Może jestem dziwna, ale nie mogłam się doczekać matury. Chciałam to mieć jak najszybciej za sobą i pójść na studia, bo dość już miałam liceum. Trafiłam do szkoły, w której nie czułam się zbyt dobrze. Tyle dobrego, że poznałam tam chłopaka, którego bardzo kocham. Myślałam nawet, że już zawsze będziemy razem. Teraz coraz mniej w to wierzę. Wcale nie dlatego, że mi się coś odwidziało. Po prostu mamy strasznego pecha.
Oboje zdawaliśmy egzamin i nawet nieźle nam poszło. Potem złożyliśmy papiery na te same uczelnie, ale różne kierunki. Musieliśmy szukać daleko od domu, bo mieszkamy w nie za dużym mieście i tu wyboru nie było żadnego. Padło na Warszawę, Poznań i Łódź. Trzy różne uczelnie, ale specjalność ta sama.
No i co? Dostaliśmy się, ale nie tam, gdzie chcieliśmy. Teraz nie wiem co robić, bo on nie chce zrezygnować, żeby ratować związek.
Zobacz również: Kierunki studiów, które wybieramy, gdy... nie mamy pomysłu na życie - TOP 14
fot. Thinkstock
Na moim kierunku była większa konkurencja i dlatego nie wyszło. Bo powiem szczerze, że plan był prosty - złożyliśmy papiery w różne miejsca, ale byliśmy pewni, że trafimy do Warszawy. Wyszło z tego tyle, że on dostał się do stolicy, a mnie przyjęli tylko w Poznaniu. Strasznie mnie to dobiło, bo mieliśmy się nie rozdzielać. Teraz mam trochę do niego żal. Ja już nie mam szans w Wawie, więc myślałam, że on wystartuje w kolejnym naborze w Poznaniu.
Wiecie co powiedział? Że takiej szansy nie można zmarnować i skoro się dostał, to będzie tam studiował. Jakoś sobie poradzimy, bo przecież tak bardzo się kochamy. Nie wiem, czy on w ogóle w to wierzy. Przecież to „tylko” 300 km i możemy widywać się co weekend.
Już widzę, jak nam się będzie chciało tak jeździć… Poza tym, takie wycieczki nie są za darmo, a nie wiem kto nam to sfinansuje.
fot. Thinkstock
Możecie sobie wyobrazić, jak się teraz czuję. Jeszcze przed chwilą byłam bardzo szczęśliwa, bo miałam wszystko. Spotkałam miłość swojego życia, były plany i wszystko miało nam wyjść. Teraz mam zacząć studiować nie tam, gdzie najbardziej chciałam i jeszcze z dala od chłopaka. Powoli tracę jego i marzenia. Dla mnie to za dużo i dlatego nie wiem co mnie czeka. Co nas czeka.
On mnie uspokaja, że jakoś sobie poradzimy. 3 lata zlecą, a potem magisterkę też zrobię w Warszawie. To ma mi poprawić humor? Coraz mniej wierzę, że wytrwamy tak daleko od siebie. Zastanawiam się nie czy, ale kiedy on mnie zostawi. Tam będzie miał pod ręką tysiące dziewczyn, a w czym ja niby jestem od nich lepsza…
Nawet na porządne studia się nie dostałam, a on jest ambitnym chłopakiem. Ostatnio nawet mi chodzi po głowie, żeby rozejść się przed wyjazdem. Będę cierpiała, ale chyba nie tak, jakbym z nim dalej była i nie mogła go widywać.
Zobacz również: Kierunki studiów, na które nie ma sensu składać papierów - bezsensowne zajęcia, słabi wykładowcy
fot. Thinkstock
Nie za bardzo mogę liczyć na wsparcie. Rodzice mi mówią, że przesadzam, bo przecież on nie jest moim mężem. Bardzo pocieszające. Ja jeszcze niedawno chciałam, żeby tym mężem został! Mądre koleżanki mają tylko jedno do powiedzenia - jak się kochamy, to związek przetrwa. Nie jestem tego pewna. Miłość nie wystarczy, trzeba też być blisko siebie.
Znam taką parę, która była idealna, ale wystarczyły 2 miesiące rozłąki w wakacje i już nie mieli do czego wracać. Jedno z nich nie wytrzymało i zerwało SMS-em, bo „nie mogło znieść tego napięcia i tęsknoty”. Ciekawe, kiedy nas to czeka… Ja nawet nie wiem, czego od niego oczekuję. Mógłby spróbować w kolejnym naborze do Poznania i wtedy moglibyśmy studiować razem. Ale on w ogóle tego nie proponuje, bo cieszy się z Warszawy.
Czy on już się odkochał? A może wcale nie byliśmy tak blisko, jak ja myślałam?
fot. Thinkstock
Przeżywam teraz koszmar. Mam namówić rodziców, żeby mi zapłacili za prywatne studia w Wawie? Wtedy moglibyśmy razem pojechać. Tylko, że to strasznie dużo kosztuje. A jak i tak się rozstaniemy? Zostanę na płatnej uczelni, a wiadomo jaką potem karierę można zrobić. Liczą się tylko państwowe uniwersytety.
To ja cały czas o tym rozmyślam i szukam różnych rozwiązań, a on ma święty spokój. Szybko się pogodził z tym, że jego dziewczyna wyląduje 300 km dalej. Nawet nie wiem czy mam prawo się o to złościć, bo on naprawdę zasługuje na dobre studia. Cieszę się, że spełnia swoje marzenia. Tylko dlaczego mi się wydaje, że beze mnie?
Jeżdżenie do siebie i telefony to trochę za mało. Już teraz czasami myślę o nim, jak o byłym. Widzę go w tej Warszawie z nowymi znajomymi. Dziewczyny lubią takich chłopaków i szybko się jakaś przy nim zakręci.
fot. Thinkstock
Co ja mam teraz zrobić? Powiedzcie mi. Wszyscy twierdzą, że dramatyzuję i martwię się na zapas. Nie wiem jak mam być spokojna w takiej sytuacji. Nic mi nie wychodzi i na żadne wsparcie nie mogę liczyć.
Poprosić go, żeby spróbował się przenieść do Poznania?
Pojechać za nim do Warszawy?
Rozstać się przed październikiem?
Spróbować być z nim na odległość?
Żadne rozwiązanie nie wydaje mi się teraz normalne i dobre. To chyba raczej odkładanie na później nieuniknionego. Gdyby naprawdę kochał, to by się tak nie cieszył studiami, tylko martwił tym, co ze mną…
Kasia
Zobacz również: 5 sposobów na to, żeby wasz związek na odległość przetrwał