Ostatnio koleżanka powiedziała mi, że ja to mam fajnie. Nie tracę czasu i pieniędzy na kosmetyki, bo jestem taka pewna siebie. Mogę wyjść z domu bez grama makijażu na twarzy. Nawet jak mam podkrążone oczy albo pryszcz wyskoczy mi na środku czoła, to ja się niczym nie przejmuję. W sumie to nie wiem, czy to był do końca komplement. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że po prostu lubię być prawdziwa.
Zobacz również: Ujawniamy, co znane blogerki ukrywają pod grubą warstwą makijażu (Pozbędziesz się kompleksów!)
To nie jest tak, że uważam się za niesamowicie piękną, a na dodatek przebojową. Tak naprawdę wiele razy mnie korciło, żeby namalować wszystko od nowa. Mam za szeroki nos, bardzo krótkie rzęsy, cerę naczynkową, za małe usta, często chodzę zasiniona. Zdaję sobie sprawę, że pomalowana wyglądałabym zdecydowanie lepiej. Ale wolę nie zaczynać, bo pewnie straciłabym umiar. Tak jak większość dziewczyn w moim wieku.
Nigdy nie ukrywam, że jestem osobą bardzo wierzącą. Moja naturalność w dużej mierze wynika właśnie z tego. Nie chcę być kolejną oszustką, która za dnia zachwyca, a po wieczornej toalecie zupełnie siebie nie przypomina.
fot. Unsplash
Dawno temu rozmawiałam z bardzo mądrym księdzem, co on sądzi na temat mocnego makijażu. Zawsze myślałam, że to wyłącznie kwestia gustu. Można być katoliczką z czerwonymi ustami i doklejonymi rzęsami. Wytłumaczył mi, że to nie do końca prawda. Zostaliśmy stworzeni na podobieństwo Boga, więc jeśli robimy wszystko, by namalować się od nowa, to ingerujemy w zamysł Stwórcy. Według niego można to podciągnąć pod grzech oszustwa i należałoby się z tego wyspowiadać.
Na początku myślałam, że przesadza. Wygląd to przecież nie wszystko, a najważniejsze jest serce człowieka. Teraz nie mam wątpliwości, że to były bardzo mądre słowa. Tym bardziej, jak patrzę na niektóre znajome. One są w stanie przy pomocy kosmetyków zmienić swoje twarze nie do poznania. Wychodzą tak na ulice, poznają ludzi, czasami wchodzą w bliższe relacje. Później przychodzi pora na demakijaż i cały czar pryska.
Nagle okazuje się, że ta idealna dziewczyna tak naprawdę wygląda zupełnie inaczej. I co wtedy drugi człowiek ma sobie pomyśleć? Oszukała mnie, wrobiła, dopuściła się mistyfikacji. I dlatego ja unikam makijażu.
Zobacz również: Metamorfozy staruszek: Przeżyjesz szok, kiedy zobaczysz, co zrobił z nimi makijażysta!
fot. Unsplash
Wychodzę z założenia, że po coś zostałam stworzona w taki, a nie inny sposób. Może szeroki nos ma być moim znakiem rozpoznawczym, krótkimi rzęsami mam nie przyciągać do siebie określonego typu mężczyzn, małe usta mają nie odwracać uwagi od tego, co mam w głowie. Zrozumiałam, że mój wygląd nie jest kwestią przypadku. Zawsze mogę użyć kremu, ułożyć włosy albo psiknąć perfumami, ale w ten sposób nikogo nie oszukuję. Podkreślam tylko atuty.
Bardzo szczelna tapeta na całej twarzy i ta wszechobecna sztuczność to już coś zupełnie innego. Jeśli udajesz kogoś, kim nie jesteś, a później to wychodzi na jaw - mamy do czynienia z najzwyklejszym oszustwem. Słyszałam, że wiele znajomości się przez to rozpadło, bo wieczorem dziewczyna była idealna, a rano to zupełnie ktoś inny. Podobnie jak tamten ksiądz, uważam że trzeba to uznać za grzech.
Życie w zgodzie z wolą Boga to jednak nie wszystko. Uważam też, że bez makijażu przyciągamy do siebie fajniejszych ludzi, którzy doceniają naszą inteligencję. Przy nich nikogo nie musimy udawać.
fot. Unsplash
Chodzę bez makijażu 24 godziny na dobę. O każdej porze dnia i nocy wyglądam mniej więcej tak samo. Każdy wie, czego się po mnie spodziewać. Nie przyciągam nikogo kuszącą szminką, zalotnymi rzęsami czy różem na policzkach. Wszyscy wiedzą, jak naprawdę wyglądam. Jeśli im to przeszkadza - nie kolegują się ze mną. Ale ci, którzy są w moim otoczeniu, na pewno doceniają mnie za coś więcej, niż tylko wygląd. Taka naturalność pozwala na bycie sobą i otaczanie się bezinteresownymi ludźmi.
Czasami aż mnie korci, żeby zaczepić wymalowaną dziewczynę na ulicy i przemówić jej do rozsądku. Po co ci tynk na buzi, kogo ty chcesz oszukać tymi kilkucentymetrowymi rzęsami, dlaczego malujesz sobie usta nie w tym miejscu, w którym je naprawdę masz… Oszukujesz innych, a także samą siebie. Życie w takiej mistyfikacji nie jest szczere i prawdziwe. Zmyj to, idź do spowiedzi, przestań oszukiwać, a od razu będzie lepiej.
Oczywiście nie mam odwagi, bo to są zazwyczaj agresywne osoby. Ale przynajmniej w ten sposób chciałam dać swoje świadectwo. Zastanówcie się nad tym.
Ewelina
Zobacz również: Te ślicznotki BEZ MAKIJAŻU wyglądają koszmarnie. Będziesz w ciężkim szoku, jak zobaczysz zdjęcia