Droga Redakcjo i Czytelniczki!
Nigdy nie uważałam siebie za materialistkę. Lubię ładne rzeczy, ale na pewno nie za wszelką cenę. Moich rodziców trudno nazwać bogaczami. Po prostu nie mają problemów finansowych, na wiele rzeczy nas stać i tak naprawdę o nic nie muszę się martwić. Jestem im za to wdzięczna, bo dopiero teraz zrozumiałam, co się dzieje, kiedy na wszystko brakuje... Wtedy nie tylko trudniej ci się żyje, ale jesteś kiepsko postrzegana przez innych. Nie spodziewałam się tego po sobie, ale w podobny sposób potraktowałam koleżankę. Dosłownie na każdym kroku raziła mnie jej bieda. Syty głodnego nie zrozumie, jak mówi moja babcia.
Wiedziałam, że w domu jej się nie układa. Jej rodzice to na pewno mili ludzie, ale trochę nieporadni. Jej mama chwytała się wszystkiego, ale utrzymuje się głównie ze sprzątania. Tata ma podobno jakieś problemy zdrowotne i jest na rencie. Nie wiem, czy to nie ma coś wspólnego z tym, że kiedyś dużo pił, ale nie chcę rzucać oskarżeń. Dostają jeszcze jakiś głodowy zasiłek i naprawdę na niewiele ich stać. Próbowałam o tym wszystkim nie myśleć i kolegować się z nią, ale tak się nie da. Kiepska sytuacja finansowa wychodzi na każdym kroku i strasznie jej tego współczuję.
Tak naprawdę nie wiem, jak ona się z tym czuła i co myśleli jej rodzice. Przecież wiedzieli, że jeśli ich córka gdzieś wychodzi, to przecież nie za darmo. Ktoś musi jej wszystko stawiać. Zazwyczaj byłam to ja. Na początku było ok, bo czułam, że robię coś dobrego. Dziewczyna się rozerwie i zapomni o szarej rzeczywistości. Ale takie głupie problemy pojawiały się ciągle.
Musiałam się dwa razy zastanowić, zanim jej coś powiem lub zaproponuję. Obie wiedziałyśmy, jaka jest sytuacja, ale ona specjalnie się nie żaliła, a ja nie chciałam, żeby czuła się głupio. Nawet na zakupy nie mogłyśmy iść razem. Chciałabym połazić, poszukać ciuchów, coś sobie kupić, a ona co? Patrzyłaby tylko na to, na co nie może sobie pozwolić.
W ostatnim czasie nasza znajomość trochę się popsuła. Lubię z nią rozmawiać i spędzać razem czas, ale tak się długo nie da. Nie czułam się jak jej przyjaciółka. Przykro mi to mówić, ale byłam dla niej raczej niedoścignionym „wzorem”, kimś z innego świata. Ufała, że jeśli mówię o czymś dobrze, to na pewno mam rację. Nie ma własnego zdania w żadnym temacie. Próbowałam to zmienić, ale co ja sama mogę... Cieszę się, że chociaż przy mnie mogła odetchnąć i poczuć się beztrosko. Ale to równocześnie mnie martwi. Nie da się opierać znajomości na takiej zależności.
Wstyd mi to przyznać, ale pieniądze odgrywają dużą rolę. Ludzie na podobnym poziomie jakoś się zrozumieją, ale kiedy dzieli ich przepaść... Wtedy nawet dobre chęci nie pomogą. Ja bardzo chciałam, ale nie potrafię. Chciałabym być przyjaciółką, a nie „przepustką do lepszego życia”. Być na równi z nią, a nie czuć się kimś ponad... Na razie to się nie udaje.
Asia
Na pierwszy rzut oka widać, że ma ciężko. Do szkoły przychodzi praktycznie w tych samych ciuchach każdego dnia. Jeden zestaw wypierze, czysty założy i tak na zmianę. U innych nie zwracam na to uwagi, bo ciągle coś zmieniają w swoim wyglądzie, a ona jest taka sama odkąd ją znam. Stary plecak, a w nim niewiele. Trochę czasu od początku roku minęło, a ona nie ma większości książek. A te które kupiła są tak zniszczone, że nie wiem, jak się z nich uczy. Myślałam nawet, żeby jej coś dokupić i wymyślić powód, dlaczego robię jej taki prezent, ale na razie nic z tego nie wyszło. Porozmawiam z mamą i może coś wymyślimy.
