Tyle się nasłuchałam o tym, że komunie przypominają wesela i aż w to uwierzyłam. Z każdej strony słychać lament, ile się trzeba wykosztować i jakie żądania mają teraz dzieci. Nie wiem, może niektórzy faktycznie przesadzają, ale sama jestem świeżo po takiej uroczystości i jakoś tego nie zauważyłam. Ja się postarałam, a goście już raczej nieszczególnie. Zostanę odebrana jako materialistka, ale jest mi trochę przykro.
Gdyby to ode mnie zależało, przyjęcie komunijne syna odbyłoby się w naszym mieszkaniu. Odświętny obiad dla najbliższych członków rodziny i tyle. Ale tak podobno nie można. W tej kwestii jest akurat straszny terror i trzeba wynająć restaurację. Pod tym względem ludzie mają ogromne wymagania, ale kiedy sami muszą wykazać inicjatywę — niewiele z tego wynika.
Syn ma kolegów i wie, w jakim świecie żyje, więc się nastawiał na nie wiadomo co. Prezenty go jednak rozczarowały i mnie w sumie też.
Zobacz również: REPORTAŻ: Komunia jak wesele
fot. Thinkstock
Nie zrozumcie tego na opak. Zorganizowałam przyjęcie i zaprosiłam ludzi, bo taka jest tradycja. No i dziecku byłoby smutno, gdyby tego nie było. Na pewno nie liczyłam na to, że syn się obłowi, a z kopert zwróci mi się organizacja imprezy. Jedyne, co sobie myślałam, to że goście staną na wysokości zadania i nie będą skąpi. Tłumacz potem dziecku, dlaczego kolega dostał quada, komputer i wycieczkę w tropiki, a on tylko pozłacany zegarek i Biblię.
To nie jest jakieś moje widzimisię. Mam znajome z dziećmi w podobnym wieku i one mi opowiadały o wszystkim. Prezenty idące w tysiące złotych, a drugie tyle w kopertach. Nie chodzi o mój materializm, ale tak wygląda otaczająca nas rzeczywistość. Komunia to dla dziecka przede wszystkim okazja do obłowienia się. Mogę mu wmawiać, że nie o to chodzi, ale koledzy już go uświadomią.
No i skończyło się wielkim smutkiem, bo dostał bardzo niewiele. Poczuł się gorszy od rówieśników.
Zobacz również: Komunijna rewia mody: Te dziewczynki wyglądają jak małe panny młode! (Na pewno chcesz to zobaczyć?)
fot. Thinkstock
Nie wiem, do kogo powinnam mieć teraz pretensje. Najpierw pewnie do tych wszystkich, przez których pierwsza komunia kojarzy się głównie z prezentami. Ale do naszych gości chyba też powinnam. Przecież wiedzieli, gdzie idą i jakie obowiązują normy. Pierwszy raz byli na takiej imprezie? Jakoś mi się nie wydaje, bo nawet w rodzinie mieliśmy w poprzednich latach dwie. Wtedy dzieci nie były tak rozczarowane. Kuzynka potem się chwaliła, ile zgarnęła jej córka.
Efekt jest taki, że przyjęcie w żaden sposób się nie zwróciło. Oczywiście nie taki był mój zamiar. Na dodatek syn jest zawiedziony i po wszystkim nie chciał nawet iść do szkoły, żeby nie musieć o tym opowiadać. Najdroższy prezent to konsola do gier. Okazało się, że żadna nowość, ale model sprzed kilku lat, który kosztuje grosze. Do tego jakieś książki, medaliki, zegarek z sieciówki i kasa.
Biłam się z myślami, czy to ujawnić, ale chyba muszę. Wtedy mnie lepiej zrozumiecie. W kopertach było w sumie ok. 400 zł. Nie liczę tego, co dostał od nas. Czy tylko mnie wydaje się to śmieszne?
Zobacz również: Komunia last minute, czyli co w ostatniej chwili kupić dziecku na pierwszą komunię
fot. Thinkstock
Oczywiście darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, ale chyba zrozumiecie mój niesmak. Wszędzie słyszę, że dzieci zgarniają grube tysiące i gdzie to wszystko się podziało? Nie zaprosiliśmy co prawda 100 osób, ale ponad 20 było. Mam wrażenie, że oni sobie odpuścili. I ja bym to jeszcze przeżyła, bo nie chodzi mi o zarabianie na dziecku. Szkoda mi tylko syna, który został fatalnie przez nich potraktowany. Co on sobie może za to kupić? Nawet na porządne rolki, które chce, może nie starczyć.
Tu nie chodzi tylko o kwotę. Raczej o stosunek bliskich do nas. I zwyczajny brak klasy, bo każdy wie, że to ważna uroczystość. A zdarzały się podarunki w stylu czekolada + 20 zł. To na zwykłe urodziny dzieci dostają więcej.
Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mnie zaprosił na komunię, a ja odwaliłabym podobny numer. Wiem, na co liczy dziecko i jego rodzice, więc staram się sprostać. Może nie kupiłabym w prezencie telefonu za 2 tysiące, ale wręczanie drobnych uważam za skandal. Dobrze, że to jedynak i nie będę musiała tego znowu przeżywać.
Joanna