Szanowne Czytelniczki...
Długo się zastanawiałam, czy pisać ten list. To ważna dla mnie sprawa, ale nie chcę być posądzona o wywlekanie rodzinnych brudów na światło dzienne. Dlatego nie podam tutaj żadnego szczegółu, który mógłby mnie jakoś zdradzić. To i tak nie ma znaczenia. Liczy się sytuacja, w jakiej się znalazłam. Mam wrażenie, że nie ja jedyna. W Polsce rzadko się myśli o zabezpieczeniu przyszłości swoich dzieci i wnuków. Wszystko wychodzi w praniu i potem pojawiają się nieporozumienia. Dokładnie tak, jak w naszym przypadku. Żyliśmy zgodnie przez wiele lat i teraz wszystko może popsuć spadek...
Nagle się okazało, że ja mam jakieś inne potrzeby, nie jestem tak ważna i w ogóle się nie liczę. Może przede mną rodzina nie widzi przyszłości? Na to wychodzi, bo w siostrę się inwestuje, a mną się nikt nie przejmuje. Zdziwiłam się, bo po babci spodziewałam się czegoś innego. Nie mam do niej pretensji, ale dobija mnie cała ta sytuacja. Nie wiem dlaczego moja siostra jest wybrańcem losu i to jej należało się odziedziczyć mieszkanie. Teraz jest urządzona do końca życia. Fajnie, że chociaż ona. Ale co ze mną?!
Temat mieszkania pojawił się bardzo dawno temu. Miałam wtedy pewnie z 10 lat, a moja siostra niewiele więcej. Jest ode mnie starsza o 2 lata. Nie wiem dlaczego, ale pamiętam rozmowy o tym. Babcia już wtedy mówiła, że jest stara, nie będzie żyła wiecznie i coś trzeba postanowić. Stanęło na tym, że spadek dostanie najstarsza ze wszystkich jej wnuków. Dodam tylko, że więcej, niż my dwie, nie ma. Miałam 50% szans na przytulne mieszkanko w centrum miasta. Przegrałam i było mi wszystko jedno. To jeszcze za wcześnie, żeby myśleć o takich rzeczach. Babcia miała żyć wiecznie.
Lata mijały, gdzieś z tyłu głowy wiedziałam, czym to się skończy, ale nie poruszałam tematu. Mieszkanie jest czymś konkretnym, namacalnym, ale głupio było w ogóle o tym mówić. Odziedziczenie go wiąże się ze śmiercią babci, a przecież jej tego nie życzę. Siostra skończyła 18 lat, poszła z babcią do notariusza i po temacie. Wiedziałam o co w tym chodzi, ale nie protestowałam. Wydawało mi się to normalne. Przecież ja sobie na pewno poradzę i nie potrzebuję jałmużny.
Od dawna było wiadomo, że jeśli babci zabraknie, to siostra z automatu zostaje jedynym właścicielem. Nie było żadnego testamentu, tylko ta wcześniej spisana umowa. To był dla wszystkich odległy temat, więc nikt o tym nie myślał. I było tak aż do końca lutego tego roku, chociaż wiedzieliśmy już wcześniej, że to są ostatnie chwile babci. Naiwnie myślałam, że z tego wyjdzie. Aż tu nagle bach – koniec. Przeżyła swoje lata, była otoczona kochającą rodziną i była wspaniałym człowiekiem. Długo ją opłakiwałam. No, ale trzeba było zająć się też przyziemnymi sprawami.
Zostało wielkie mieszkanie w centrum miasta. Babcia mieszkała w nim sama od prawie 20 lat, kiedy zmarł nasz dziadek. Z siostrą go mało kojarzymy. Może nie jest to nowoczesny apartament, ale gdyby wymienić niektóre meble i odświeżyć całość, to naprawdę świetna nieruchomość. I co teraz? Siostra powinna się tam z dnia na dzień przeprowadzić i zacząć płacić rachunki. Tak by było sprawiedliwie. No, ale oczywiście jest inaczej... Zostałam z niczym i teraz na to patrzę.
