Mówi się, że to dziewczyny są prowokatorkami i kuszą mężczyzn. Choć jest w tym jakaś część prawdy, w wielu przypadkach kobiety padają ofiarą dwuznacznych sugestii, nie ponosząc przy tym żadnej winy.
Niestety niektóre sytuacje wydają się być wręcz bez wyjścia. Tak właśnie jest w przypadku Żanety, która dostała niemoralną propozycję od swojego nauczyciela historii. Dziewczyna obawia się o swoją przyszłość. Przeczytajcie jej dramatyczny apel o pomoc…
Piszę do Was, ponieważ moja sytuacja naprawdę wydaje się beznadziejna. W zeszłym roku rozpoczęłam naukę w prestiżowym liceum, w klasie o profilu humanistycznym. To oznacza, że z niektórych przedmiotów mam więcej godzin. W tym także z historii…
Fot. Thinkstock
Na temat mojego nauczyciela historii słyszałam mnóstwo pogłosek już po kilku pierwszych dniach spędzonych w murach nowej szkoły. Ludzie, a zwłaszcza dziewczyny mówiły, że jest flirciarzem i adoruje ładne uczennice. Plotkom towarzyszył śmiech i żarty, bo według nich był nieszkodliwy. Po tym, jak go poznałam, w ogóle nie jest mi już do śmiechu, a nikt nie dostrzega powagi sytuacji. Pikanterii dodaje fakt, że A. faktycznie jest młody i przystojny. Do tego wszyscy go lubią i jest bratankiem dyrektora szkoły. Nie mogę uwierzyć w to, co mnie spotkało. Ale już przechodzę do sedna sprawy…
Na pierwszych zajęciach było bardzo miło i nic nie zwiastowało katastrofy. To prawda, że A. był bardzo elegancki, charyzmatyczny i szarmancki. Często wyróżniał dziewczyny, kiedy zadawał pytania i uśmiechał się do nich, ale nie dostrzegałam w tym przesady. To raczej one wdzięczyły się do niego. Byłam przekonana, że pogłoski były przesadą albo zemstą jakiejś odrzuconej uczennicy. Jak bardzo się myliłam…
Fot. Thinkstock
Nigdy nie narzekałam na powodzenie u facetów. Nieskromnie przyznam, że jestem ładna i zgrabna, ale nie należę do tego pustego grona dziewczyn, które ciągle imprezują. Zawsze przykładałam uwagę do nauki, zależało mi na tym, aby dobrze zdać maturę i dostać się na wymarzone studia, czyli na prawo. Właśnie dlatego szczególnie przykładałam się do nauki historii. Uczyłam się codziennie, zgłaszałam na zajęciach, wygłaszałam referaty. A. zauważył moje starania, tak mi się przynajmniej wydawało, cenił moją wiedzę i zapał do nauki. Nagle na zajęciach zaczął zauważać tylko mnie. Nie powiem, odczułam to i było mi miło, ale odbierałam to jako aprobatę dla moich wyjątkowych starań. Inni uczniowie plotkowali oczywiście, ale nikt nie traktował tego zainteresowania mną poważnie. Ja również nie.
Pewnego dnia A. poprosił mnie żebym została dłużej po zajęciach. Powiedział mi, że skoro myślę o nauce tak poważnie, proponuje mi korepetycje. Dzięki nim rzekomo mogłabym lepiej przygotować się do konkursu z wiedzy historycznej. Zasugerował również, że będzie dla mnie przygotowywał inne, bardziej ambitne sprawdziany. Moi rodzice wyrazili zgodę, ja także się cieszyłam. Mieliśmy spotykać się w klasopracowni po zajęciach.
Fot. Thinkstock
Już na pierwszym spotkaniu zaczął dziwnie się zachowywać. Widziałam, że pożera mnie wzrokiem, ale zlekceważyłam to. Poza tym przykładał się do dodatkowych zajęć, polecał dodatkową bibliografię, z której miałam przygotowywać się do sprawdzianów, itd.
Jednak po pewnym czasie, na jednym ze spotkań zaproponował coś, co wmurowało mnie w podłogę. Już po wejściu do sali, bez zbędnych słów wypalił, że bardzo mu się podobam i może dla mnie dużo zrobić, bo jego wujkiem jest dyrektor szkoły. Oczywiście, jeżeli się z nim prześpię.
Po tych słowach szybko wybiegłam z sali i już nigdy więcej nie pojawiłam się na korepetycjach. Rodzicom powiedziałam, że już ich nie potrzebuję. Z lekcji historii oczywiście nie mogłam zrezygnować. Nie mogłam też nikomu powiedzieć o tym, co się wydarzyło, bo nikt by mi nie uwierzył. A. ma bardzo dobrą opinię wśród kadry i muszę przyznać, że jest dobrym nauczycielem.
Fot. Thinkstock
Po tym wydarzeniu A. zaczął ostentacyjnie ignorować mnie na zajęciach. Było mi to na rękę. Nadszedł jednak czas sprawdzianu. Zgodnie z ustaleniami ja miałam pisać trudniejszą wersję z bibliografii, którą polecił mi na ten rok. Dostałam pytania z kosmosu, no może przesadziłam. W każdym razie z materiałów, z których nie byłam przygotowana, jeszcze do nich nie doszliśmy. Oczywiście dostałam najgorszą ocenę. Nie mogę jednak nikomu udowodnić, z czego polecił mi się przygotowywać, dlatego wszyscy uważają, że się nie nauczyłam. Boję się, że będzie chciał mnie oblać z zemsty na koniec roku.
To jednak nic, na zajęciach zaczął ze mnie szydzić. Co prawda nie chamsko, ale robi różne uwagi, że się nie uczę, jestem leniwa, itd. Czuję się dręczona. Inni śmieją się z tego, zwłaszcza dziewczyny cieszą się, że utarł mi nosa. Niestety składają się one na większość klasy.
Wierzy mi tylko jedna przyjaciółka. Z rodzicami nigdy nie miałam bliskiego kontaktu – nie uwierzyli mi. Byłam w tej sprawie także u dyrektora, ale wyobraźcie sobie, A. uprzedził fakty i powiedział mu, że to ja się w nim zadurzyłam. Dlatego rzekomo przerwaliśmy zajęcia… Moje tłumaczenia były na nic. Nie mam żadnych dowodów.
Najgorsze jest to, że on mści się na mnie. Ciągle muszę słuchać jego uwag, ale oczywiście robi to z umiarem, więc nie można mu zarzucić, że nęka mnie celowo. Tym bardziej, że od tej pory pisaliśmy już drugi sprawdzian, który oblałam…
Fot. Thinkstock
Z tego wszystkiego nie mogę już się uczyć, stałam się nerwowa. Inni nie dostrzegają problemu, ale czasami, idąc korytarzem, napotykam złośliwe uśmiechy. Mam wrażenie, że A. puścił w obieg plotkę, że to ja mu się narzucałam w jakiś sposób. Nietrudno w to uwierzyć – naprawdę jest młody i przystojny, do tego te wtyki, które ma w szkole…
Kumpela doradza mi zmianę liceum, ale po pierwsze wiąże się to z przejściem do mniej prestiżowego liceum, po drugie udowodniłabym, że w plotce było ziarno prawdy. Miejscowość, w której się uczę, nie jest duża.
Co byście zrobiły na moim miejscu?
Żaneta