Jestem naprawdę wyrozumiała i wszystko potrafię zrozumieć. Bliskim osobom wiele wybaczam. Jednak mam poczucie, że jedna z nich mnie bardzo zawiodła. Doskonale wiedziała, jakie mam oczekiwania, a całkowicie je zignorowała. Zrobiła tak, jak jej pasowało, nie przejmując się moimi potrzebami. Pomimo tego, że przecież miał to być „mój dzień”. Matczyna miłość chyba naprawdę odbiera rozum…
Ślub planowałam przez 1,5 roku i nawet nie musiałam się zastanawiać, kto powinien zostać moim świadkiem. Natalię znam od kilkunastu lat i zawsze byłyśmy nierozłączne. Ja mogłam liczyć na nią, a ona na mnie. Jeszcze nie miałam chłopaka, a już jej mówiłam, że to ją poproszę o zostanie druhną. Mnie przypadła ta rola na jej ślubie 2 lata wcześniej. Myślę, że spisałam się na medal - zorganizowałam niezapomniany wieczór panieński, rozruszałam gości weselnych i byłam na każde zawołanie.
Ona zrobiłaby pewnie to samo, ale zaszła w ciążę. Przez chwilę myślałam, żeby zmienić swoją decyzję, ale doszłam do wniosku, że przecież wcześniej urodzi i nie będzie problemu. Okazało się, że był.
Zobacz również: REPORTAŻ: Moja świadkowa przyćmiła mnie w dniu ślubu
fot. Thinkstock
3 miesiące temu moja świadkowa została mamą. Wtedy zapytałam ją wprost, czy nie chce się wycofać. Ja ją zrozumiem i jak trzeba będzie, to powierzę tę rolę komuś innemu. Prawie się na mnie obraziła. Stwierdziła, że macierzyństwo to nie choroba i na pewno mnie nie zawiedzie. W porządku, niech tak będzie. Zaufałam, że jej życie nie zaważy na najważniejszym dniu w moim. Wyszło fatalnie i teraz nie mogę pozbyć się żalu.
Wieczór panieński zorganizowała moja siostra i to w ostatnim momencie. Świadkowa nie miała do tego głowy, bo przecież małe dziecko i w ogóle. Tak naprawdę nawet nie była na tej imprezie. Pojawiła się tylko na godzinę i musiała wrócić do domu. Już wtedy mogłam podejrzewać, że w dniu ślubu też wywinie mi jakiś numer. No i tak też było - przyszła do kościoła z niemowlakiem. Miałam nadzieję, że na czas wesela odda dziecko w dobre ręce i zajmie się mną.
Nic z tego… Maluch pojawił się też na weselu, a ja zapomniałam, że mam świadkową. Angażowała się mniej, niż zwykły gość, a nie taka była jej rola.
Zobacz również: LIST: „Zasugerowałam świadkowej, żeby schudła przed ślubem. Obraziła się, a powinna docenić szczerość!”
fot. iStock
Wyobrażałam to sobie zupełnie inaczej. Ona ma rodziców, którzy są świetnymi dziadkami i na pewno by pomogli. Wiem, że zdarzało jej się zostawiać malutkie dziecko z nimi i nic złego się nie działo. Nadal karmi piersią, ale co to za problem w dzisiejszych czasach? Wystarczyło odciągnąć pokarm i schować go do lodówki. Jeden dzień mamy poza domem to przecież nie jest wielki dramat. Tak małemu dziecku naprawdę jest wszystko jedno i nawet nie zauważy. Tym bardziej, że ona już kilka razy wyrywała się z domu.
Skończyło się na tym, że moja świadkowa była zupełnie nieobecna. Nawet nie złożyła mi życzeń przed kościołem, bo akurat była pora karmienia. Marzyłam o tym, że będzie wtedy obok mnie. Odbierze prezenty od gości, poinstruuje ich jak dojechać na wesele, zorganizuje transport dla niezmotoryzowanych, sprawdzi stan przygotowania sali i tak dalej. Taka była jej rola.
Zamiast tego sama była najbardziej problematycznym gościem. Ciągle znikała, żeby zająć się maluchem, menu jej nie pasowało, a o godzinie 20 wywinęła mi taki numer, że długo tego nie zapomnę.
Zobacz również: O co powinnaś zadbać, jeśli jesteś świadkową?
fot. Thinkstock
Spakowała wózek i powiedziała, że na nią już czas. Rozumiecie? Świadkowa została na weselu najkrócej ze wszystkich. Kolejne osoby wyszły dopiero o 2-3 w nocy, a większość została do rana. Musiałam przejąć jej rolę i sama się o wszystko martwić. Błagałam, żeby inaczej to zorganizowała. Niech jej mąż weźmie dziecko do domu. Nie… Tak się nie da i „zrozumiem, jak sama zostanę matką”. Nie wydaje mi się. Macierzyństwo nie jest powodem, żeby zawieść najlepszą przyjaciółkę w najważniejszym dniu w jej życiu.
Mam nauczkę, że na dzieciatych rzadko kiedy można polegać. Poród naprawdę coś zmienia w mózgu. Rozumiem, że teraz ma inne priorytety, ale wszystko można było zorganizować inaczej. Tak żeby maleństwu było dobrze i mnie przy okazji też. Można powiedzieć, że wzięłam ślub i przeżyłam wesele bez własnego świadka. Za to ten ze strony męża spisał się fantastycznie i mogę mu tylko podziękować.
Nie powtarzajcie mojego błędu. Nawet jak delikwentka zapewnia, że nic się nie zmieniło i da radę…
Roksana