LIST: „Wstydzę się za moją grubą córkę. Ma 27 lat i wygląda coraz gorzej. Zmarnowane geny!”

Poruszający list kochającej matki, która nie potrafi pomóc swojemu dziecku.
LIST: „Wstydzę się za moją grubą córkę. Ma 27 lat i wygląda coraz gorzej. Zmarnowane geny!”
Fot. Thinkstock
22.01.2017

Możliwe, że zostanę uznana za złą matkę, ale moim celem nie jest obrażanie czy naśmiewanie się z własnej córki. Ona jest moim największym skarbem i zawsze będę jej broniła. To jednak nie oznacza, że mam przymykać oczy na jej wady i zupełnie ich nie zauważać. Martwię się, bo ją kocham i dlatego tak trudno mi się pogodzić z jej wyborami. Każda mama chce dla swoich dzieci jak najlepiej, a ona na własne życzenie się niszczy. Trudno inaczej nazwać fakt, że od lat boryka się z nadwagą, z którą kompletnie sobie nie radzi. Nie dlatego, że nie ma takich możliwości. Po prostu się poddała i tak jej niby dobrze.

Nie jestem z tych matek, które stoją nad dzieckiem z biczem i wyładowują swoje frustracje. Tu nie chodzi o to, że przeniosłam na nią własne ambicje i mam jakieś chore oczekiwania. Interesuje mnie tylko jej zdrowie, szczęście i żeby miała fajne życie. Z taką tuszą to niestety niemożliwe. Nie ma sensu zaklinać rzeczywistości, że wygląd to nie wszystko i puszyści też mogą normalnie funkcjonować. Chciałabym w to wierzyć, ale obserwuję ją i widzę, co się dzieje. Z jednej strony jestem z niej dumna, a z drugiej - czasami patrzę na nią jak na swoją życiową porażkę.

Zobacz również: „Zobacz, jaka gruba!” - tak ludzie reagują na otyłość (Pogardliwe spojrzenia to norma)

 

otyła córka

fot. iStock

Od dawna zastanawiam się, jaka jest przyczyna tego problemu. Nie sądzę, żebym sama przyłożyła do tego rękę i to w jakikolwiek sposób. Ani moje geny tu nie zawiniły, ani styl życia, tym bardziej nastawienie. Oboje z mężem jesteśmy ludźmi o normalnej budowie ciała. W naszym domu nigdy się nie obżerano. U koleżanek córki jada się tłuste kotlety, a na deser sernik z kilogramem cukru. Na naszym stole zawsze było zdrowo i lekko, a słodycze ograniczaliśmy do minimum. Nikt nie może nam zarzucić, że córkę utuczyliśmy, bo działaliśmy w odwrotnym kierunku. Ludzie nie bez powodu dziwnie na nas patrzą. Ja taka zgrabna i zadbana, a obok ona…

Ona, czyli moja jedyna córka, moje jedyne dziecko. Klaudia (imię zmienione) nigdy nie miała prawidłowej budowy ciała. Może do 7-8 roku życia mieściła się w normie. Potem zaczęło się podjadanie i ciągłe żądania „więcej, więcej”. Gdybyśmy sobie odpuścili, to ona w podstawówce jadłaby obiad w szkole i w domu. A za każdym razem porcja byłaby większa, niż ta, której potrzebował mój mąż. I ta jej histeria w sklepie, kiedy odmawiałam jej słodyczy. Ona kocha jedzenie.

otyła córka

fot. Thinkstock

Jak wspominałam, nie wiem skąd jej się to wzięło. Pochodzi z domu, gdzie jedzenie traktowane było zawsze jako środek do tego, żeby być zdrowym i mieć energię. Nie czerpaliśmy przyjemności z siedzenia przy stole i opychania się kaloriami. Nie było żadnej szafki wypełnionej po brzegi ciastkami, ani lodów w zamrażarce. Oboje z mężem zawsze byliśmy aktywni. Raz chodziłam na basen, potem miałam czas fitnessu, ostatnio biegam. A córka, jak siedziała, tak siedzi. Dzisiaj nie jest już małą dziewczynką (a ze względu na gabaryty, to już od dawna nie była), ale dorosłą kobietą. Ma 27 lat i nawet lekarze mówią jej - zmień się, bo zaraz dostaniesz zawału. Kompletnie jej to nie przekonuje.

