Nie wiem, jak zostanę tutaj przyjęta, ale zaryzykuję. Jestem kobietą w średnim wieku, mam dorosłe dzieci, kochającego męża, psa, fajną pracę i nareszcie czuję się wolna. Ostatnia pociecha wyfrunęła z naszego gniazda rok temu i od tego czasu żyjemy we dwoje. Spodziewałam się, że będę płakała po nocach i nie znajdę sobie miejsca, ale jest zupełnie inaczej. Życie wygląda może inaczej, ale wcale nie gorzej.
Nasz związek rozkwita, bo wreszcie mamy czas i miejsce tylko dla siebie. Sami ustalamy, jak odpoczywamy, co gotujemy, kiedy idziemy spać, czy chcemy kogoś zaprosić na wieczór. Mamy pełną swobodę, o którą wcześniej było trudno. Jest dobrze i nie przypuszczałam, że znowu może to ulec zmianie. Tym bardziej, że nie mówimy o 200-metrowym domu z 8 sypialniami, ale 3-pokojowym mieszkanku. 5 razy mniejszym.
Nie chodzi nawet o powierzchnię. Po prostu odzwyczailiśmy się od stałej obecności kogoś jeszcze. Aż tu córka niedawno zakomunikowała nam, że wraca. Nie pytając o zdanie.
Zobacz również: 19 lat - pierwszy etat, 24 lata - własne mieszkanie, 29 lat - kupno domu. Tak się żyje na Zachodzie! A u nas?
fot. Unsplash
Oczywiście to nadal jest jej mieszkanie, bo stąd pochodzi. Zawsze może czuć się u nas, jak u siebie w domu. Kochamy ją i wspieramy. Ale czy to oznacza, że koniecznie musi nam siedzieć na głowie? Ma już 26 lat, więc powinna się usamodzielnić. Jej pokój to od lat nasza sypialnia. Na drugi wolny też mieliśmy już pomysł. Boję się, że jak wróci, to na długo i znowu oddalimy się od siebie z mężem.
Córka wyprowadziła się z domu 7 lat temu, kiedy wyjechała na studia do innego miasta. Przez ten czas mieszkała tam i było dobrze. Miałam nadzieję, że znalazła swoje miejsce na ziemi. Nawet ją tam kilka razy odwiedziłam i mówiła, jaka to ona jest szczęśliwa. Tym bardziej, że znalazła fajnego chłopaka, skończyła studia, poszła do pracy i żyła już na własny rachunek.
Teraz zachciało jej się radykalnej zmiany. Chce wrócić w rodzinne strony i spróbować od nowa. Oczywiście powodem jest złamane serce. Tylko dlaczego my mamy z tego powodu cierpieć?
Zobacz również: LIST: „Siostra odziedziczyła mieszkanie po babci. Jest urządzona do końca życia, a ja zostałam z niczym!”
fot. Unsplash
Rozmawiałam z nią niedawno przez telefon i oznajmiła: mamo, wracam. Bez pytania, co ja na to i czy może. Wraca do rodzinnego domu, do swojego pokoju, naszego życia. Raczej nie na chwilę, bo zanim znowu wszystko sobie poukłada, to pewnie minie sporo czasu. Kiedyś by mnie to pewnie ucieszyło, ale teraz nie jestem zadowolona. Przyzwyczaiłam się do funkcjonowania tylko we dwoje i naprawdę nie brakuje mi wrażeń.
Szkoda, że córka tego nie rozumie. Chce ratować swoje złamane serce naszym kosztem i nic ją nie interesuje. Rozstała się z facetem, więc rzuca pracę, wyprowadza się ze swojego ukochanego miasta (przez 7 lat powtarzała, że tylko tam może żyć) i będzie szukała pocieszenie u mamusi i tatusia. Oczywiście na nasz koszt, bo pewnie pracy z dnia na dzień nie znajdzie.
Nie umiałam powiedzieć jej wprost, co o tym myślę. Poprosiłam ją tylko, żeby się zastanowiła i nie podejmowała pochopnych decyzji. Szkoda wszystko przekreślać przez jednego mężczyznę. „Tak, tak, zastanowię się, ale ja już wszystko sobie zaplanowałam” - usłyszałam.
Zobacz również: 20 sytuacji bliskich wszystkim, którzy mieszkają z rodzicami
fot. Thinkstock
Szkoda, że nie myśli o planach moich i ojca. My też mieliśmy jakieś oczekiwania i wyobrażenia co do przyszłości. Na pewno nie było w nich naszych dzieci. To znaczy - nie pod jednym dachem. Spotkać się raz na jakiś czas, zjeść razem obiad, może nawet wyjechać na wakacje. Ale na co dzień chcemy być sami, bo tak jest nam dobrze. Po latach ograniczania się wyłącznie do roli rodziców, teraz nareszcie chcemy być małżeństwem, partnerami, kochankami.
Nie bardzo wiem, jak mam ją teraz powstrzymać. Jeszcze nie wyznaczyła terminu, bo najpierw musi zamknąć kilka spraw. Wypowiedzenia chyba jeszcze nie złożyła. Cały czas mam nadzieję, że przejrzy na oczy i zmieni swoje plany. A jak nie? Naprawdę jesteśmy skazani na powrót do przeszłości z dzieckiem za ścianą? Nie zrozumcie mnie źle, ale myślałam, że ten etap mamy już za sobą i to rozdział zamknięty.
Ona może tam dalej pracować, bo nikt jej nie wyrzuca. Stać ją na życie na własny rachunek. Nie powinna na siłę uszczęśliwiać swoich rodziców. Czy może i powinna to od nas usłyszeć?
Bożena