Witajcie!
Im dłużej żyję, tym bardziej jestem przekonana, że w Polsce nie da się normalnie żyć. Tylko trochę się odróżnisz od ciemnej masy i reszta zaraz da Ci do zrozumienia, że nic nie znaczysz. Wystarczy cokolwiek – nieodpowiedni kolor włosów, orientacja seksualna, a nawet dieta. Chcę napisać kilka słów, bo rozwścieczyła mnie reakcja Czytelniczek na list pewnej weganki. Dziewczyna była zawiedziona, że na weselu nikt nie przejął się jej potrzebami. Tyle chamstwa to dawno nie widziałam. Dostało jej się tylko za to, że ma czelność żyć trochę inaczej od reszty. Zrobiono z niej wariatkę, która nie nadaje się do funkcjonowania w społeczeństwie. Wyszło na to, że tylko mięsożercy potrafią rozsądnie myśleć.
Coś mi się wydaje, że niektórym mięso zalega w organizmie i spowalnia procesy myślowe. Autorka napisała konkretnie – mogła przynieść ze sobą własne jedzenie i wcale by się nie obraziła. Żaden kłopot. Wmówiono jej, że nie musi, bo gospodarze o nią zadbają. I tak zadbali, że biedaczka nie miała co do ust włożyć. Okazali się tak samo nieczuli, jak większość komentatorów tej sprawy. Nie będzie dziwaczka nam dyktowała, co mamy robić, bo każdy normalny człowiek ma jeść mięso... Nie widzicie w takiej postawie nic nienormalnego? Ja też czuję się dyskryminowana!
Już nawet mój wegetarianizm wzbudza sensację, a co by było, gdybym w ogóle zrezygnowała z pokarmów pochodzenia zwierzęcego... Pewnie wyszłabym na obłąkaną sekciarę. Ciągle pojawiają się pytanie, dlaczego jestem taka dziwna. Przecież wszyscy normalni jedzą mięso. Powinnam się skusić, bo inaczej zachoruję. Tak, w Polsce niektórym się wydaje, że żyjemy dzięki kotletom. To one mają najwięcej wartości odżywczych i witamin. Jak można się ośmieszać takimi bzdurnymi tezami... Wystarczyłoby poczytać. Nawet z Wikipedii się dowiecie, że dieta bezmięsna jest zazwyczaj zdrowsza.
Spotykam się z problemami niemal każdego dnia. Rok temu też zdarzyło mi się pójść na wesele, gdzie zupełnie zignorowano moje potrzeby. Też był rosół i różnego rodzaju mięso. Musiałam się opychać chlebem i ciastami, bo niewiele więcej znalazłam na stole. Nikomu nie przyszło do głowy, że są Polacy, którzy potrafią żyć bez wędlin i innych tłustych „przysmaków”. A jeśli ktoś się odważy przeciwstawić temu terrorowi, to od razu wychodzi na szaleńca. Masz się dostosować do większości, albo przepadnij.
Nie rezygnując z mięsa, masz na sumieniu życie setek zwierząt. Skoro nie Ty, to ktoś inny by je zjadł? Bzdura. Gdyby zmniejszył się popyt, to automatycznie także podaż. Nie produkowano by tylu zwierząt. Tak, bo to nie jest hodowla, ale bezwzględna produkcja. W Twojej wędlince i parówce są zwierzęce oczy, ścięgna i inne flaki doprawione sporą dawką chemii. I Ty masz czelność twierdzić, że odżywiasz się racjonalnie? Skoro tak, to wolę być dziwakiem, który nie przykłada do tego ręki. To mięsożercom należy się wiadro zimnej wody na głowę, a obraża się wegetarian...
Wiadomo o co chodzi – to zagłuszanie wyrzutów sumienia. Nie chcecie wiedzieć, skąd to mięso się wzięło i ile cierpienia kosztowało. I wiecie co? Róbcie sobie, co chcecie. Nie chcę nikogo obrażać i tego samego oczekuję. Pozwoliłam sobie na chwilę szczerości tylko po to, by obnażyć obłudę niektórych. Czepiasz się innych, licz się z taką samą reakcją. Mam nadzieję, że kiedyś Polska będzie krajem, gdzie dieta człowieka nie będzie sensacją. Tego sobie i Wam życzę!
