Cześć,
mam na imię Karolina, mam 27 lat i od niedawna jestem zaręczona. Ten związek trwa już od 2010 roku, więc zdążyliśmy się poznać. Jeszcze ze sobą nie mieszkamy, ale to tylko z braku możliwości. Po ślubie na pewno się to zmieni. O ile zostaniemy małżeństwem, bo przyznam się, że po takiej akcji mam coraz większe wątpliwości. Niby się wzruszyłam i powiedziałam „tak”, ale mógł to jakoś inaczej zorganizować!
Nie przywiązuję zazwyczaj wagi do tego co wypada, a co nie, okoliczności i symboli. Jestem raczej realistką, a nie romantyczką. Kiedyś się śmiałam, że gdybym kochała faceta, a on oświadczyłby mi się w stodole albo łazience, to nie miałabym z tym problemu. Przecież liczy się to, kto zadaje pytanie, a nie gdzie. Dzisiaj trochę zmieniłam zdanie, bo mój narzeczony trochę przesadził.
Oświadczył się w najgorszym możliwym terminie i w najdziwniejszym miejscu, jakie można sobie wyobrazić.
Na ostatni weekend pojechałam z nim i jego tatą do miejscowości, skąd pochodzą. Mieliśmy tam odwiedzić groby, a wracając zajrzeć do mojej rodziny. Oczywiście mogłam to zrobić z moimi rodzicami, ale już się przyjęło, że na cmentarz chodzę z nim. Dla niego to ważne, bo 3 lata temu pochował swoją mamę. To cały czas świeża rana i naprawdę bardzo mu z tego powodu współczuję. Kocham, więc chcę go wspierać.
Nic nie zapowiadało, że to będzie inne Wszystkich Świętych, niż zwykle. Kupiliśmy znicze i kwiatki, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Jeszcze się umówiłam z moimi rodzicami, że jak zdążę, to wieczorem razem się wybierzemy na groby dziadków. Ale to nie był zwykły dzień i wieczorem nigdzie już nie poszłam.
Dotarliśmy, jego tata zaczął robić gruntowne porządki, a kiedy już grób mamy był gotowy, wtedy zostaliśmy sami.
Do teraz nie wiem, gdzie jego ojciec zniknął. Chyba za bardzo byłam zajęta sprzątaniem. On miał coś przynieść z samochodu albo kupić, już nie kojarzę. Stoimy tam we dwójkę, widzę że on się wzruszył, objęłam go i on zaczyna mówić. Że nie planował tego w ten sposób, bo to może być dla mnie kłopotliwe, ale nie może się powstrzymać. Jego mama byłaby szczęśliwa, on jeszcze bardziej. Dalej nie wiem, o co mu chodzi.
Wtedy przyklęknął jedną nogą na wylewce przy grobie, wyciągnął z kieszeni pudełeczko i najnormalniej w świecie mi się oświadczył. Przyjęłam pierścionek, powiedziałam, że chcę z nim być do końca i wtedy wrócił jego tata. Podobno o niczym nie wiedział, ale bardzo się cieszył.
Trochę nie chce mi się wierzyć, że to stało się tak nagle i przypadkiem. Wszystko wyglądało jak zaplanowana akcja. A ja sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.
Minęło bardzo mało czasu, ale jeszcze nikomu się nie pochwaliłam. Nie wiem, jak mam to zrobić. Kocham go i chcę z nim być, ale inaczej to sobie wyobrażałam. Z jednej strony jestem dumna, że poprosił mnie o rękę, ale z drugiej – wstydzę się. Jak komuś powiem, to się na pewno będzie dopytywał, jak do tego doszło. I co ja mam w tym momencie powiedzieć? Że oświadczył mi się 1 listopada, a żeby było ciekawiej, to klęcząc na grobie?
Ja w pewnym sensie rozumiem, dlaczego tak to wyszło. On bardzo kochał swoją mamę i chciał, żeby była razem z nim w tak szczególnym dniu. Jak już się zgodziłam, to on położył dłoń na grobowcu i przysiągł jej, że nigdy mnie nie skrzywdzi. To było bardzo wzruszające, ale chyba nikt inny tego nie zrozumie.
Jak się przyznam do cmentarnych oświadczyn, to ludzie naprawdę wezmą nas za chorych psychicznie. Nie dziwię się wcale.
Biję się z myślami, co o tym wszystkim sądzić. Przez chwilę wydaje mi się, że to najpiękniejszy dowód miłości. Obecność mamy, ta przysięga i podniosła atmosfera. Potem dochodzę do wniosku, że zwariował. Już dawno powinien się pogodzić ze stratą, a przynajmniej mnie w to nie wciągać. Znałam jego matkę, ale to nie powód, żebym przeżywała najpiękniejszy moment w życiu na cmentarzu.
Z tego powodu raczej taki piękny nie jest. Wiadomo, że jestem kobietą, chciałabym się pochwalić i wykrzyczeć swoją radość, ale jest mi normalnie wstyd. Wszystkich interesuje, jak wyglądały oświadczyny. Koleżanki umrą z ciekawości i wreszcie to ze mnie wyduszą. Pamiętam, że jedna zaręczyła się na pokładzie samolotu, inna na polanie w środku lasu.
A ja na grobie...
Szkoda, że połączył te dwie okazje i teraz wszystko nam się będzie kojarzyło. Każda wzmianka o zaręczynach i ślubie to myśl o grobie, o jego matce. Każde odwiedziny cmentarza to skojarzenie z oświadczynami, pierścionkiem i nową drogą życia. Niby nową, a wszystko w miejscu, gdzie zakończyło się życie bardzo ważnej dla niego osoby.
Nie zrozumcie mnie źle – jestem szczęśliwa, że do tego doszło. Trafiłam na super faceta i chcę za niego wyjść. Przeszkadzają mi tylko okoliczności i mam nadzieję, że to nie jest dla nas zły znak. Nie wiem kiedy się odważę, żeby komuś znajomemu o tym opowiedzieć. Przecież mnie wyśmieją...
Karolina