Szanowna Redakcjo...
Chcę opisać historię swojego związku. Miałam nadzieję, że będzie opierał się na wartościach, które są dla mnie bardzo ważne, ale zawiodłam się. To, co się dzieje w moim małżeństwie powinno być przestrogą dla wszystkich. Byłam pewna, że znam swojego ukochanego, ale teraz czuję się przez niego w jakiś sposób oszukana. Dobrze wiedział, jaki mam pogląd na niektóre sprawy, a dzisiaj udaje, że to nie ma większego znaczenia i jakoś mnie sobie wychowa. Gdyby tu chodziło o jakąś drobnostkę, to chętnie bym się dostosowała, ale to dla mnie kwestia fundamentalna.
Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów. Nie przypuszczałam, że odnajdę miłość w dużym mieście, bo wiedziałam, że tutaj obowiązują inne zasady. Ludzie w moim wieku zazwyczaj mają za sobą bogatą przeszłość, mnóstwo grzechów na sumieniu i żyją bez Boga. Nie miałam ochoty nikogo nawracać, ale tym bardziej pozbywać się swoich przekonań. A jednak, to właśnie tutaj poznałam mieszczucha, który spełniał wszystkie moje wymagania. Bardzo przyzwoity człowiek, któremu wystarczyło spokojnie wytłumaczyć swoje racje.
To był związek, o jakim zawsze marzyłam. Poznawanie siebie nawzajem, ogromny szacunek i trzymanie się podstawowych zasad. Szybko zrozumiał, że albo się dostosuje, albo nic z tego nie wyjdzie.
Czasami prowokował rozmowę i zastanawiał się głośno, jaki to ma sens, ale powiedziałam mu, że jeśli mnie kocha, to powinien mieć w sobie dużo szacunku do moich racji. Przede wszystkim – seks przed ślubem zazwyczaj wiąże się z nieodpowiedzialnością za drugiego człowieka. Chodzi tylko o zaspokojenie popędu. Jeśli się nie spodoba, to można się rozejść. Młodzi ludzie bardzo często tak robią. Poza tym, nie chciałam zostać matką przed zawarciem sakramentu. Trzeba się było zabezpieczać? Rzecz w tym, że wiara, którą traktuję poważnie, wyklucza antykoncepcję.
Możecie mówić, że to średniowieczne poglądy, ale według mnie mają sens nawet w XXI. Chyba większy, niż kiedykolwiek, bo dzisiaj seks traktuje się jakoś coś niepoważnego. Można sypiać z kim się chce, bo nie niesie to za sobą żadnych poważnych konsekwencji. Najwyżej ktoś poczuje się później urażony, ale przynajmniej jest niewielkie ryzyko wpadki. Dla mnie bliskość z mężczyzną to coś więcej, a na tak poważne rzeczy najlepiej zdecydować się już w małżeństwie.
Jestem przeciwna antykoncepcji w każdej formie. Nigdy nie brałam pigułek przepisanych przez ginekologa, ani nie zgadzałam się na stosowanie prezerwatywy. Uważam je za zło i nawet gdybym była niewierząca, chyba podobnie bym na to patrzyła.
Obserwuję swój cykl i dni płodne, więc nic takiego jeszcze się nie wydarzyło. Wiadomo, że może być różnie, ale chyba po to jesteśmy małżeństwem, żeby brać odpowiedzialność za swoje czyny? Z miłości fizycznej wreszcie powstanie dziecko. On umywa ręce. Czyli jednak wcale się nie zmienił. Powstrzymywał się od seksu przed ślubem, ale po nim uważa, że może już wszystko. Także złamać moje sumienie.
Skończyło się na kilku razach. Na moich zasadach. Po kolejnej dyskusji powiedziałam mu, że dopóki nie zmądrzeje, nie ma na co liczyć. Tak się nie da długo żyć. A co najgorsze, zaczęłam o nim źle myśleć.
Pigułki hormonalne mają ogromny wpływ na organizm kobiety. Zupełnie nas rozregulowują. Zmienia się cykl, reakcje naszego ciała, pojawia się wiele skutków ubocznych. To jest igranie z czymś, co jest dla nas zupełnie naturalne, czyli płodnością. Wiem z poważnych badań, że długotrwałe ich stosowanie może wpłynąć na późniejszą możliwość zajścia w ciążę, a ja marzę o zostaniu matką. Nie widzę sensu faszerowania się podobnymi lekami, które mogą bardzo zaszkodzić, a w zamian dają tylko jedno – niezobowiązujący seks, który kompletnie mnie nie interesuje.