Patrycja
Ze względu na moją dietę byłam wiele razy wyśmiewana. Wyzywano mnie od ekoterrorystów, hipsterek i lesbijek. Nie mogę być przecież normalną Polką, która nie je mięsa. Polskość i wegetarianizm (a już tym bardziej weganizm) się gryzą. Zamiast uznać to za coś normalnego i przestać tak roztrząsać ten temat, ciągle muszę się tłumaczyć. Trudno żyje się w kraju, gdzie horyzonty są tak mocno ograniczone. To większość ma decydować, co jest dobre. Tylko, jak wiadomo, większość zazwyczaj racji nie ma. To mniejszości chce się poszerzać wiedzę i coś zmieniać.
Reszta siedzi bezczynnie i robi to, czego wymagają od niej inni. Objawem tego jest także objadanie się mięsem. Mało kto wyobraża sobie śniadanie bez parówki, obiad bez kotleta i kolację bez wędliny. Wmawiacie sobie, że to jest zdrowe, bo wtedy dieta jest zbilansowana. Bo tak jedzą wszyscy. A nie lepiej byłoby siedzieć cicho i się nie ośmieszać? Niech każdy je, co chce. Ja nie będę się czepiać Was, Wy przestańcie piętnować ludzi takich jak ja.
Ale skoro tego nie chcecie, to liczcie się z reakcją. Nie dam się tak obrażać. Wszystkie negatywne komentarze, które kierowaliście pod adresem tej niewinnej weganki, biorę też do siebie. Wbrew pozorom, chociaż mięsa nie jem i nie powinnam mieć przez to siły, mogę się odwzajemnić tym samym. Jeśli możecie wyzywać nas od szaleńców i dziwaków, ja mam prawo stwierdzić np., że jesteście mięsożernymi mordercami z krwią na rękach, ustach i wszystkich innych częściach ciała. Udajecie, że jest inaczej, ale podświadomie czujecie, że coś jest nie tak. Czas się wreszcie nad sobą zastanowić.
Skąd jest ten plasterek szynki na Twojej kanapce albo kotlet, który tak ładnie leży między ziemniaczkami i surówką? Z drzewa? Przymykacie oczy, bo tak jest wygodnie. A wyśmiewani przez Was wegetarianie i weganie mają odwagę się tym tematem zainteresować. My doskonale wiemy, że ta świnia czy krowa, którą łapczywie pożerasz, była hodowana tylko po to, by ją zjeść. Została spasiona i zabita bez żadnych skrupułów. W rzeźni krew leje się strumieniami. Nie ma co udawać, że jest inaczej.
Jestem od niecałego roku wegetarianką, chociaż wegan szczerze podziwiam. Dla nich szacunek do przyrody to nie tylko pusty slogan, ale obowiązek. Podobno niejedzenie mięsa można jeszcze jakoś usprawiedliwić, ale strach przed jajkami i mlekiem już nie. A wystarczyłoby trochę poczytać... Zwierzęta, którym zawdzięczamy te produkty są zazwyczaj paskudnie traktowane. Przemysł spożywczy nie ma litości. Nie wmawiajmy sobie, że krowa dająca mleko nie cierpi, a kura znosząca jajka jest szczęśliwa. W większości przypadków jest wręcz przeciwnie. Zostały stworzone tylko do tego.
Także, nie kompromitujcie się już swoją niewiedzą. A jeśli nadal w to wierzycie, to odwiedźcie jakiś zakład produkcyjny z przemysłową oborą albo fermą. Wtedy może zrozumiecie. Chociaż, pewnie nie uda Wam się tam wejść, bo takich rzeczy się nie pokazuje. Mamy żyć w nieświadomości, że to co jemy, nie ma nic wspólnego z cierpieniem zwierzaków. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się przejść na dietę wegańską. Wtedy będę miała czyste sumienie. Na razie muszę się męczyć i to przez takich ludzi, jak Wy.