Mój list jest nie tylko sposobem na opowiedzenie mojej historii, ale jest skierowany przede wszystkim do Was. Wiem, że nie powinnam się aż tak przejmować, ale w jakimś sensie jestem obrażana na każdym kroku. Nawet tutaj przy artykule o programie „Teen Mom” padły z Waszej strony paskudne słowa, których powinnyście się wstydzić. Tak, wiem, że kilkanaście lat to nie jest najlepszy moment na zostanie matką. Tak, wiem, że lepiej zaczekać z seksem, zamiast pakować się w kłopoty. Wiem też, że różnie to bywa. Nazywacie nas patologią, ale lepiej się nad tym zastanówcie. Co jest prawdziwą patologią? Czy nastolatka, która urodziła i stara się być najlepszą matką, czy może dorosła kobieta, która znęca się, morduje i nie wiem co jeszcze?
Rozumiem emocje, bo pewnie same miałyście do czynienia z różnymi ludźmi. Każdy w takiej trudnej sytuacji zachowa się zupełnie inaczej. Jedni dadzą radę, inni się poddadzą i stoczą. Nie wkładajcie jednak wszystkich do jednego worka. Nie każda młoda mama to głupia puszczalska, która marnuje życie sobie i dziecku. Nie każda woli imprezować niż opiekować się maleństwem. Nie każda kończy na zasiłku i klepie biedę do końca życia. Sama bardzo wcześnie wpadłam, ale jestem z siebie dumna. Nie usunęłam ciąży, nie wyładowuję frustracji na niewinnym maluszku i widzę przed nami przyszłość.
Niektóre młode mamy nie mają takiego wsparcia rodziny i siły przetrwania. Im trzeba pomóc, a nie obrażać. Czy z powodu moich błędnych decyzji kilka lat temu, dzisiaj mam się wstydzić tego, do czego doszło? A może jednak powinnam być dumna, że jestem kochającą mamą?
Spróbujcie nie oceniać dziewczyn w podobnej sytuacji. Przynajmniej nie tak strasznie krytycznie. Stało się. Albo będą wiedziały, że nikt ich nie przekreśla i warto walczyć o dobre życie, albo zupełnie się załamią. Takie niedobre komentarze do tego prowadzą. To nie jest patologia, ale uroki życia, które jest nieprzewidywalne.
Karolina
Jestem pełna podziwu dla wszystkich dziewczyn, które znalazły się w takiej sytuacji i wytrwały. Wiadomo, jak to się może skończyć... Trudno dokończyć szkołę, młody tatuś zazwyczaj się gdzieś zmywa, rodzice są zawiedzeni, przyszłość jest bardzo niepewna. Często brakuje pieniędzy, a nerwowa atmosfera zastępuje prawdziwą miłość. Nastolatka jest na skraju załamania nerwowego, w każdej chwili może zrobić coś głupiego. A jednak, wielu z nas się udaje. Nie załamujemy rąk, tylko staramy się zrobić wszystko, by zapewnić dzieciom jak najlepsze życie. To powinno się docenić, zamiast od razu obrażać. To nie jest istotne, że urodziłam w wieku 14, 16 czy 28 lat. Najważniejsze jest to, czy podołałam.
Mam na imię Karolina i zaszłam w ciążę przed 16. urodzinami. Mój syn przyszedł na świat, kiedy byłam w pierwszej klasie liceum. Zaczęło się niewinnie... Miałam chłopaka i wiadomo jak to bywa. Mnóstwo emocji, nieodpowiedzialne decyzje, chciałam wszystkiego spróbować. I tak spróbowałam, że jako nastolatka chodziłam z wielkim brzuchem, a ukochany nie chciał mnie już dłużej znać. Stwierdził chyba, że ciąża to tylko i wyłącznie moja sprawa, bo on przecież tego nie chciał. Ja też, nie wtedy, ale co miałam zrobić?
Pamiętam, jak opowiedziałam o tym rodzicom... Chwilę wcześniej rozmawialiśmy o mojej szkole, mama wywodziła się na temat tego, jak ważna jest nauka, że powinnam przysiąść. Chyba coś podświadomie czuła, bo mówiła, że to czas, kiedy muszę się skupić na obowiązkach, żeby zapewnić sobie lepszą przyszłość. Chłopak może poczekać. Za chwilę usłyszała, że to już nieaktualne, bo córka, w której pokładała swoje nadzieje, już zdążyła zbłądzić. Pewnie nawet nie zdawali sobie sprawy, że robimy coś więcej, niż trzymanie się za ręce. A tu ciąża. Niedojrzała i zupełnie niesamodzielna dziewczyna, obok chłopak w takiej samej sytuacji. Jak to się stało? Akurat o seksie wiedziałam dużo ze szkoły. Zabezpieczaliśmy się. Tym razem coś nie wyszło.