Najgorsze jest to, że w głębi duszy na pewno cierpi. Przecież przez te wszystkie lata wysłuchała się tylu obelg na swój temat. Nie była lubiana w szkole, bo grubasów zawsze się tępi. Na studiach też musiała uchodzić za dziwoląga, do którego nikt nie chciał się zbliżać. Jej grono znajomych ogranicza się do dwóch koleżanek. I to wyłącznie dlatego, że te mieszkają w pobliżu, a ich rodzice są też naszymi przyjaciółmi. Sama nie potrafi nawiązywać kontaktów, a twierdzi, że to nieprawda.

Zobacz również: Jest puszysta, ale kocha odsłaniać swoje ciało. Tak oswaja innych z otyłością!

otyła córka

fot. Thinkstock

Ciągle słyszę od niej - mamo, daj mi spokój, ja sobie ze wszystkim poradzę. Jej wystarcza to, że zakończyła edukację i to z całkiem niezłymi wynikami. Pracuje też zawodowo. Oczywiście, z tego jestem zadowolona i zawsze będę ją wspierać. Ale co z jej zdrowiem, życiem towarzyskim, związkiem, planami na przyszłość? Ktoś powie, że to nie moja sprawa. Ona jest dorosła i sama musi wziąć za siebie odpowiedzialność. Przecież właśnie to robi od lat i nic z tego nie wynika. Mam poczucie, że całkowicie się poddała. Mieszka z nami, po pracy zawsze wraca do domu, a nawet nie potrafię sobie przypomnieć kiedy ostatnio powiedziała „idę na imprezę”. Pewnie by chciała, ale nie ma z kim i gdzie.

Mam spory problem, kiedy patrzę na jej życie i postępowanie. Czasami sobie myślę, że to kompletnie zmarnowane geny. Ani wyglądu, ani osobowości po nas nie odziedziczyła. Zupełnie, jakby się urwała z choinki. No i co ja mam z tym zrobić? Zdarza mi się żalić, a w odpowiedzi zawsze słyszę, że to nie moje życie i nic nie poradzę. To ona musi chcieć się zmienić. Problem w tym, że to chyba nigdy nie nastąpi. Kiedyś się ocknie i będzie bardzo nieszczęśliwa.

 

otyła córka

fot. Thinkstock

Podejrzewam, że już teraz jej stan psychiczny nie jest najlepszy. To dobra aktorka i wszystkiemu zaprzecza, ale spójrzmy na fakty. Czy 27-latka mieszkająca cały czas z rodzicami na pewno czuje się dobrze? Czy dorosła kobieta bez jakichkolwiek doświadczeń damsko-męskich jest usatysfakcjonowana swoim losem? Czy na pewno odpowiada jej to, że jej życie kręci się wokół domu i pracy? Czy lubi, kiedy inni ludzie patrzą na nią z odrazą i często za plecami komentują jej wygląd? Nie mam odwagi jej o to wprost zapytać. Oczywiście się wyprze, a najpierw pewnie stwierdzi, że jej nie kocham i bez sensu się czepiam.

Mnie też się za to dostaje, bo to przecież moja córka. To ja ją wychowałam. Nadal ze mną mieszka. Musiałam mieć na nią zgubny wpływ. Z ręką na sercu mówię: to nie moja wina. Zawsze robiłam co w mojej mocy, żeby ją zmienić. Często nawet ją oszukiwałam, kiedy chciała coś zjeść, a ja jej wmawiałam, że już się skończyło. Kiedy wybierała się jeść na miasto, wymyślałam milion powodów, dlaczego powinna zostać w domu. Przez całe życie walczę z tym jej obżarstwem, a efektów nie widać.

