LIST: Zawsze marzyłam o dziecku. Teraz, kiedy je mam, jestem nieszczęśliwa. Chciałabym cofnąć czas!

Sylwia żałuje tego, że została matką.
LIST: Zawsze marzyłam o dziecku. Teraz, kiedy je mam, jestem nieszczęśliwa. Chciałabym cofnąć czas!
16.04.2013

Pewnie większość z Was potraktuje mnie jako wyrodną matkę po przeczytaniu tego listu. W komentarzach posypią się uwagi, że takie kobiety, jak ja, w ogóle nie powinny się rozmnażać i że powinna mnie spotkać kara, za to, co piszę. Może i macie rację… Czasami sama do siebie mam żal, że nie jestem matką Polką. Oczywiście kocham swojego syna, ale odkąd się urodził, z niczym nie daję sobie rady. To mnie dobija.

Maciuś przyszedł na świat 4 miesiące temu. Przez całą ciążę czułam się dobrze, jedynie na początku męczyły mnie mdłości. Pamiętam do dziś moment, kiedy pokazałam mężowi test ciążowy. Cieszył się strasznie i patrzył z niedowierzaniem na dwie kreski, bo o dziecko staraliśmy się tak naprawdę bardzo krótko. Nastawialiśmy się, że raczej nie pójdzie nam z tym tak łatwo. Oboje jesteśmy już po 30-tce, a teraz tyle się słyszy o trudnościach z zapłodnieniem.

Ciąża przytrafiła mi się w idealnym momencie, bo tydzień wcześniej straciłam pracę. Była redukcja etatów, padło na mnie. Pomyślałam, że teraz w spokoju będę mogła zająć się szykowaniem wyprawki, a potem zajmę się maluchem tyle czasu, ile będzie trzeba. Odchowam go i poszukam nowej pracy.

Muszę Wam powiedzieć, że zanim zaszłam w ciążę, marzyłam o dziecku. Miałam wybrane imię i dla dziewczynki, i dla chłopca, zanim jeszcze wyszłam za mąż. Zazdrościłam koleżankom, które były już matkami. Dla dwóch przyjaciółek organizowałam nawet baby shower. Wydawało mi się, że nie ma nic piękniejszego, niż noszenie dziecka pod sercem.

No a potem przyszedł na świat mój synek. Poród był dla mnie straszną traumą. Każda kobieta, która przez to przechodziła, wie o czym mówię. Nic przyjemnego. Pocieszałam się jednak, że niedługo o tym zapomnę. A przecież najważniejsze jest to, że Maciuś urodził się zdrowy.

Kiedy wróciliśmy do domu, byłam wykończona. Chciałam zamknąć się w pokoju sama i pospać. To oczywiście było niemożliwe, bo mały albo płakał, albo chciał jeść. Filip próbował go uspokajać, ale jakoś mu to nie wychodziło. Po tygodniu musiał zresztą wracać do pracy, a ja zostałam z dzieckiem sama.

Przez ostatnie 4 miesiące moje życie kręciło się wyłącznie wokół karmienia, pieluch i zgadywania, dlaczego mały płacze. Dzień zaczął mi się mylić z nocą. Jestem na nogach od świtu do nocy, rzadko kiedy udaje mi się przespać bez przerw dwie godziny pod rząd. Budzę się i obsesyjnie sprawdzam, czy mały oddycha, albo czy jest przykryty. Strasznie mnie to wykańcza.

Psuje się też między mną a Filipem. On chyba wyobrażał sobie, zresztą tak jak ja, że wychowanie dziecka jest prostsze i przyjemniejsze. W reklamach stęskniony mąż wraca z pracy do domu, a tam na niego czeka odstrojona żona z roześmianym niemowlakiem na rękach i z parującym talerzem zupy na stole. U nas wygląda to zupełnie inaczej. Filip zastaje w mieszkaniu stertę dziecięcych ubranek, walających się gdzie popadnie, nieumalowaną żonę w dresie, której nie udało się schudnąć po ciąży, wrzeszczące dziecko i parówki w lodówce, bo nie byłam w stanie ugotować normalnego obiadu. Nie ma się co dziwić, że coraz dłużej zostaje w pracy i coraz częściej umawia się z kolegami na piwo.

Najgorsze jest to, że ostatnio ciągle dopada mnie myśl, że lepiej nam było bez dziecka. Chyba żałuję, że zostałam matką. Nie dość, że jestem wykończona ciągłym skakaniem przy Maciusiu, to w dodatku nie dogaduję się z mężem. Kiedyś potrafiliśmy pół nocy przegadać o głupotach, a teraz rozmawiamy rzadko, w dodatku tylko o dziecku. Ja jestem wiecznie zmęczona, Filip zniecierpliwiony i tak w kółko.