Przez długi czas czułam się jak trędowata. To nie jest duża miejscowość, więc wszyscy wiedzieli, co się dzieje. Później brzucha większego od całej reszty mnie nie dało się już ukryć. Chodziłam na lekcje praktycznie do samego końca. Codziennie mijałam na korytarzu przyszłego tatusia, który już wtedy dał mi do zrozumienia, że nie mogę na niego liczyć. Rodzice próbowali to jakoś ratować, tata poszedł nawet do jego domu, ale nic z tego. Usłyszał tylko, że mógł mnie bardziej pilnować, to nie byłoby tego „nieszczęścia”.
Dostaję od byłego chłopaka jakieś pieniądze, ale nie za dużo. On zupełnie umył ręce i nie chce się spotykać z synem. Widział go wiele razy, bo mieszkamy w końcu niedaleko siebie, ale nie przyszło mu do głowy, żeby się odezwać. To już dorosły mężczyzna i skoro nie potrafi, to jego sprawa. Mam nadzieję, że ma wyrzuty sumienia. Syn wspaniale się rozwija, jest bardzo mądry, jak na swój wiek. Udało mi się skończyć liceum wieczorowe, zrobiłam maturę. Wygrałam.
Nie będę oszukiwała, że to nic takiego. Mogę zapomnieć o studiach, nie pamiętam, kiedy ostatnio bawiłam się z rówieśnikami i miałam chwilę czasu dla siebie. Nie stać mnie na żadne przyjemności. Codziennie boję się, co będzie dalej. Wiem, co o mnie mówią. Nie dość, że dziecko urodziło dziecko, to na dodatek jestem samotna i pewnie to się długo nie zmieni. Ale wiecie co? Potrafię spokojnie spojrzeć w lustro. Żałuję wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że dałam radę.
Poród nie był spełnieniem moich marzeń. W filmach widziałam kochających ojców czekających na swoje potomstwo. Zawsze stali blisko matki swojego dziecka... To było takie słodkie. Przy mnie była tylko mama. Kiedy zobaczyłam syna, wcale się nie ucieszyłam. Myślałam, że będę płakała z radości, ale było zupełnie inaczej. Dopiero w tym momencie zrozumiałam, że teraz muszę sama o niego walczyć. Załamałam się. Krzyczałam, że nie chcę go dotykać, bo nie jestem na to gotowa. Okazało się, że jednak byłam, bo od tego momentu nie spuszczam z niego swojego wzroku. Dzisiaj ma już 6 lat i chodzi do zerówki.
Było bardzo ciężko. Stresowałam się, że robię coś źle. Bałam się, że mama będzie mnie pouczała i nie myliłam się. Dzisiaj wiem, że robiła to z troski o nas. Finansowo nie było łatwo.
W komentarzach najczęściej pojawiały się słowa, że „przecież nie ma się czym chwalić”. Zdaniem wielu z Was młode matki powinny schować się do nory i przepraszać za to, że żyją. Nie ma sensu ich pokazywać, tracić nerwy i czas na idiotki, które nie potrafiły przewidzieć konsekwencji swoich czynów. OK, przyznam szczerze, że sama czułam się kiedyś w podobny sposób. Byłam załamana swoją bezmyślnością i przerażona, że przez własną głupotę pozbawiłam się młodości i najprawdopodobniej marnie skończę. Ale wtedy mogłam liczyć na swoich rodziców, przyjaciół, a nawet nieznajomych. Nikt mnie nie wytykał palcami, przynajmniej tego nie zauważyłam. Miałam wsparcie i tego potrzebuje dziewczyna w takim momencie. Na pewno nie mieszania z błotem.
Wiele przez ten czas przeżyłam i pewnie dlatego daleko mi jest do pogardy, jaką widać w Waszych wypowiedziach. Nie jestem w stanie tak bezpodstawnie oczerniać ludzi, którzy i tak nie mają łatwo. To jest typowe zakłamanie niektórych... Na co dzień mówicie, że dzieci są najważniejsze, to nasz skarb i radość życia, aborcja to zło, dziecko powinno wychowywać się w kochającym domu itd. A kiedy przychodzi co do czego, to mnie odebrałybyście synka, a najlepiej, gdybym go usunęła jeszcze przed narodzinami. Waszym zdaniem nie nadaję się na matkę. No to bronicie dzieci, czy na odwrót?