Za sprawą kolejnego royal baby sporo ostatnio mówi się o dzieciach. Można powiedzieć, że ja też mam coś wspólnego z brytyjską parą książęcą - mam trójkę pociech. Wszystkie bezgranicznie kocham, ale z jedną mam szczególny kłopot. Chodzi o moją pierworodną. Moja najstarsza córka nie spełnia raczej pokładanych w niej nadziei. Zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam i teraz mam pretensje. Nie wiem czy do niej, ale do losu i siebie na pewno. Może to wszystko moja wina?
Zobacz również: LIST: „Moja córka ma 21 lat i troje dzieci. Koleżanki ją wyśmiewają, a ja jestem z niej dumna”
Przez całe jej życie robiłam wszystko, by czuła się wyjątkowa i kochana. Próbowałam wychować ją na silną i niezależną kobietę, ale ceniącą jednak tradycję. Co z tego wyszło? Patrząc na jej poczynania, to raczej niewiele. Nie mówię, że zupełnie nie jestem z niej dumna i spisałam ją na straty. Po prostu mnie rozczarowuje. Myślałam, że w tym wieku już coś osiągnie. Jeśli nie zawodowo, to przynajmniej rodzinnie.
Zamiast realizować się w pracy, planować ślub i rodzić dzieci - ona cały czas mieszka z nami, zarabia marne grosze, a na horyzoncie nie ma nawet kandydata na chłopaka. Każda matka na moim miejscu stwierdziłaby, że coś jest nie tak.
fot. Unsplash
Nigdy nie wywierałam na niej presji. Miała zupełnie wolną rękę, jeśli chodzi o podejmowane przez nią decyzje. Chciałam, żeby wybrała ambitny kierunek studiów, to ona się uparła na coś innego. Magistra niby zdobyła, ale w takiej specjalności, że na rynku pracy nikt na pewno nie będzie o nią walczył. Pracę niby ma, ale na pewno nie jest to spełnienie jej marzeń. Pensja tym bardziej - minimalna krajowa + jakieś grosze na dodatkowej umowie. Trudno to nazwać karierą czy stabilizacją.
Jej życie uczuciowe też nie napawa optymizmem. Pamiętam tylko jednego poważniejszego chłopaka. Trwało to może 3-4 miesiące, ale ona stwierdziła, że już go nie chce. No to teraz nie ma nikogo, a tamten zły nie był. Znam koleżanki z jej czasów szkolnych i one już mieszkają z partnerami, zaręczają się, pobierają, niektóre urodziły dzieci. Mojej córeczce widocznie się nie spieszy. I to jest chyba mój największy błąd.
Zamiast postawić sprawę jasno, kiedy powinna się usamodzielnić - zawsze jej mówiłam, że wszystko w swoim czasie i nikt jej przecież z domu nie wygoni. Szczerze? Miałabym na to ochotę.
Zobacz również: LIST: „Prawdziwy facet zaczyna się od 6000 zł na rękę”
fot. Unsplash
Ciężko być matką i dojść do wniosku, że twoje dziecko marnuje sobie życie. Moim zdaniem ona nigdy nie wykorzystuje najlepszych okazji. Czeka z założonymi rękami, aż wszystko samo się ułoży. No i efekty widać gołym okiem - 25 lat, mieszka z rodzicami i żadnych większych osiągnięć. Być może jestem temu współwinna, ale tak to się kończy, jak człowiek próbuje być za dobry. Ona w życiu nic nie musiała, a wszystko mogła. Może trochę ją rozpuściłam i ubezwłasnowolniłam?
Nigdy nie powiem, że jest złą córką. Czuję jej szacunek, często okazuje miłość. Uczestniczy w życiu rodzinnym i mamy dość otwarte relacje. Ale właśnie dlatego tak bardzo mi jej żal. Czas, okoliczności i możliwości sprzyjają robieniu wielkich rzeczy. Niech zmieni pracę, niech się zakocha, niech pomyśli o założeniu rodziny. Ona może nawet by chciała, ale zupełnie nie ma siły przebicia. Dla niej najlepsza sytuacja to „jest jak jest”.
Czasem zastanawiam się, co jej siedzi w głowie. Może ona doszła do wniosku, że boi się dorosłości i woli siedzieć pod spódnicą mamy? Tak jest najwygodniej i najbezpieczniej. Ale ileż można…
Zobacz również: Dlaczego faceci panicznie boją się ślubu?
fot. Unsplash
Myślę sobie, że gdyby chociaż dała mi wnuka, to patrzyłabym na nią trochę łaskawszym okiem. Poczułabym, że to dorosła kobieta, która da sobie radę w życiu. Bez tego to wciąż wyrośnięte dziecko mieszkające z rodzicami. Nie stać jej nawet na wynajęcie kawalerki. Chodzi do pracy, którą niezbyt lubi, zarabia tam grosze, wraca do domu i tak w kółko. Rzadko gdzieś wychodzi, co nie sprzyja poznaniu kogoś, kto by ją od nas zabrał. Przesadzam?
Zdaję sobie sprawę, że różnie to wygląda. Nie każda 25-latka musi być dojrzała. Ale naprawdę obserwuję, co się dzieje z jej koleżankami i dziećmi moich znajomych. To jest zupełnie inny świat. Dziewczyny świetnie sobie radzą, tworzą związki, zakładają rodziny. Ja nie mam pretensji, że mojej do tego daleko. Po prostu przeraża mnie, że nie widzę dla niej żadnej perspektywy. Ma zaległości, których nie da się szybko nadrobić. Ktoś pyta mnie, co u niej, a ja włączam uśmiech nr 4 i mówię, że wspaniale…
Szczerze? Wcale nie jest wspaniale. Mam poczucie, że moja najstarsza córka przesypia życie. Rozczarowuje mnie i nie jest najlepszym wzorem dla młodszego rodzeństwa. Niby dobra dziewczyna, ale co z tego.
Bożena