Znasz na pewno uczucie ekscytacji, które towarzyszy każdemu tuż przed wyjściem na imprezę. Przymierzanie ciuchów, robienie fryzury, malowanie się... i ta kołacząca się w głowie myśl: „To musi być najlepsza impreza w moim życiu!”. Potem jednak grubymi strumieniami leje się alkohol, a Ty robisz rzeczy, o których wolałabyś zapomnieć.
Na przykład takie, jak te…
- W liceum zaliczyłam chyba najgorszą imprezę w swoim życiu – opowiada 21-letnia Martyna, studentka z Warszawy. – To był okres obchodzenia osiemnastek, więc na imprezy urodzinowe do kolegów i koleżanek z klasy chodziłam niemal co tydzień. To, co się działo w domu u Marka, przechodzi jednak wszelkie pojęcie. Marek zaprosił co prawda zaledwie 10-15 osób, więc było kameralnie, ale strasznie się wtedy spiliśmy. Wszystko przez to, że znajomy Marka przyniósł jakąś ruską wódkę. Impreza zaczęła się o 20:00, a już o 21:00 niektórzy zaczęli wymiotować – wspomina Martyna. – Ja trzymałam się jakoś do północy. Poszłam po prostu do pokoju brata Marka i tam, kompletnie zalana, położyłam się spać.
Około godziny 24:00 poczułam jednak, że zbiera mi się wiadomo na co. Pobiegłam do łazienki, ale tam nad sedesem zwisała już moja koleżanka z klasy. Do zlewu wymiotował kumpel, więc mnie pozostała… wanna. Weszłam do niej i zaczęłam okropnie wymiotować. Paplałam się we własnych rzygowinach chyba dosyć długo, bo… obudziłam się w nich nad ranem. Oczywiście ciągle leżałam w wannie. Nie to jest jednak najgorsze. Następnego dnia okazało się, że w środku nocy wrócił do domu brat Marka i porobił nam wszystkim zdjęcia, również mnie. Mogłam więc sobie dokładnie obejrzeć, jak wyglądam w wannie pełnej wymiocin. Mam nadzieję, że tylko moich. Choć tego nie mogę być pewna na sto procent – podsumowuje dziewczyna.
- Dwa lata temu organizowałam wieczór panieński mojej przyjaciółce. Najpierw zaprawiłyśmy się porządnie w domu, potem piłyśmy drinki w limuzynie, a kiedy zajechałyśmy do klubu, większość z nas była, delikatnie mówiąc, w stanie nietrzeźwym. Mnie w każdym razie hamulce zupełnie puściły. Zaczęłam tańczyć z jakimś obcym typem na parkiecie, po chwili się już z nim całowałam, a potem… wylądowaliśmy w męskiej toalecie.
Koleś na szczęście nie był tak zalany, jak ja, więc pamiętał o tym, by założyć gumkę. Nie chcę myśleć, jak by się to mogło skończyć, gdyby nie zastosował antykoncepcji – opowiada 27-letnia Karolina.
- Cieszę się, że przyszło mi żyć w czasach Internetu, telewizji i telefonów, choć miałam jedną taką imprezę, po której pogniewałam się na wynalazki technologiczne – mówi ze śmiechem Ewa. – Poszłam z koleżankami do pubu, w którym było karaoke. Piłyśmy, tańczyłyśmy na parkiecie, niektóre z nas nawet coś tam zaśpiewały do mikrofonu. Ja go jednak unikałam, ponieważ śpiewam jak… do czego by tu porównać mój brak umiejętności? No dobra, śpiewam jak Gracjan Roztocki. Czyli słoń nadepnął mi na ucho. Po sporej ilości wypitego alkoholu wydawało mi się jednak, że mam głos jak Edyta Górniak. Poszłam więc do DJ-a, poprosiłam do podkład muzyczny do „Dumki na dwa serca” i zaczęłam wyć do mikrofonu… Moje koleżaneczki, zamiast wybić mi ten pomysł z głowy, chwyciły za telefony i perfidnie mnie nagrały. Potem wszyscy znajomi ze studiów przesyłali sobie ten filmik i się ze mnie naśmiewali. Żenada! – kończy Ewa.
- Naprawdę wolałabym, żeby to się nigdy nie stało, ale niestety: po pijaku całowałam się ze swoim kolegą-gejem – opowiada 24-letnia Aleksandra z Warszawy. – Wybraliśmy się razem do klubu w jego urodziny. On akurat z nikim się nie spotykał, ja też byłam wolna, więc wybraliśmy się tylko we dwoje. Sporo piliśmy, drink za drinem, do tego piwo, szampan… mieszanka wybuchowa.
W pewnym momencie, w czasie tańca na parkiecie, zaczęliśmy się namiętnie całować. Bardzo namiętnie. Ręce też poszły w ruch. Po tym zajściu niby się z tego śmialiśmy, ale było jakoś tak niezręcznie. Od tamtej pory już nigdzie nie wychodzimy sami – mówi Ola.
- Alkohol to zło, naprawdę. A przynajmniej ja nie powinnam go pić w nadmiernych ilościach. Raz na imprezie przesadziłam i… skończyło się publicznym striptizem. Szczęście w nieszczęściu było takie, że to była domówka, a nie zabawa w klubie. Rozebrałam się więc przed dobrymi znajomymi. Ale i tak mi wstyd – twierdzi Agnieszka.
- Pół roku temu rzucił mnie chłopak, z którym spotykałam się przez dwa lata. Myślałam nawet, że się kiedyś pobierzemy, bo idealnie do siebie pasowaliśmy. On jednak doszedł chyba do innego wniosku, bo zostawił mnie dla innej. Z rozpaczy poszłam z koleżankami na całonocną imprezę. Piłam na umór, beczałam, znowu piłam i znowu beczałam. I tak w kółko.
W pewnym momencie sięgnęłam po telefon i w środku nocy zaczęłam wydzwaniać do mojego eks. Bełkotałam mu do słuchawki, ryczałam, błagałam, żeby do mnie wrócił. Chyba nawet groziłam, że się zabiję. Zero godności. On oczywiście kazał mi wytrzeźwieć… i dać mu spokój. Żałuję, że do niego wtedy po pijaku zadzwoniłam – opowiada 25-letnia Monika.
A Wam zdarzyło się coś upokarzającego na imprezie, dziewczyny?