Nie wiem jak to powiedzieć, ale wystarczy na nią spojrzeć, żeby zobaczyć, co się dzieje w jej domu. Jest zaniedbana, rzadko się uśmiecha, wszystkie nowości ją dziwią. Jak przyniosłam do szkoły tablet, to się dopytywała, co to jest... Dobre jest to, że nie boi się ludzi. Na pewno wie, że trochę się od nas różni, ale często próbuje zagadywać. Widocznie brakuje jej towarzystwa i chciałaby się poczuć jak normalna nastolatka. Próbowałam jej w tym pomóc razem z koleżankami, ale dziwnie to wychodzi. Myślałam, że kasa nie ma aż takiego znaczenia, ale to ciągle wychodzi...
Trudno powiedzieć, żebyśmy zostały przyjaciółkami. Chciałam, żeby nie czuła się odrzucona i ciągle jej coś proponowałam. Pomyślałam sobie, że na jej miejscu chyba bym oszalała. Tylko szkoła, dom, żadnych przyjemności. Zaczęło się od tego, że zaprosiłam ją do kina. Powiedziałam, że dostałam bilety i trzeba je wykorzystać. Poszłyśmy, ale i tak nie udało się uniknąć kłopotliwych sytuacji. Ubrała się jak zwykle, czyli w jeden ze swoich dwóch zestawów. Dziwnie to wyglądało, bo wokół sami eleganccy ludzie. Zapytałam, co kupujemy do picia, czy może ma ochotę na popcorn. Speszyła się. Dopiero wtedy zrozumiałam, że nie mam co pytać, bo pewnie nie dostaje kieszonkowego. Po prostu kupiłam i całkiem fajnie spędziłyśmy wieczór.
Po wszystkim zaproponowałam, że odprowadzę ją do domu. Nie wiem, czy nie chciała mi robić problemu, czy się wstydziła, ale chyba tego nie chciała. Zapytała, czy nie szkoda mi biletów, bo przecież musiałabym się specjalnie przesiadać. Powiedziałam, że mam kartę na wszystkie linie, a ona zrobiła duże oczy. Pewnie sama takiej nigdy nie miała. Ona chciała podjechać na mój przystanek i dalej iść pieszo. Jakoś wynalazła w portfelu kilka złotych, kupiła ten bilet i pojechałyśmy.
Szkoda mi jej, bo ona naprawdę nigdzie nie była, nic nie widziała. I nie bardzo może to zmienić, bo bez pieniędzy to można sobie posiedzieć w domu i nic więcej. Zupełnie nie pasuje do naszych rówieśników, którzy chcą i mogą robić, co tylko sobie wymyślą.
Dla niej głupie wyjście do kina czy kawa na mieście, to problem. Bo z czego zapłaci? Dlatego sama krępuję się ją zapraszać. Nie chcę wyjść na jej sponsorkę. A jak nie zaproszę, pójdę z kimś innym i ona się dowie – pewnie się obrazi. Trochę mnie to męczyło.
W wielu sytuacjach czuję, że zachowuję się nieodpowiednio. Dla mnie to zupełnie normalne rzeczy i nie myślę o tym, że dla kogoś to może być problem. Kiedy inna moja koleżanka zaprosiła mnie na imprezę i robiła zrzutkę na jedzenie i napoje, musiałam za nią zapłacić. Tylko po to, żeby nie miała powodu odmówić. Wiecie jak się ubrała? Tak jak zawsze... Szkoda, że tego nie przewidziałam i nie zaproponowałam jej, żeby wybrała sobie coś z mojej szafy.
Zabawa się rozkręciła i było naprawdę fajnie, ale czułam, że ona nie czuje się tam najlepiej. Wszyscy tacy pewni siebie, rozmowni, a ona cicha, zakompleksiona. Rozmawialiśmy np. o planach na wakacje, to ona milczała, bo o czym tu mówić... Pojawił się temat klubów, w których ostatnio byłyśmy, to też nie miała nic do powiedzenia. Naprawdę trudno się kolegować z kimś takim, bo na każdym kroku może jej się zrobić głupio. A tego nie chcę.
To nie jej wina, ale wiele razy musiałam ją tłumaczyć. Kiedy ludzie dziwnie na nią patrzyli, bo nieodpowiednio się ubrała... Kiedy wypytywali, co to za dziwak przyszedł... Kiedy twierdzili, że ona chyba nie ma w domu lustra, a wstydu to już na pewno...
Musiałam też prosić rodziców, żeby każdy mój wypad gdziekolwiek liczyli podwójnie. Bo skoro idę z nią, to trzeba się nią zaopiekować, za wszystko zapłacić. Mama mówiła, że mnie podziwia i nigdy niczego nam nie pożałuje, ale dla niej to też nie było komfortowe. Nagle musiała przejąć rolę jej matki.