Chciałabym wrócić do pracy, spędzić przynajmniej kilka godzin bez syna, ale Filip uważa, że jeszcze na to za wcześnie. Pewnie ma rację, choć pewnie byłby po mojej stronie, gdyby przyszło mu spędzić choćby jedną całą dobę sam na sam z dzieckiem.

Powiedzcie, czy Was też nachodziły czasem podobne myśli, czy tylko mnie coś się stało z głową po porodzie? Naprawdę jestem taką złą matką, skoro od czasu do czasu potrzebuję świętego spokoju? Gdybym tylko mogła cofnąć czas, chyba nie zachodziłabym już w ciążę…

Sylwia

Polecane wideo

Komentarze (255)
Ocena: 4.98 / 5
gość (Ocena: 5) 13.11.2019 11:59
Czesc Mam nadzieje ze jednak dalas rade. Znam taki stan z wlasnego doswiadczenia. Skonczylo sie wieloletnia terapia. I...warto bylo. Zawsze warto zawalczyc o siebie. Maz dzisiaj jest, jutro nie ma Moj ulotnil sie po 20 latach wspolnego zycia, gdy corka miala 11 lat. Tez bylo ciezko, bardzo. Ale okazalo sie ile dala mi wczesniejsza terapia. Nauczylam sie szanowac siebie i nie brania do siebie zachowan/opinii np. meza. A potrafil dogadac:) zaczelam naprawde walczyc o siebie -dla mnie samej i dla corki. Teraz corka mowi- mamo jestes dla mnie przykladem. Widze ze nawet jak jest ciezko to mozna dac sobie rade. I to opinia ktora sie dla mnie liczy:) Terapia nie jest latwa i przyjemna, trwa dlugo, ale efekty sa niesamowite. Nawet jak Ci sie caly swiat zawali, to wstajesz i krok po kroku budujesz swoje zycie od nowa. Jasne ze jestvtez zal i placz, ale po chwili mowisz dosc i powoli zaczynasz dzialac. Naprawde powoli. Mi dojscie do siebie jako tako po odejsciu meza zajelo rok. Po roku zrobilam podsumowabie i bylam w,szoku ile zrobilam i osiagnelam. Ale trwalo to 365 dni. Dzien w dzien budowanie zycia od nowa. Powoli. Czasem byly kryzysy, ale przeczekalam je i znowu powoli ruszalam do przodu. Oprocz terapii niezbedni sa znajomi, przyjaciele. Trzeba zaczac wychodzic do ludzi, prosic o pomoc i nie wstydzic sie tego. Nie to ze jestem taka madra, tylko bardzo, ale to bardzo zal mi osob, ktore sa w takich krytycznych momentach zycia. Tak po ludzku, bo wiem jak to boli, jak czlowiek sam zaczyna sie krzywdzic myslami i brac do siebie tylko zle slowa, opinie innych osob. Jedno jest pocieszajace-wszystko mija. Zle czasy tez, ale trzeba dac sobie szanse. Zycze Ci duzo cierpliwosci dla samej siebie i wiary w to, ze jeszcze kiedys bedzie lepiej. I pamietaj prosze te zmiany na lepsze dzieja sie powoli. Jest taki slogan- zacznij kochac siebie. Mi zrozumienie tych slow zajelo 5 lat. Pozniej zaczelam uczyc sie tego - kochania i akceptacji siebie. Prosze zadbaj o siebie, poszukaj pomocy u bliskich Ci osob, psychologa i zaczniesz wychodzic na prosta. P.s. Przestan znosic jego humory :) nie jesteś jego matka., a to dorosly czlowiek. Ja tez tak robilam- nie warto. Jestes zona, partnerka do zycia, a nie kucharka, nianka, sprztaczka, itp. Masakra z tymi facetami. Kto ich wychowywal;)? Moze to on jest pomylka w Twoim zyciu. Nie pomyslas o tym? Dlaczego Ty? Porozmawiaj o tym z kims zaufanym.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 08.09.2019 20:54
Gównem jest raczej maz nieinteresujacy sie zona i dzieckiem.Nie dosc ze kobieta musi przejsc przez ciaze,porod,połog i opieke nad dzieckiem to zadnej pomocy zeby mogla dojsc do siebie wspolczuje.Dlatego nie mam i nie planuje miec dzieci ani meza kobietom to sie nie oplaca nie warto
odpowiedz
Załamana (Ocena: 5) 04.09.2019 23:30