Z prezerwatywami jest trochę inaczej, bo to antykoncepcja mechaniczna. Nie wpływa na organizm kobiety, ani mężczyzny. Jedyna ich dobra strona, to zabezpieczenie przed niektórymi chorobami, ale od długotrwałego partnera można jednak wymagać zdrowia. Przez to, że są tak dostępne, każdy może „kochać się” z każdym (chociaż z miłością ma to niewiele wspólnego). Poglądy Kościoła na ten temat są zbieżne, pomijając kwestie czysto biologiczne.
Przyjął to do wiadomości, bo jak stwierdził, tak bardzo mnie kocha, że chce być dla mnie lepszym człowiekiem. Przez dłuższy czas mu się to udawało. Przynajmniej tak mnie zapewniał. Dzisiaj niczego nie jestem pewna.
Ślub wzięliśmy w młodym wieku, bo trudno żyć ze sobą bez sakramentu i nie grzeszyć. Chciałam być bliżej niego, wspólnie zamieszkać i wziąć za siebie pełną odpowiedzialność. Mam wątpliwości, czy to była dobra decyzja. Pomimo, że przysięgałam przed Bogiem i wciąż go kocham, teraz poznaję go z zupełnie innej strony. Znowu zaczął nalegać na antykoncepcję. Twierdzi, że zrobił wszystko – powstrzymywał się, wziął ślub, z którym chętnie by jeszcze zaczekał, kocha mnie i teraz możemy już sobie odpuścić. Powinnam się zdecydować na pigułki, a on będzie stosował prezerwatywy. Mężem może być, ale ojcem jeszcze nie.
Dopiero teraz widzę, jaki on jest naprawdę. Może powstrzymywał się od seksu ze mną, ale przecież mógł zaspokajać swój popęd z kimś innym... Jak o tym pomyślę, to nie potrafię się uspokoić. Skoro tyle czasu udawał mężczyznę, który rozumie moje poglądy i teraz wszystko odwołuje, to znaczy, że był zdolny do wszystkiego. Mógł udawać przede mną, a na boku... Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.
Zastanawiam się, co by się stało, gdybym teraz nagle zaszła w ciążę? Nie jestem pewna, czy by to zaakceptował i potrafiłby się cieszyć. Skoro tak szybko zmienia zdanie, to może nakłaniałby mnie na usunięcie dziecka? Chociaż bardzo nie chcę, tracę do niego zaufanie i nie wiem jak to dalej będzie. Przysięga złożona, mamy spędzić razem resztę życia, a on pokazuje swoją prawdziwą twarz, która zupełnie mi się nie podoba...
Milena
Dla niego przymknęłam oczy na niektóre rzeczy. Kiedyś szczerze przyznał, że miał już dziewczynę, z którą łączyła go bliskość fizyczna. Zawiodłam się, ale stwierdziłam, że kim ja jestem, żeby go oceniać. Stało się i albo postaram się z tym jakoś żyć, albo będę szukała ideału w nieskończoność. Trochę się bałam, czy da radę podołać moim przekonaniom, ale zdecydowałam się zaryzykować. Przez ponad rok było po prostu idealnie. Nie spodziewałam się, że pod moim wpływem tak łatwo się zmieni, a jednak wytrzymał. Dla przeciętnego chłopaka z miasta to musiała być ciężka sprawa. On dał radę.
Kiedy nasza znajomość zaczęła się rozwijać, wyznałam mu szczerze, czego oczekuję i jak powinno wyglądać nasze wspólne życie w najbliższych miesiącach, może latach. Podstawowa zasada – zależy mi na zachowaniu czystości do ślubu. Dlatego nie powinien na mnie naciskać i próbować mnie złamać. Nie zostawaliśmy u siebie na noc, żeby nie kusić losu. Nawet mnie bywało ciężko, ale wiedziałam, że tak powinno być.
Zrozumiał, że seks to coś więcej, niż tylko przyjemność. Tak mi się przynajmniej wydawało. Mogłam być spokojna, bo nie miał żadnych pretensji.