Bardzo się zdziwiłam, kiedy dotarła do mnie informacja, że mój wieczór panieński odbędzie się wiele tygodni przed ślubem. Ten zaplanowany jest na koniec wakacji, a impreza dla koleżanek już się odbyła. Zorganizowała ją moja świadkowa, za co powinnam być jej bardzo wdzięczna. Jednak dziwny termin to nie wszystko. Bawiłam się raczej słabo i wolałabym o tym zapomnieć.
Zobacz również: Kasia dostała tak bezczelne zaproszenie na ślub, że dziś mówią o nim wszyscy
Datę ustalono ze względu na dwie dziewczyny, które były akurat w Polsce i przed moim weselem już się tu nie pojawią. Jestem w stanie to zrozumieć, ale: 1) zawsze mogły się postarać i przylecieć tydzień wcześniej, 2) nawet gdyby nie, to przecież nie wszystkie koleżanki muszą być obecne. Mój narzeczony będzie się bawił w sierpniu i tak powinno być. Ale już pomijając zamieszanie z terminami - gdyby było fajnie, to nie miałabym żadnych pretensji.
Ale przyznam uczciwie, że nie było. Spodziewałam się wyjątkowej zabawy, a przypominało to skromny grill. Coś takiego można zorganizować bez okazji i w każdy weekend. Nie poczułam żadnej wyjątkowej atmosfery. I o to mam największy żal.
fot. Unsplash
Zaufałam świadkowej, że zajmie się tematem i będzie naprawdę fajnie. Zgodnie z tradycją to ona miała skrzyknąć koleżanki i zorganizować dla mnie noc pełną wrażeń. W końcu panieństwo żegna się tylko raz w życiu. Uczestniczyłam już kilka razy w takich imprezach i zawsze było grubo. Ale nie tym razem. Mam wrażenie, że przyjaciółki poszły na łatwiznę i zamiast coś zaplanować - w ostatniej chwili coś zadecydowały. Bardzo słabo to wyszło.
Wyobrażałam to sobie dość tradycyjnie. Jakiś biforek w mieszkaniu, później podjeżdża wielka limuzyna i jedziemy nią do fajnego klubu. Tam mamy zarezerwowaną lożę. Są fajne drinki, dobra muzyka, może jakiś striptizer. Do tego prezenty dla przyszłej panny młodej. Pijemy, tańczymy, zabawa trwa do rana. Może nawet zmieniamy miejsca kilka razy w ciągu nocy. Po prostu szaleństwo.
Zamiast tego czułam się jak na imieninach u cioci. Grill w ogrodzie i ok. godziny 23 już było po wszystkim. Wolałabym o tym jak najszybciej zapomnieć i wymazać ze wspomnień. Wielkie rozczarowanie.
Zobacz również: Wiemy, jak państwo młodzi oszczędzają na organizacji wesela. Skandal?
fot. Unsplash
Zapowiadało się dość tajemniczo, bo miałam siedzieć gotowa w domu i czekać na sygnał. Przyjechała do mnie jedna z koleżanek i mówi, że na dole czeka samochód. Limuzyny tam nie było. Zamiast tego stary gruchot jej chłopaka, który robił za szofera. Pomyślałam, że to część planu. Głupi dowcip. Ale nie… Po chwili dojechaliśmy przed dom rodziców świadkowej. Imprezę zwiastowały dwa przyczepione do bramy balony. Już prawie nie było w nich powietrza.
Ze mnie też zeszło, jak się zorientowałam, co jest grane. W ogrodzie, w którym już wiele razy byłam, czekało na mnie kilkanaście dziewczyn. Puste stoły, radio gra na parapecie, serpentyny na drzewku i oto mój wieczór panieński. Do tego jeszcze papierowe talerzyki i plastikowe kubeczki, które przepełniły czarę goryczy. Żadna wielka impreza, ale ubogi grill dla znajomych. Wciąż miałam nadzieję, że to nie wszystko.
Dostałam od nich upominek na nową drogę życia. Jakąś absurdalną książkę o obowiązkach żony, której większa część dotyczy sprzątania. Świetny dowcip… No i to by było na tyle.
Zobacz również: Chciała pochwalić się pierścionkiem zaręczynowym. Przez przypadek pokazała coś niecenzuralnego
fot. Unsplash
Posiedziałyśmy, zjadłyśmy kiełbaski, były też drinki w plastikowych kubkach - wódka z sokiem z dyskontu. Żadnej limuzyny, loży w klubie, striptizera i dzikiego szaleństwa. O 22 połowa towarzystwa się wykruszyła, a w ciągu kolejnej godziny wspólnie ustaliłyśmy, że dosyć tego dobrego. Rozchodzimy się do domów. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że świadkowa była bardzo dumna z tego, co przygotowała. Nie chcę zaglądać nikomu do kieszeni, ale jeśli składały się na tę imprezę, to maksymalnie po 20 zł na głowę.
Efekt jest taki, że wieczór panieński za mną, a ja w ogóle tego nie czuję. Byłam na jakimś skromnym grillu. Lepsze imprezy bez okazji się zdarzały, a tu taka bieda. Jestem pewna, że świadek przygotował dla mojego narzeczonego coś o wiele lepszego. Ja spuszczam na to wszystko zasłonę milczenia i mam nadzieję, że wesele przyćmi tę kompromitację.
A wspominam o tym, bo może przeczyta to jakaś przyszła świadkowa albo uczestniczka wieczoru panieńskiego. Żadnej innej pannie młodej nie życzę czegoś takiego. Szczerze? Wolałabym, gdyby nic nie zorganizowały, niż tak się wygłupiły.
Edyta