrzał. Podpuściłam nawet moją mamę, żeby go zagadała, jak przyszła mu złożyć życzenia. Nic. Wspólni znajomi też do niego wydzwaniają. Nawet chcą zrobić tak, żebyśmy się zebrali przed imprezą i chwilę z nim posiedzieli. On mówi, że nie jest w nastroju, kiepsko się czuje i ogólnie obraz nędzy i rozpaczy. Na ich współczuciu mu nie zależy. Chodzi o to, żebym ja zmiękła. Dla mnie to czysta złośliwość z jego strony. On nic nie traci, a ja mogłabym zyskać fajne wspomnienia. Ale jakże to tak?
Chyba męska duma mu na to nie pozwala. Bo kto to widział, żeby facet siedział w osamotnieniu, a jego dziewczyna się bawiła gdzieś indziej… Zamiast pocałować w czoło i powiedzieć: idź, powodzenia, nie mam żalu. Właśnie on ten żal ma i aż go zżera. Tym bardziej nie wiem, co mam teraz zrobić, bo nie chcę żeby związek się rozleciał przez coś takiego. Nie warto. Teraz pewnie usłyszę, że skoro tak, to mam zostać i się nie upierać.
fot. Thinkstock
W jakimś sensie go rozumiem, ale myślę, że sama zachowałabym się inaczej w tej sytuacji. Pozwoliłabym mu pójść ze znajomymi. Ufam jemu i wiem, że oni by go mieli na oku. Tak samo będzie ze mną, jak jednak się wybiorę. O ile wcześniej się nie rozstaniemy i w ogóle będzie po temacie… Nawet nie chcę tak mówić, ale to naprawdę największy kryzys w naszym związku. A jesteśmy razem od ponad 2 lat.
Wiem, że się uparłam, ale myślę, że mam powód. Po prostu wiem, że on mnie wcale tej nocy nie będzie potrzebował. Pogra na konsoli, walnie się do łóżka i tyle. Ja bym rano wróciła. Zadowolona. Opowiedziałabym, jak było i życie toczyłoby się dalej. Potem mu to jakoś wynagrodzę, bo myślałam już o jakimś weekendowym wyjeździe. Zrobić po swojemu?
Anka
Zobacz również: Sylwester w pojedynkę