Nie za fajnie jest się dowiedzieć, że ze wszystkich osób w klasie, tylko ty nie zdałaś. Zawsze byłam dobrą uczennicą, a w wyścigu pt. „matura” prześcignęły mnie nawet największe nieuki. Wychodzi więc na to, że oni są mądrzy, a ja głupia jak but. Przynajmniej według tego chorego systemu. Ja tak nie uważam i wcale nie dlatego, że jestem przemądrzała i próbuję się bronić. Przekonałam się na własnej skórze co to znaczy myśleć samodzielnie. Polska szkoła promuje myślenie szablonowe i kucie na pamięć.
Aby dobrze zdać maturę najlepiej w ogóle wyłączyć mózg. Trzeba operować sztywną wiedzą i niczego nie interpretować. Twoje zdanie się nie liczy. Ma być tak, jak w ustalonym kluczu i nic poza tym. Wychodzi więc na to, że skoro oblałam, to po prostu jestem zbyt inteligentna. Nie śmiejcie się, ale tak to właśnie wygląda. Mogłam wyryć na pamięć kilka dat i nazwisk, a w pytaniach otwartych pisać prostymi zdaniami na poziomie ucznia podstawówki i wtedy pewnie miałabym 100 procent ze wszystkiego. A tak…
Matematyka na 92 procent, j. angielski na 89 proc., historia - 63 proc., a j. polski - 21 proc.
Zobacz również: Zagadka, z którą mają problem nawet inteligentne osoby. Dasz radę ją rozwiązać?
fot. Thinkstock
Nie wydaje wam się to dziwnie, że osoba, która radzi sobie z większością przedmiotów nagle oblewa ten niby najprostszy? Ale tak to właśnie jest. Matematyka i angielski operują faktami, więc wystarczy trochę pamiętać i wiedzieć. Z historią bywa różnie, bo w interpretacji niektórych wydarzeń można nie trafić w klucz odpowiedzi. Polski to już zupełna loteria nie dla osób myślących. Mogłam wykuć, co mam myśleć na dany temat, zamiast samodzielnie rozumować i pewnie też byłoby blisko 100 proc.
Przyznałabym się do winy, gdybym wypisała tam jakieś bzdury. Ale ja się nie bronię bez powodu. Jestem pewna, że jedynym moim przewinieniem jest nieszablonowe myślenie. Przeczytałam wszystkie lektury w liceum, a wypadłam o wiele gorzej od osób, które sięgały po ściągi z opracowaniami. Dlatego, że oni mieli tam interpretację zgodną z kluczem, a ja do wszystkich wniosków dochodziłam sama. Teraz się okazuje, że polski uczeń nie ma do tego prawa.
Każdy ma wiedzieć, że książka X jest na temat Y i o niczym więcej. Że bohater A jest dobry, bo tak ktoś sobie wymyślił…
Zobacz również: Tej zagadki na pewno nie rozwiążesz. Przesuń jedną zapałkę, by utworzyć kwadrat!
fot. Thinkstock
Moje wyniki przecież nie są złe. Ludzie ślizgają się tuż nad progiem i nie narzekają, a mnie zabrakło szczęścia tylko z jednego przedmiotu. Pewnie go poprawię w najbliższym możliwym terminie. O ile uda mi się myśleć tak, jak chcą inni. Wtedy znowu polegnę, matury ostatecznie nie zdam i o studiach zapomnę. Polska szkoła niestety promuje miernoty, które nie zadają pytań i dają sobie wciskać do głów sztywne interpretacje. Już nie wspomnę o oszustach, bo wszyscy wiemy jak to wygląda.
Ściągi ma za sobą większość maturzystów. Na polskim to już prawie wszyscy. Wystarczy niewielka karteczka ze streszczeniem najważniejszych lektur i efekty są zadziwiające. Ktoś taki dostaje potem 90 procent. A ja, czytając wszystko w całości, marne 20. Wnioski niech każdy sobie sam wyciągnie. Dla mnie jest w tym coś podejrzanego, że lepiej raz oszukać, niż przez 3 lata sumiennie się uczyć.
Wiadomo, że się zmartwiłam, ale jak ochłonęłam, to zrozumiałam jedno. Nie mam się chyba czego wstydzić. Grałam uczciwie. Na poprawkę dla świętego spokoju wykuję wszystko słowo w słowo i powinno być dobrze.
Zobacz również: Zadanie maturalne wywołuje burzę w sieci. O co chodzi?
fot. Thinkstock
Nie chcę nikogo obrażać, ale jak ktoś zdobywa niemal maksymalną liczbę punktów z polskiego, to nie najlepiej o nim świadczy. Zupełnie wyprany mózg i zero własnych wniosków. Taki ktoś myśli gotowymi schematami z klucza maturalnego. A potem się dowiaduje, że to popłaca. Nie ma się więc co dziwić, że Polacy niemal we wszystkim są najgorsi. Szkoła nie uczy samodzielności i innowacyjności.
Moje naprawdę głupie koleżanki teraz się chwalą, jakie to są mądre, bo zdały wszystko w pierwszym terminie. Nie dziwię się, bo trzeba być naprawdę głupim, żeby myśleć w tak ograniczony sposób. Może to dziwnie zabrzmi, ale ja jestem w pewnym sensie z siebie dumna, że się nie dałam. Przynajmniej nie jestem typową małpą, która powtarza słowo w słowo prawdę objawioną przez program nauczania.
Nie wiem co dalej. Pewnie do poprawki podejdę, ale wcale mi się nie chce. Na studiach będzie pewnie jeszcze gorzej.
Asia