Przeczytałam właśnie raport, że niby młodzi w Europie są beznadziejni, bo siedzą rodzicom na głowach. Ani się nie uczą, ani nie pracują, tylko żerują na biednych staruszkach. Jak ktoś nie zna sytuacji, to naprawdę może się oburzyć. Darmozjady normalnie. Do roboty ich zagonić, bo od tego lenistwa przewraca im się w głowach. Łatwo mówić…
Czy ktoś w ogóle się zastanawia, skąd to się bierze? Nie wydaje mi się, że spoczęliśmy na laurach i nic nam się nie chce. Jak patrzę po sobie i moich znajomych, to jest na odwrót. Wszyscy marzymy o tym, żeby coś osiągnąć, ale po prostu nie ma takiej możliwości. Jak słyszę, że w krajach skandynawskich młodzież się usamodzielnia zaraz po 18. urodzinach, a Polska to kraj nieudaczników, to aż mnie trzepie.
Tam jest praca dla każdego, wszyscy świetnie sobie radzą finansowo i system nikomu nie da zginąć. U nas nawet po studiach czeka bezrobocie. Absolwenci z automatu trafiają do urzędów pracy!
Zobacz również: 19 lat - pierwszy etat, 24 lata - własne mieszkanie, 29 lat - kupno domu. Tak się żyje na Zachodzie! A u nas?
fot. Thinkstock
Tak samo było w moim przypadku. Plany miałam bardzo ambitne, bo poszłam na wymarzone studia, a po godzinach robiłam kursy. Tylko co mi z tego, skoro według pracodawców kwalifikacje to przede wszystkim doświadczenie, a nie wykształcenie? Możesz być po Harvardzie, ale jak CV puste, to nic z tego. Nikt nie pomyślał o stażach z prawdziwego zdarzenia.
Dają nam papier z wyższym wykształceniem i tyle. Więcej nie można oczekiwać. Żadnego wsparcia. Jeszcze potem są pretensje, że państwo tyle wydało na moją edukację, a ja nic nie osiągnęłam. Niby jak mam to zrobić? Z magistrem i po szkoleniach mogłam przebierać w ofertach… telemarketingu.
Wylądowałam wreszcie w małej firmie na najniższym stanowisku i za głodową pensję. Jak mam się usamodzielnić?
fot. Thinkstock
Według niektórych to takie proste. Jak pracujesz, to wystarczy wynająć mieszkanie. Ciekawa jestem za co… Zarabiam ok. 2 tysięcy złotych na rękę, co i tak nie jest tragedią (znajomi często mają jeszcze mniej). Byłoby mnie stać nawet na wynajem, ale na nic więcej! Maleńka kawalerka w mieście to dziś koszt ok. 1,5 tys. miesięcznie. Ciekawe za co mam żyć, jeść, ubierać się, spełniać swoje podstawowe potrzeby.
Nawet gdybym miała chłopaka, który zarabiałby podobnie, to co można zrobić za 4 tysiące? Połowa na mieszkanie i utrzymaj za to 2 osoby. Nie wiem. Jakbym nie liczyła, to wychodzi na to, że musiałabym zarabiać o wiele więcej. To już nie są czasy, że ktoś komuś daje lokum. Moich rodziców nie stać na to, żeby mi potem pomagać.
Mieszkam z nimi, bo oszczędzam, a nie dlatego, że jestem leniwa. Chętnie bym dbała o własny kąt, ale w tym kraju to niemożliwe!
Zobacz również: LIST: „Siostra odziedziczyła mieszkanie po babci. Jest urządzona do końca życia, a ja zostałam z niczym!”
fot. Thinkstock
Według mediów i różnych mądrali, ja się powinnam wstydzić. Tylko nie wiem czego. Tego, że przez 5 lat studiowałam? Że teraz uczciwie pracuję? Że naprawdę mam jakieś ambicje? Zaraz pojawi się raport, że Polki nie rodzą dzieci, bo też są leniwe i samolubne. Przecież u nas w kraju wszystko rozbija się o pieniądze. Jesteśmy narodem samodzielnym i rodzinnym. Gdyby było nas na to stać, to wyprowadzalibyśmy się jeszcze w liceum i zaraz potem rozmnażali się na potęgę!
Ja nie widzę szans na własne mieszkanie, a co dopiero mówić o rodzeniu dzieci. Boli mnie, że niektórzy całą winą obarczają młodych ludzi. My naprawdę chcemy i potrafimy ciężko pracować. Nikt z nas nie czuje się dobrze, że po studiach przychodzi nam zajmować dalej ten sam pokój w mieszkaniu rodziców.
Wszędzie czytam, że tylko czegoś chcemy, a sami nie kiwniemy palcem. Przecież to bzdura. Nie znam nikogo, kto by tak podchodził do życia.
fot. Thinkstock
Prawda jest taka, że w dużej mierze żyję na garnuszku rodziców, bo oni w ten sposób chcą mi pomóc. Dopóki ich na to stać, to mam zapewniony dach nad głową i wyżywienie. Mam nie wydawać niepotrzebnie pensji. Odkładam sumiennie wszystkie wolne pieniądze, żeby kiedyś móc się usamodzielnić. Ale pewnie usłyszę, że na nich żeruję, oni mi wszystko podtykają pod nos, a ja wydaję kasę na ciuchy i imprezy.
Tak na pewno nie jest, ale kogo to obchodzi. Jestem kolejnym „dużym dzieckiem”, które się nie udało. Kolejnym błędem systemu. Tylko dziwnym trafem 90 procent młodych Polaków ma ten sam problem. Może to jednak nie ich wina, ale naszego państwa?
Nie wspomniałam jeszcze, że pracuję na śmieciówce, więc jak przyjdzie co do czego, to z dnia na dzień zostanę na lodzie. Nie czuję się bezpiecznie, więc nie mogę planować przyszłości.
fot. Thinkstock
Wnerwia mnie to gadanie, że jest nam za dobrze i dlatego nic nie robimy. Czuję się wystarczająco upokorzona faktem, że mam 27 lat i żyję z rodzicami pod jednym dachem. Nie potrzebuję kolejnych ciosów. Najgłośniej narzekają ci starsi, którzy dostali lata temu mieszkania od państwa albo odziedziczyli takie lokum po dziadkach. Wcześniej dostali też pracę, bo się należała, więc mają doświadczenie i dziś mogą przebierać w ofertach.
My niczego nie dostajemy. O wszystko musimy walczyć. A nawet jak się staramy, to i tak na niewiele się to zdaje. Jestem niemal pewna, że za kilka kolejnych lat mój list będzie dalej aktualny. Chyba, że wyjdę za milionera, na co się nie zapowiada.
Piszę to, bo wiem, że nie zasługujemy na taką krytykę. Nie jesteśmy roszczeniowi, bo naprawdę niewiele nam potrzeba do szczęścia. Tylko, że w Polsce nawet minimum to luksus…
Emilia
Zobacz również: Twój chłopak mieszka z rodzicami? To ma swoje plusy!