 

otyła córka

fot. Thinkstock

Córka była wielokrotnie konsultowana przez lekarzy i to jest chyba najbardziej dobijające. Od zawsze słyszę: za ciężka, zero kondycji, niezdrowe nawyki. Powód? Wcale nie żadna choroba, bo pomijając efekty uboczne nadwagi, to wszystko u niej działa jak należy. To nie hormony, ani nic z tych rzeczy. Zwyczajne uzależnienie od jedzenia i pewnie też zajadanie smutków. Próbowałam ją namówić na psychoterapię, ale oczywiście usłyszałam, że robię z niej wariatkę. Naprawdę nie siedziałam przez ten czas z założonymi rękami. Szukałam sposobów, żeby było inaczej. Nie wyszło i postrzegam to jako swoją największą porażkę.

Boję się, co będzie dalej. Nie wyganiam jej z domu, ale czy po trzydziestce też będzie z nami mieszkała? Czy zawsze już będzie singielką? Czy straciłam już na zawsze szansę na wnuki? Niestety, znam odpowiedzi na te pytania, ale nie umiem ich głośno wypowiedzieć. Cały czas naiwnie wierzę w to, że może być inaczej. Tylko jak to zrobić? Czasami aż mnie korci, żeby nią potrząsnąć i wygarnąć prosto w oczy, że przegrała życie. Jeszcze da się coś z tym zrobić, ale trzeba chcieć.

Mama

Zobacz również: Otyłość mamy w genach? Oto wyniki przeprowadzonych badań

Polecane wideo

Komentarze (39)
Ocena: 4.64 / 5
Stefan34 (Ocena: 5) 14.01.2020 18:56
Niech żre dalej to dostanie cukrzycy i schudnie sama z siebie. sam tak zrobiłem i ze 160 zjechałem na 120 bez zadnej diety. Kalorie sa wywalane z moczem. Polecam ten sposób :)
odpowiedz
Stefania (Ocena: 5) 08.01.2020 17:46
Do osób skrajnie otyłych, wciągniętych w uzależnienie często nie docierają żadne argumenty. Żadne. Ja bym grała twardo. Sama Pani pisze, że córka jest praktycznie od Was uzależniona, a przecież dorosła. Ja bym postawiła ultimatum - dieta i trening, a przede wszystkim do pracy, jakiejkolwiek, nawet dorywczo. Ale dieta i trening na sto procent. Nie można się obżerać, jak się nie ma za co obżerać, a żeby mieć za co, trzeba pracować. Może wtedy się ocknie - jak rodzice przestaną te niezdrowe wariactwa utrzymywać. Ze swojej strony mogę podrzucić namiar na mojego dietetyka www.foodwise.pl. To poradnia online, ale można się spokojnie też umówić na rozmowę na Skype. Mi bardzo pomogli. Przy Hashimoto bardzo długo nie mogłam zrzucić zbędnych kilogramów. W kilka miesięcy zrzuciłam ponad 15 kg i zaczynam powoli znów czuć się atrakcyjnie. :) Nigdy nie jest za późno.
odpowiedz
m. (Ocena: 5) 29.01.2017 17:17
Coś mi się wydaje, że ten list to jakaś prowokacja redakcji, bo jakoś sztucznie napisany.
odpowiedz
to ja (Ocena: 5) 28.01.2017 05:40
To ja przegralam zycie, a nie osoba, ktora jest gruba :/ Ja nie skonczylam studiow, wiec mam tylko liceum i mature (w dodatku ukonczone w szkole wieczorowej, bo zdrowie i powazne problemy zaszlodzily w skonczeniu lo dziennego) Nie mam pracy, perspektyw, pieniedzy. Lecze sie z depresji, nerwicy, fobii. Mam juz 26 lat (w grudniu bedzie 27) , cv swieci pustkami, a ja z przerazeniem mysle o swoim zyciu, przyszlosci, nie widze juz dla siebie zadnego wyjscia, przeciez dzisiaj na kase do sklepu trzeba miec doswiadczenie. Czuje sie gorsza od innych i chyba taka faktycznie jestem. Zapytacie pewnie jak mozna bylo doprowadzic sie do gakiego zaniedbania, tak zmarnowac sobie zycie... Szkoda gadac
zobacz odpowiedzi (1)
vvvvvvvvvvvvvvvvvv (Ocena: 5) 28.01.2017 05:33
Przegrala zycie??! Bo jest gruba?! Co powiedzialaby pani w takim razie o mnie, gdyby znala moje zycie i to w jakiej sytuacji jestem, eh...
odpowiedz

Polecane dla Ciebie