Pewnie sobie pomyślicie, że jestem oderwana od rzeczywistości, bo niektórzy żyją za grosze i jakoś dają radę. Chciałam tylko zapytać - ale co to za życie? Jeszcze do niedawna zarabiałam godnie i o nic nie musiałam się martwić. Nie byłam milionerką, ale na mieszkanie, jedzenie, wyjście do miasta i wakacje starczało. Sytuacja trochę się popsuła i teraz muszę pracować za naprawdę marne grosze. Dostaję 2500 zł na rękę. Od wielkiego święta prawie 3 tysiące. I wiecie co? Nie wiem jak mam teraz funkcjonować.
Rozumiem, że człowiek przyzwyczaja się do dobrobytu, ale bez przesady. Nie spałam na pieniądzach i nie wydawałam ich na głupoty. Wiodłam zwyczajne życie. Teraz nie wiem co mam ze sobą począć, bo od kilku miesięcy ledwo wiążę koniec z końcem. Przekonałam się, co to znaczy skromna pensja i tym bardziej nie potrafię uwierzyć, że niektórzy funkcjonują tak przez lata, nawet przez całe życie. Dla mnie to zdecydowanie za mało. Nie mogę liczyć na żadne wsparcie.
Jestem singielką. Mój ostatni związek trwał 3 lata, ale rozpadł się na chwilę przed zmianą pracy. I jak ja teraz mam się utrzymać za takie grosze?
Zobacz również: Praca na kasie to już nie powód do wstydu? Ujawniamy zarobki w Lidlu, Biedronce czy Tesco
źródło: Unsplash
Nie jestem osobą, która ciągle narzeka i tylko szuka dziury w całym. Sytuacja zrobiła się naprawdę beznadziejna i dlatego chcę to z siebie wyrzucić. Podziwiam tych, którzy zarabiają tyle co ja i potrafią się cieszyć życiem. Mnie to przypomina raczej wegetację. Cały czas czuję się upokorzona. Zwłaszcza wtedy, kiedy muszę iść do dyskontu i nawet tam wybierać najtańsze rzeczy. Liczę każdą złotówkę, bo inaczej braknie mi na inne podstawowe potrzeby.
Żyję w wynajętym mieszkaniu, które musiałam sobie znaleźć po zerwaniu z facetem. Mieszkanie to za dużo powiedziane - pokój z kuchnią. Dokładnie 27 metrów. Stary blok poza centrum miasta. Wynajem 1000 zł, do tego 200 zł czynszu, rachunek za prąd i tak pozbywam się pół pensji. A wciąż słyszę, że źle nie zarabiam, bo niektórzy wegetują za 1500 zł miesięcznie…
Kilkadziesiąt złotych za telefon, kolejne za internet, lekarstwa (mam chorobę dermatologiczną) i zostaje mi kilka stówek na przeżycie. Resztę po prostu przejadam.
Zobacz również: Czy warto pracować za najniższą krajową?
źródło: Unsplash
Na jedzenie wydaję zdecydowaną większość pensji - z tej części, która mi zostaje po opłaceniu mieszkania. Zapomniałam jeszcze wspomnieć o bilecie miesięcznym na komunikację, bo o samochodzie nawet nie marzę w tej sytuacji. Jak jest dobry miesiąc, to na koniec zostaje mi 50 zł na koncie. Jak pojawi się niespodziewany wydatek (np. rozwaliły mi się buty i musiałam kupić nowe), to jestem na minusie. Wtedy przez kilka dni wyjadam resztki i niczego nie kupuję.
Jak ktoś jeszcze raz mi powie, że wcale źle nie zarabiam… Przecież mnie na nic nie stać. Mogę zapomnieć o głupim wyjściu do kina, nowym ciuchu, lepszym kosmetyku. O wakacjach też. Inaczej by było z drugą połową u boku, ale kto by mnie teraz zechciał. Taką biedaczkę? Zdaję sobie sprawę, że nie jestem najlepszą partią.
Według mnie normalne i godne życie poniżej średniej krajowej nie jest po prostu możliwe. To raczej walka o przetrwanie.
Zobacz również: Jaka praca pasuje do Twojej osobowości?
źródło: Unsplash
Tylko mi nie mówcie, że tyle jestem warta i jak coś mi się nie podoba, to mogę zmienić pracę. Uwierzcie, że próbowałam. Na razie nic lepszego nie dostanę. Jestem bardzo ciekawa, jak inni radzą sobie za takie grosze i jeszcze nie zwariowali. U mnie to trwa krótki czas, a już mam dość. Tym bardziej, że nie mam nadziei na zmianę. Czuję się gorszym człowiekiem. Wstyd mi widywać się ze znajomymi, którzy o wiele lepiej sobie radzą. Czym zawiniłam, że wpadłam w takie bagno?
To i tak dobrze, że jeszcze mam co jeść i mnie nie eksmitowali. Na razie nie proszę o pomoc rodziców, ani nie biorę żadnych pożyczek. Nawet nie miałabym z czego tego spłacić. Kiedyś miałam jakieś plany i wierzyłam, że moje życie będzie wyglądało fajnie. Przez te nędzne zarobki wszystkiego się odechciewa. I co tu się dziwić, że Polacy tacy smutni, szarzy, nijacy.
Zdradzicie mi, jak Wam się udaje przetrwać za tyle, a nawet mniej? Moim zdaniem 4 tysiące to minimum, żeby było jako tako…
Iwona