Siostra jest aktualnie osobą bezrobotną. Za bardzo wybrzydzała i z początkiem roku ją zwolnili. Pracowała w handlu za niewielkie pieniądze. Teraz też ma wielkie wymagania i pewnie dlatego siedzi w domu od kilku miesięcy. Naprawdę dziwię się rodzicom, że to tolerują. Na ich miejscu postawiłabym jej ultimatum. Ja powoli kończę studia i pracuję. Radzę sobie naprawdę nieźle i oby tak dalej. A miało być przecież na odwrót... To starsza siostra miała się szybciej usamodzielnić i być wzorem dla młodszej. U nas jest inaczej. Mam też chłopaka. Od prawie 3 lat tego samego i myślę, że ostatniego. Chciałabym z nim zamieszkać, ale na razie nie było okazji.
Przykro mi o tym mówić, ale wydaje mi się, że babcia i rodzice się przeliczyli. A teraz jest tylko problem. Mieszkanie zostało własnością bezrobotnej dziewczyny, której długo nie będzie stać na jego utrzymanie. Na dodatek ona jest od zawsze sama i chyba nigdy nikogo na poważnie nie miała. Z kim miałaby tam mieszkać? Efekt będzie taki, że trzeba będzie mieszkanie wynająć komuś obcemu, a ja miałabym tam z kim i za co mieszkać... Jeszcze brakuje tego, żeby ona brała pieniądze z wynajmu dla siebie. Wtedy już w ogóle się za siebie nie weźmie, bo lepszy taki łatwy zarobek, niż prawdziwa praca.
Nie podoba mi się to, jak moja rodzina załatwiła tę sprawę. Dla mnie dalej nie jest załatwiona. Uważam, że należy mi się cokolwiek z tego. Nie będę się domagała mojej części, bo nie wiem czy to możliwe. W końcu mieszkanie przepisano na siostrę dawno temu i według prawa to nie jest zwykły spadek. Ale oprócz tego odziedziczyła przecież mnóstwo rzeczy po babci. Za to należy mi się zachowek. O tym mowy nie ma, bo według rodziców i siostry ta sprawa w ogóle mnie nie dotyczy. To dla mnie bolesne, bo byłam taką samą wnuczką, jak ona. W ostatnich latach bardzo pomagałam babci, kiedy ona się migała.
Wiem, że nie tylko u nas tak głupio wyszło. W wielu rodzinach jest ten sam problem. Wybiera się jedną osobę z rodzeństwa, ona dostaje wszystko, a reszta niech się przygląda. Siostra jest już urządzona raz na zawsze. Co by nie robiła, to ma fajne i duże mieszkanie, na co ja nigdy pewnie nie będę mogła sobie pozwolić. Nawet na wynajem mnie nie za bardzo stać, a co dopiero kupować taką nieruchomość. Ile to jest warte? Nie będę przesadzała, ale na pewno kilkaset tysięcy złotych. Spadło jej to z nieba, więc to chyba normalne, że coś mi w tym nie gra.
O babci złego słowa nie powiem, ale mam żal do tej sytuacji. Powinnyśmy odziedziczyć wszystko po połowie i potem jakoś się dogadać. Może nawet sprzedać mieszkanie i podzielić się pieniędzmi. Kupiłybyśmy sobie mniejsze i obie mogłybyśmy spać spokojnie. Tak się nie stało i nie za bardzo wiem jak to odkręcić. Nie mam zamiaru chodzić do sądu i czegoś się domagać.
Czy tylko ja widzę w tym niesprawiedliwość? Teraz jest taka sytuacja, że ona jest na utrzymaniu rodziców, a oni jeszcze płacą za jej mieszkanie. Ja nie mam nic, a pewnie w najbliższych latach czeka mnie ślub, dziecko itd. Bardzo by mi to ułatwiło start. Ona tego na razie wcale nie potrzebuje...
Co byście zrobiły w mojej sytuacji? Chciałabym mieć spokój i dobre stosunki z rodziną, ale ta sprawa mnie dobija.
Magda