Witajcie,
jestem panią w pewnym wieku, matką, kobietą po rozwodzie. Życie ułożyło się tak, a nie inaczej, ale wszystko wynagrodziło mi istnienie mojej córki. Natalia za chwilę skończy 17 lat, uczy się w liceum i jest wyjątkowo dojrzała, jak na swój wiek. Przez wiele lat żyłyśmy we dwójkę i chociaż bywało różnie, to zawsze dawałyśmy sobie radę. To nie była tylko moja zasługa. Ona nie sprawiała żadnych problemów, a to było spore ułatwienie. Dalej nie sprawia, ale niektórzy twierdzą, że tym razem to ja oszalałam. Bo pozwoliłam jej mieszkać z chłopakiem, chociaż nie jest pełnoletnia.
To wszystko prawda – rzeczywiście mieszka z nim i nie ma jeszcze osiemnastu lat, ale dla mnie to nie ma większego znaczenia. Uważam, że nie popełniłam błędu i jakoś mnie nie przekonują te wszystkie czarne wizje o których słyszę. Jak kogoś teraz spotykam, to ciągle są pytania, czy Natka już rzuciła szkołę i czy przypadkiem nie zaszła w ciążę. Nie wiem, ludzie chyba oceniają wszystkich swoją miarą. Ja takich obaw nie mam, bo jej ufam. Mam ją podejrzewać na zapas, bo rolą matki jest szukanie dziury w całym? Zgodziłam się na to wspólne mieszkanie i nie widzę powodu, bym się teraz z tego wycofała.
fot. Thinkstock
Ja wiem jak to brzmi. W sumie to ona ma dopiero 16 lat rocznikowo. 17 za chwilę, do pełnoletności wciąż daleko. W takim wieku powinna siedzieć nad książkami, nie myśleć o chłopakach i podlegać wyłącznie mojej opiece. Teoretycznie wszystko się zgadza, ale uwierzcie, że to wszystko naprawdę wspaniale działa. Kibicuję jej związkowi, lubię jej chłopaka, czuję szacunek ze strony jego rodziców. Dzisiaj nie mam już żadnych obaw i po prostu cieszę się jej szczęściem.
Czy zasłużyłam na nazywanie mnie złą, lekkomyślną i nieodpowiedzialną matką? Czy trzeba mnie straszyć opieką społeczną i sądami rodzinnymi? Jak ktoś ma klapki na oczach, to widocznie tak...
Nie mam sobie nic do zarzucenia. I na pewno nie myślę, że to norma i teraz każda nastolatka powinna się usamodzielniać. Widocznie moja córka jest wyjątkowa.
Mama
fot. Thinkstock
Temat pojawił się na przełomie października i listopada. Już po wakacjach, które spędzili razem. Chłopak córki ma 23 lata, więc jest od niej trochę starszy. Na początku patrzyłam na ten związek sceptycznie, ale co ja mogłam? Zakazy nie działają w takiej sytuacji. Znienawidziłaby mnie, a i tak by się z nim widywała. Wbrew wszystkim ja nie widziałam w nim młodocianego pedofila, ale rozsądnego chłopca. Są ze sobą od ponad roku, a tegoroczne wakacje spędzili razem. Najpierw w czasie wyjazdu za granicę, a potem pomieszkiwali u jego rodziców, kiedy dom był wolny.
Czy ja byłam z tego powodu szczęśliwa? Nie, jak każda mama obawiałam się, że on ją skrzywdzi albo zmusi do czegoś, na co córka nie ma ochoty. Nic takiego się nie stało. Zamiast tego ciągle wysłuchuję od niej, a mówi to ze łzami w oczach, że strasznie go kocha i on jej daje mnóstwo siły. Głębokie jak na niepełnoletnią dziewczynę, która zdaniem społeczeństwa jest jeszcze za głupia na podejmowanie poważnych kroków. No i kilka miesięcy temu rodzice wynajęli mu mieszkanie i jakoś tak naturalnie wyszło, że chcieliby tam żyć razem.
fot. Thinkstock
Zareagowałam typowo – po moim trupie, jesteś za młoda, co ludzie powiedzą i tak dalej. Ale tak mnie urabiali przez kolejne tygodnie, że wreszcie zgodziłam się na wspólny weekend, potem kilka dni więcej i wreszcie całkiem się do niego przeprowadziła. To nie jest kwestia mojego wygodnictwa lub tego, że miałam jej dość i było mi to na rękę. Wręcz przeciwnie – ciężko mi się żyje samej w czterech ścianach, ale jestem szczęśliwa, że córce jest dobrze. Nie uważam tego za lekkomyślność czy inny młodzieńczy bunt. Oni zachowują się bardzo dorośle!
W takich historiach zazwyczaj kończy się na tym, że starszy chłopak odcina dziewczynę od jej rodziny i robi się bardzo nieprzyjemnie. A tutaj? Regularnie jestem do nich zapraszana na obiadki lub inne kolacje. Sami chętnie do mnie wpadają. Zdarzyło się, że jechałam z nimi na działkę jego rodziców i obcowaliśmy tam ze sobą jak rodzina przez cały weekend. To jest poważna relacja dwóch młodych, może nawet bardzo młodych ludzi, którzy mają sporo oleju w głowach. Kibicuję im, bo sama mogłam pomarzyć o takim związku.
fot. Thinkstock
Nie wydarzyło się przez tych kilka miesięcy nic niepokojącego. Córka nie rzuciła szkoły, ani nie opuściła się w nauce. Wciąż chodzę do niej na wywiadówki i uczy się tak samo dobrze, jak do tej pory. W ciążę nie zaszła. Nie przyszła z płaczem, że on ją do czegoś zmusza lub czegoś zabrania. Zamiast tego są telefony i rozmowy, że dzień minął jej wspaniale i tak dalej. Zdarza się, że jej chłopak się odezwie, żeby zaproponować pomoc w przewiezieniu ciężkich zakupów albo naprawieniu czegoś. Moja córka jest młodą dziewczyną, ale ten ich związek nie jest w żadnym stopniu niedojrzały.
Niestety, ludzie z zewnątrz nie potrafią tego zrozumieć. Nawet moje najbliższe koleżanki twierdzą, że zachowałam się lekkomyślnie pozwalając na to. Że szybko tego pożałuję. To znaczy kiedy? Na razie jest sielanka, zdążyłam już poznać chłopaka i jego rodzinę. Niczego się z ich strony nie obawiam. Ogólnie wychodzi na to, że nie panuję nad własnym dzieckiem, a to, że się zgodziłam na jej wyprowadzkę, to było trochę z wygody. Bo teraz żyję sobie sama i nie mam żadnych obowiązków.
fot. Thinkstock
To jest absurdalny zarzut, bo chętnie bym jej robiła dalej śniadania do szkoły, podawała obiady, sprzątała i goniła do lekcji. Ale wiecie co? Mam pewność, że robi to teraz ktoś inny, a ona przez kilka miesięcy nauczyła się niesamowitej samodzielności. To już nie jest niezdarna i leniwa licealistka, ale młoda kobieta z głową na karku.
Innego zdania jest mój były mąż, który regularnie straszy, że doniesie na mnie do opieki społecznej. Jego zdaniem pozbyłam się dziecka z domu dla własnej wygody i nie wypełniam swoich rodzicielskich obowiązków. Widocznie jest ślepy i odreagowuje własne przewinienia. Przez kilka lat w ogóle nie uczestniczył w naszym życiu.
Jestem pewna, że ani on, ani ja nie mam się czego obawiać. Córka jest bezpieczna, kochana i na pewno nie zmarnuje sobie życia.