Jestem mamą prawie 5 miesięcznego chłopca. Zajść w ciążę udało mi się dosłownie za pierwszym razem na 3 tygodnie przed ślubem. O ciąży dowiedziałam się w pracy robiąc wyniki badań(Jestem pielegniarką). Gdy wróciłam po 12h do domu i pokazałam przyszłemu mężowi buciki które udało mi się kupić po zmianie stwierdził że to nie może być jego dziecko bo przecież my że sobą nie sypiamy ( fakt, mój mąż myśli że raz w miesiącu jest wystarczajacy). Właśnie wtedy zaczęła się moja trauma. Ciążę ogólnie nosiłam bardzo dobrze, nie miałam nudności, mało przytyłam, jednak cały czas dobijało mnie to, że nie będę mogła rodzić naturalnie z powodu przodującego łożyska. Nocami zwlekalam się łzami tak żeby nikt mnie nie widział za dnia z przyklejonym uśmiechem sprzątałem dom i znosiłam humory męża i ciążę odwiedzimy jego rodziców który zawsze u nas musieli nocować. Kiedy przybliżył się termin planowanej cesarki mój organizm spłatał mi figla i z wysokim ciśnieniem krwi trafiłam na patologie ciąży i następnego dnia miałam wykonane cięcie. Kiedy zobaczyłam synka nie czułam wybuchu euforii, cieszyłam wie że 2 końcu jest ze mną ale nie było fajerwerek jak to odpowiadały inne dziewczyny. Mąż od początku mnie zawodził, nawet w szpitalu wpadał do mnie na godzinę i wracał do domu lub jechał do mamusi bo w końcu urodziłam w wielki piątek i na sobotę wielkanocną i niedzielę byłam w szpitalu A teściowa musiała nakarmić synka... nie mogłam karmić piersią, syn nie potrafił złapać sutka pomimo nakładek więc często płakałam u słyszałam od męża żeby nie bawiła się w matkę polke tylko dała dziecku butelkę, mimo że piersi bolały mnie z nadmiaru mleka. I tak dzięki "wsparciu" męża pokarm znikł po 3 tygodniach. Zaczęły się kolki, ulewanie, zielone kupy zmiana mleka na pepti i moja samotność. Noszenie na rękach, usypianie, śpiewanie kołysanek, karmienie, przewijanie i mąż w drugim pokoju oglądający tv lub szukający jakiś pierdół na olx. Oczywiście był wspaniałym ojcem jak trzeba było pokazać się przed mamusia lub siostrą. Jedyne wsparcie zawsze nam w moim tacie, ale też nie chce zrzucać na niego całego swojego rozżalenia tym życiem. Od 3 dni mój syn cały czas płacze, A ja płacze razem z nim, krzyczę że żałuję że zaszłam w ciążę, że nie chce to bo nie daje rady nie mam wsparcia, jestem sama jak palec. Nienawidzę swojego życia, nienawidzę mojego męża który nawet nie chce mnie dotykać nie mówiąc już o czymkolwiek. Zawsze jest dobry argument żeby odwrócić się plecami do mnie. A ja coraz częściej myślę o tym że nie powinno być mnie na świecie, chciałabym skończyć ta cała traumę lub żeby w końcu ktoś mnie zauważył A nie powtarzał tylko że mam się wziąć w garść bo ja już nie mam siły brać się w garść... czuje się najgorsza matka świata, czuje się wrakiem człowieka, czuje się śmieciem, gównem i największa pomyłką w życiu mojego męża...
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 19.02.2019 01:41
Jak czytam wasze komentarze to powiem ze chcialabym tak troche pomyslec o sobie i cieszyc sie ze.chodze do pracy itp mam dwojke.dzieci 8i 4 lata ale powiem wam ze ja niestety jestem typowa hak to inni mowia matka polka :) jak jestem w pracy to lrzezywam ze nie spedzam czasu z dziecmi ze za szybko rosną i nie zdarzylam poswiecic im wystarczajaco czasu. Wiadomo pracowac trzeba ale ja ciesze sie ze spedzam czas z dziecmi moimi i po padam w doline dlatego ze one tak szybko rosna :/ z pierwszym dzieckiem nie powiem ciezko bylo mi sie z.poczatku ogarnac ale z.drugim juz szlo szybciej :) tez za.duzo nie wychodzimy z mezem ale trudno mam male dzieci i wole spedzic czas z nimi. :)
odpowiedz
Tola (Ocena: 5) 18.02.2019 10:38
Mogła Cię dopaść deprecha, może to obniżenie nastroju. Też potrzebujesz czasu dla siebie, żeby do siebie dojść, zająć się jakąś przyjemnością i sobą. Wiem jak to jest, dziecko wymaga w pewnym wieku uwagi bez chwili przerwy. Ja miałam depresję poporodową i ją zaniedbałam. Dopiero moja siostra zauważyła, że coś jest nie tak i zaciągnęła mnie do swojej terapeutki w Psychologgii. Teraz czuję się już o wiele lepiej, chociaż było przetragicznie. To musi być okropna sprawa, kiedy partner was nie wspiera. Zastanówcie się nad terapią. Psychologgia jest świetna, a każda z was zasługuje na czas dla siebie.
odpowiedz

Polecane dla Ciebie