Kiedy przyjmowałam oświadczyny, a później słyszałam, jak narzeczony drżącym głosem wypowiada przysięgę małżeńską, to myślałam, że wszystko już załatwione. Mam męża, a za chwilę nasza rodzina na pewno się powiększy. Takie były przecież nasze plany. Wszystko po kolei i w swoim czasie. Niedawno świętowaliśmy pierwszą rocznicę, a na razie w naszym życiu niewiele się zmieniło. Poza obrączkami na palcach. Dzieci ani widu, ani słychu.
Gdyby to ode mnie zależało, to już byłabym w ciąży. Na co mam czekać? 28 lat na karku, w miarę stabilna sytuacja, pieniędzy powinno starczyć, dziadkowie jeszcze młodzi, więc pomogą przy wnukach. Im dłużej to będziemy odkładali, tym trudniej będzie podjąć decyzję. A mąż cały czas mówi jedno: jeszcze chwila, dajmy sobie czas, musimy najpierw do czegoś dojść. Niby fajnie, że taki odpowiedzialny, ale ja się nie cieszę. W jego przypadku to może trwać w nieskończoność.
Odpowiadam mu: niech los zadecyduje. Pigułki już dawno przestałam brać, więc zrezygnujmy jeszcze z prezerwatyw. Jak ma być dziecko, to będzie. A jak nie, to w lepszym momencie.
Zobacz również: Nie uwierzysz, co ludzie robią z prezerwatywami. To musi się skończyć wpadką
fot. iStock
Oczywiście się na to nie zgadza. Gdybym zaproponowała mu zbliżenie bez zabezpieczenia, to by mnie wyśmiał. Wolałby chodzić nabuzowany, niż tak strasznie ryzykować. Zupełnie tak, jakby bał się ojcostwa. Coraz bardziej wątpię, czy kiedykolwiek zmieni zdanie. Dlatego postanowiłam pomóc mu w podjęciu tej decyzji i pozwoliłam sobie na mały sabotaż. Trochę kiepsko się z tym czuję, bo to swego rodzaju oszustwo. Ale innego rozwiązania nie znalazłam. Rozmowa z nim zawsze kończy się tak samo.
Prezerwatywy co prawda nadal są u nas w użyciu, ale takie trochę wybrakowane. Sięgnęłam po pomysł naszych rodziców i dziadków, zwiększając odrobinę szanse na zapłodnienie. Powiem wprost - dziurawię wszystkie gumki, które tylko mam pod ręką i on jeszcze się na szczęście nie zorientował. Myślałam, że długo to nie potrwa, a stosujemy te uszkodzone kondomy od dobrych 2 miesięcy i nic.
Może za małe te dziury? Jak na złość żadna nie chce zupełnie pęknąć, a wtedy szanse byłyby największe. Los mi ewidentnie nie sprzyja.
Zobacz również: W tej pozycji najłatwiej o WPADKĘ. Ryzyko jest ogromne...
fot. Thinkstock
Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy może problemem nie jest płodność któregoś z nas. Tyle się mówi o różnych dolegliwościach, a w sumie to człowiek nie wie, póki nie spróbuje. Ale mogę się tylko domyślać. Na badania przecież nie pójdziemy, bo skąd nagle takie przypuszczenia? O moim sabotażu on nie wie i nigdy nie może się dowiedzieć. Uzna mnie za oszustkę i kłamczuchę, a trochę kiepsko budować związek na takim fundamencie. W pewnym sensie miałby rację, ale ja naprawdę nie mam sobie nic do zarzucenia.
Nie chcę go niczym zarazić, ale dać sobie tylko szansę na spełnienie największego marzenia. Naprawdę chcę już zostać mamą. Najlepiej, gdybym urodziła dwójkę do trzydziestych urodzin. Zniosłabym lepiej poród, dzieci byłyby zdrowsze, odchowalibyśmy je i jeszcze większa połowa życia przed nami. Nie wyobrażam sobie lepszego momentu na powiększenie rodziny.
A może ja to jakoś źle robię i dziury powinny być nie od igły, ale np. szydełka? Tylko wtedy, to on już na pewno zauważy. Już ostatnio miał wątpliwości, bo „sreberko jakieś takie luźne”.
Zobacz również: Czy przeterminowana prezerwatywa jest groźna?
fot. Thinkstock
Mam delikatne wyrzuty sumienia, że robię to wszystko za jego plecami. Ale jemu naprawdę trzeba pomóc w podjęciu tej decyzji. On z natury boi się nowych wyzwań i cieszy się dopiero, jak spróbuje. Wtedy często słyszę: miałaś rację, nie było tak źle. Jestem pewna, że z ojcostwem będzie podobnie. Jesteśmy młodzi, silni, mamy gdzie mieszkać, zarabiamy, dzieci będą miały dziadków. Na co czekać? Aż czasy będą gorsze, a my będziemy mieli mniej siły? Bez sensu.
Przyznam się, że teraz w trakcie to nawet próbuję sięgnąć ręką i szarpnąć za ten lateks. Uszkodzić paznokciem. Cokolwiek. Ale właśnie tak w życiu bywa. Jak człowiek nie chce, to go los obdarza całą gromadką. Jak bardzo tego pragnie, to nawet specjalnie podziurawiona prezerwatywa okazuje się najskuteczniejszym zabezpieczeniem na świecie…
Nie uważam, żebym robiła coś bardzo złego. Może nie jestem do końca fair, ale to przestanie mieć znaczenie, jak wreszcie powitamy na świecie naszego maluszka.
Justyna